Po przeczytaniu maila, że jeżeli dziś się nie stawie na zajęciach to mogę się pożegnać ze studiami uznałem, że chociaż jeden dzień w tygodniu mogę tam spędzić. Po za tym nie oszukujmy się i tak będę tam tylko spał.
Na miejscu okazało się, że moja sytuacja jest katastrofalna. Żeby zostać na studiach muszę zaliczyć wszystko z tego semestru w najbliższy miesiąc, a materiału było w chuj. Próbowałem z nimi zagadać, tak jak to zwykle było. Jednak usłyszałem, że na takie rzeczy jest za późno. Wkurwiony chciałem wyjść i pierdolnąć to wszystko w cholerę, ale Kamil namówił mnie żebyśmy poszli na zajęcia. 'Będzie śmiesznie' usłyszałem od niego.
Tak więc poszliśmy na ten cholerny wykład, gdzie pod koniec zajęć Micek, nie wiedzieć po co, wstał. Kulturalnie przeprosił i ogłosił wszystkim, że dziś są moje 25 urodziny i byłoby bardzo miło, gdyby wszyscy zaśpiewali sto lat. No debil pomyślałem. Nie lubiłem takich ckliwych i pojebanych rzecz, ale gdy chciałem wstać i wyjść przytrzymał mnie za ramie. Uległem pod jego kochanym wzrokiem i cała sala zaczęła śpiewać. Czułem się jak skończony debil, jednak sekundę później w sumie spodobało mi się to. Skończyli śpiewać, a ja na koniec wszystkim podziękowałem. Jak wychodziliśmy zapytałem się Kamila co mu do tego pustego łba strzeliło.
- To dopiero początek - powiedział z szerokim uśmiechem na ustach. Już się bałem co tego debil wymyślił.
Do godziny 15 na uczelni już nie było ekscesów, ewentualnie pojedyncze osoby podchodziły i życzyły najlepszego. Czyli w sumie czego oni wtedy życzą. Najbardziej uniwersalne i najgłupsze co mogą życzyć, no ale cóż tacy już są ludzie. Przed ostatnimi zajęciami Micek zerwał się pod pretekstem jakiejś dobrej dupy, ale no ja musiałem już zostać.
Po zajęciach pojechałem jeszcze na zakupy i po jedzenie dla zwierzaków. Około 18 byłem w domu, zaparkowałem na podwórku i wszedłem do domu zawalony torbami, bo przecież nie będę szedł dwa razy. Wszedłem do domu i od razu poszedłem do kuchni, żeby rozpakować zakupy. Było dziwnie cicho w tym domu, za cicho. Normalnie to już miał psy przy nogach, ale no pewnie śpią. Gdy wypakowałem wszystko wziąłem piwo i poszedłem do salonu, żeby usiąść i pograć chwilę w farmę. Wchodząc do salonu zobaczyłem wszystkich moich znajomych, pokój przystrojony, jakby jednorożec na niego zwymiotował. Wszędzie jakieś balony, napis 'Happy birthday', a na stoliku kilka pizz, tort i dużo alkoholu. Uśmiechnąłem się szeroko widząc ich wszystkich. W sumie to bardzo miło z ich strony. Jedna dziewczyna podała mi szklankę z whisky, a ja się do niej szeroko uśmiechnąłem.
Teraz też składali mi życzenia, ale bardziej ambitne niż 'najlepszego'. Oni mnie znali i wiedzieli czego mi życzyć. Wypiłem drinka i włączyłem głośniej muzykę, zacząłem tańczyć, a ze mną inni. Skoro już zrobili imprezę no to bawmy się. Sprzątaniem będę się martwił jutro.Po kilku drinkach pokroiliśmy tort, ale Micek wpadł z tortem na jakąś laskę. Ona się wkurzyła i wzięła ten tort wsmarowała mu w twarz, ktoś rzucił tortem w tą laskę... i tak zaczęła się bitwa. Śmialiśmy się i rzucaliśmy jedzeniem, które było naprawdę dobre. Kilka razy dostałem w twarz, raz od tej dziewczyny co dawała mi drinka. Znałem ją, imprezowaliśmy nie raz, ale tak żebyśmy blisko się znali to nie za bardzo. Złapałem ją i wziąłem nieruszony kawałek tortu i wsmarowałem jej w twarz i dekolt. Śmiała się głośno, a ja śmiałem się z nią. Odurzony alkoholem i mary, wśród moich znajomych, cały w jedzeniu z jakąś laską w ramionach czułem się jak w domu. Który tak właściwie wyglądał jak jakieś pobojowisko.
Gdy wszyscy przestali uciekłem do łazienki na górę, żeby się ogarnąć i powycierać z tego całego ciasta. Gdy zdjąłem koszulkę wpadła nagle do łazienki ta dziewczyna i zamknęła za sobą drzwi.
- Och nie wiedziałam, że tu jesteś. - odpowiedziała zarumieniona widząc moją nagą klatę. Uśmiechnąłem się i płukałem się w zlewie.Laska podeszła do mnie i lekko dotknęła mojego ramienia. Odwróciłem się do niej i spojrzałem lekko zdziwiony co ona robi.
- Bo ja jeszcze Ci życzeń nie złożyłam... - zaczęła. Już chciałem jej przerywać, bo kolejnego 'najlepszego' słyszeć nie chciałem, jednak ona położyła palec na moich ustach, żebym się zamknął.
- Żebyś miał zawsze zawiązane buty Dorian. Więcej dobrych, niż gorszych dni. Zdrowych psów i kotów i szczurków i co tam jeszcze do domu przyprowadzisz, więcej czasu z koniami. Mniej niewyspania się, a więcej poranków bez budzików. Dalej szalonych przygód z Mickiem i mieszkania z nim do końca waszych dni, które skończą się szybko, jeśli zachorujecie, czego Ci nie życzę. Naprawionego kolana i innych stawów. Pełnej lodówki i normalnych obiadów. Kobiety, która będzie smakowała jak whisky, którą zabierzesz na randkę idealną na dach, a o piątej nad ranem oświadczysz jej, że chcesz spędzić z nią całe życie. Nowego autka i spokojnego pożegnania z paskiem. Mniej myśli w głowie, a więcej spokoju. Grania w nostale codziennie i nowych eventów co tydzień. Więcej zarwanych nocek i wspólnego marudzenia na drugi dzień, że się nie wyspaliśmy. Szalonych opowieści i wiadomości zaczynający się na ' w ogóle to...' Mniej alkoholu i narkotyków, a więcej zabawy. - w tym momencie zrobiła przerwę i przytuliła się do mnie mocno. Odruchowo ją objąłem.
- I żebyś dalej był takim samym super przyjacielem jakim jesteś do dziś.Staliśmy tak chwile razem. W sumie to dziwne te jej życzenia. Jakby mówiła do kogoś innego, ale mi pasowały. Podniosła wzrok na mnie i lekko się uśmiechnęła. Alkohol na pewno zadziałał już na mnie, bo nachyliłem się i pocałowałem ją namiętnie.
Nie wiele trzeba było żebym pchnął ją pod prysznic pod pretekstem zmycia całego ciasta z niej i z siebie. Odkręciłem wodę i zacząłem ją powoli rozbierać, jednak tym razem zacząłem od spódnicy pod którą miała czerwone koronkowe majtki. Była bez stanika, więc poczekałem aż woda zmoczy jej całą koszulkę bym widział idealnie jej piersi. Sutki stały już sztywno, więc zacząłem pieścić je przez materiał co zaowocowało jej dłonią w moich włosach i cichym jękiem. A potem... skończyło się jak zwykle.