Wczorajszy księżyc był o wiele lepszy, niż to poranne wkurwiające słońce. Spoglądam na telefon. 7:31. Nie idę dziś na wykłady, nie mam siły.
- Zostaję dziś w domu. - mówię półprzytomny do telefonu. Za daleko jest jego pokój, by tam iść. Nie ważne, że za ścianą. Po za tym, to on wczoraj po nią zadzwonił. Chuj wie po co. Zamykam oczy i już nie słyszę jak wychodzi.
Budzę się kolejny raz. Znów telefon. 11:49 Teraz mogę wstać. Podnoszę się z łóżka, potykam
o własne spodnie i staram się przypomnieć kto tu był. Wszędzie jakieś guziki i moje ciuchy. Rozsypane fajki i 6 pustych butelek po piwie. Składam powoli części do siebie. Melina, Marga, Eva... Co było, gdy ona wyszła? Mózg się buntuje. Sięgam po fajkę z podłogi i zapalam. Teraz czas na kawę.Siedząc na kanapie przychodzi do mnie Fenek, układa się na kolanach i wtula się we mnie.
- Ty masz takie fajne życie. Uratowałem Cię i wszystko jest ok. A ja? Tak wielu chce mnie ratować, a ja ich nie chcę. - drapię go lekko za uszkiem i rozkoszuję się jego cichym mruczeniem. Kątem oka dostrzegam powiadomienie w telefonie.
„Dorian co się z Tobą dzieje?"
Ignoruję, bo nie warto, bo nie chcę.
„Gadałam z Mickiem. Wiem, że źle z Tobą."
Niech spierdala. Po to zostałem w domu, żeby się nikt do mnie nie przyczepiał.
„Będę za pół godziny"
Po co tu ona?! Kto powiedział, że ją tu chcę? Dopijam kawę i zdejmuję
- I widzisz Fenek. Lepiej nie mieć lasek. Męski świat jest zajebisty. - niechętnie odstawiłem kubek do zmywarki i poszedłem do łazienki. Wszedłem pod prysznic, by zmyć wszystkie brudy wczorajszego wieczora i by przygotować się na kłótnię, która zakończy się łzami dla niej.
Jak nigdy przełączyłem na gorącą wodę.Gdy łazienka cała zaparowała wyszedłem, wytarłem, owinąłem się ręcznikiem wokół pasa i poszedłem po bokserki. Założyłem moje ulubione żółte gacie i dresy. Nie zdążyłem założyć koszulki, a już słyszałem pukanie do drzwi.
- No to teraz się zacznie. - mówię do Fenka, który o dziwo dziś chodzi za mną od samego rana.
Jak zwykle, czarny długi płaszcz, dziwne buty, rajstopki i najprawdopodobniej sukienka. Dziś stawiam na odcień bordowego. Jej wzrok powędrował po moim nagim brzuchu. Bardzo go lubiła, jak każda zresztą. Wpuszczam ją bez słowa i zakładam szybko koszulkę. Atmosfera napięta. Podnosi się i patrzy mi w oczy.
- Widziałam Cię wczoraj. - szepcze łamiącym już się głosem, oczy w chwile stają się szkliste.
Ja pierdykam, jeszcze dobrze nie weszła, a już będzie beczeć.-Tak? A ja Ciebie jakoś nie zauważyłem. Szybko wyszedłem. - żeby nie widziała Evy, żeby tylko nie ruszyła tego tematu.
- Twoja laska prawie wybiegła stamtąd, a ty za nią. Musiałeś mnie zobaczyć. Zawsze budujesz na początku napięcie. Tę chwilę wyczekiwania... - kilka łez pociekło jej po policzku. Szkoda mi jej. Płacze przeze mnie. Nie chcę, żeby tak było, ale z drugiej strony to jej problem, że się we mnie zakochała, nie mój.
- Może wejdziemy. - nie czekając na jej odpowiedź poszedłem korytarzem do kuchni. Wstawiłem wodę.
- Kawę, herbatę, piwo? - zapytałem i zaśmiałem się, ona o dziwo też.
- Jak masz whisky to ja chętnie.
- U nas nigdy tego nie brakuje. - może nie będzie aż tak źle. Wyjąłem dwie szklaneczki i nalałem whisky. Usiadłem naprzeciwko niej.
- Także jak widzisz jestem cały, zdrowy. Może lekki kac bo jednak wczoraj popiłem trochę. Kilka piw przed snem działa lepiej, niż nie jedne prochy. - obydwoje zaśmialiśmy się. Było coraz lepiej. Upiłem łyk i to wspaniałe pieczenie w gardle. Moja dusza się uzdrawia.
- Whisky to był świetny pomysł. - powiedziałem, gdy moja dusza była prawie zregenerowana,
a ona bawiła się podejrzanie swoją szklanką.- Wszystko ok, Marga? - zapytałem ostrożnie. Jeśli chce coś wyrzucić z siebie niech lepiej zrobi teraz. Każdemu z nas ulży. Wzięła głęboki oddech, a mi, jakby serce stanęło na chwilę.
- Pytasz się bezczelnie czy wszystko jest ok?! Nie kurwa, nie jest. Piszesz, że tęsknisz, a po dwóch dniach uznajesz, że jednak masz mnie w dupie. Ja nie jestem ścianą bez uczuć jak ty. Przeżywam wszystko, za Ciebie i za siebie. Każdy najmniejszy szczegół. - krzyczała mi wszystko w twarz, bez słowa zająknięcia się, aż wstała, w połowie. To akurat wyszło nawet śmiesznie, nie wiem czemu, ale nie śmiałem się, jakimś cudem. Patrzyliśmy sobie w oczy długą chwilę.
- Tęsknię za Tobą Dorian. - szepnęła smutnym głosem. Mnie to zamurowało. Najpierw się rzuca, potem rozbiera wzrokiem, wrzeszczy, a teraz tęskni. Baby...
Widząc chyba, że ja nie zareagowałem na to odeszła od stołu.
- Ja za Tobą też tęsknię. - powiedziałem cicho z nadzieją, że nie słyszy. A jednak usłyszała i gdy zaczęła się odwracać wiedziałem jak to się zakończy.
Złapałem jej twarz w dłonie i wbiłem się w jej usta. Smak jej ust, słodki i gorzki, ona i whisky. Przez chwilę przeszło mi na myśl, że jest to tym, czego szukałem przez całe życie. Wziąłem ją na ręce. Oplotła mnie nogami i rękami, zepchnąłem ze stołu szklanki. Rozbiły się w drobny mak,
a alkohol wylał na podłogę. Normalnie to bym płakał, no bo to szlachetne whisky, ale w tej chwili to było nieważne. Będę płakał, gdy to się skończy. Położyłem ją na stole i leżałem na niej, nie przerwaliśmy nawet na chwilę pocałunków. Jakby dwójka kochanków spotkała się po latach. Teoretycznie tak było, tyle że nie po latach, a miesiącach. Czułem jej przyśpieszony oddech, wiecznie zimne dłonie lekko drapiące moje plecy i nogi przyciskające mnie do niej. Jedną rękę trzymałem jej pod głową, by nie uderzała w stół, a drugą powoli wsunąłem pod sukienkę.
Miała pończochy. No cholera nigdy nie zakładała pończoch, a akurat dziś musiała. Poczułem mrowienie i nacisk penisa w gaciach. Otworzyłem lekko oczy i widziałem, że się zarumieniła. Ona tego chciała i ja chciałem, ale nie mogłem, no kurwa nie. Miałem to zakończyć, a nie się z nią pieprzyć. Obiecałem, że będę grzeczny.Niechętnie otworzyłem oczy i przestałem całować, nie odsunąłem się jednak za daleko.
Ona również spojrzała na mnie. Widziałem w jej oczach smutek, ale też akceptację.- Marga my... - zacząłem.
- Wiem, nie możemy. - rozluźniła ręce oraz nogi. Szybko z niej wstałem i oparłem się o ścianę. Wstała, poprawiła sukienkę. Spojrzała na mnie jeszcze raz. Ten rumieniec, rozczochrane włosy...
Wyszła szybko nie spoglądając już na mnie.