Rozdział 2

424 32 13
                                    

Stał przed nim mężczyzna, którego nazwanie "obleśny" było sporym niedomówieniem. Brakowało mu, jak Tom zresztą bardzo łatwo zauważył, trzech przednich zębów. Reszta była praktycznie czarna, miejscami ohydnie żółta. Usta wykrzywione w chytrym uśmieszku, popękane wargi i krzywy, najprawdopodobniej złamany przed laty, w kilku miejscach nos. Na widok jego paznokci czy chociażby włosów zbierało się na wymioty ludziom o największej sile woli i mocnych nerwach.

Chłopiec stał jak sparaliżowany. Nie dość, że typ był naprawdę wielki, to jeszcze stał na samym środku jego jedynej drogi ucieczki. Marne szanse na przedostanie się którąkolwiek ze stron. Przed oczami przylatywały mu scenki z życia, gdy został w podobny sposób zagoniony w kozi róg i pobity. Później przez kilka dni bolało go całe ciało. Nie pozostał jednak dłużny. Każdego dzieciaka, które tylko ośmieliło się podnieść na niego rękę, w najbliższym czasie spotykało jakieś nieszczęście. Przekonał się o tym pewnego razu Billy Stubbs. Znalazł on swojego królika powieszonego do krokwi. Zwierzę nie miało szans na przeżycie. Dwójka innych chłopców, bała się przebywać w jednym pomieszczeniu z Tomem, po tym jak wydarzyła się pewna dziwna sytuacja. W gniewie popatrzył na nich wrogo, a w następnej sekundzie zwijali się na ziemi w agonii, zdzierając sobie gardła od krzyku. Wypełniło go wtedy, nieznane dotychczas uczucie. Powinien być przerażony zaistniałą sytuacją, a nie czerpać z niej przyjemność. Ich wrzaski były dla niego najcudowniejszą muzyką, jaką słyszał do tej pory. Przez całe jego ciało przeszło uczucie, przypominające lekki prąd. Niestety, tę błogą dla niego chwilę, przetrwały kroki opiekunki, pani Cole. W porę udało mu się opamiętać i wywinąć od oskarżeń. Nikt nie śmiał nawet próbować udowodnić, że zrobił coś złego. Poszkodowani byli zbyt przerażeni, aby opowiedzieć komuś co ich spotkało. Pewnie nigdy, nikt inny nie dowie się, co tak naprawdę wydarzyło się tamtego dnia.

W tamtym momencie czas dla Toma jakby się zatrzymał. Do jego zaćmionego przez strach umysłu doszły słowa, które ten ledwo co zrozumiał:

— Chłopczyku, jesteś tu sam, prawda? Żaden rodzic nie zabrał by cię w to miejsce, a jeszcze pewniejsze, że nie zostawiłby cię samego. Och! Jaka szkoda, że nikt nawet nie będzie płakał za taką sierotą. - złapał Toma za ramię i lekko wbił paznokcie. Chłopiec jakby gwałtownie wybudzony z jakiegoś dziwnego transu, zaczął się wyszarpywać z uścisku. Jedno musiał mu przyznać, był naprawdę silny. - Oddaj mi wszystkie pieniądze jakie masz przy sobie. Teraz! Wtedy może zastanowię się czy cię wypuścić. - Tom nie był głupi. Nikt by nawet nie śmiał nigdy takim go nazwać. Wiedział, że nawet jeśli odda mu te pieniądze, których miał aktualnie niewiele, to żywy z tego miejsca nie odejdzie. Mimo to odzyskał zimną krew i starał się wydusić z gardła jak najpewniejszym tonem:

— Jaką mam pewność, że gdy ci już dam te pieniądze, to puścisz mnie wolno? - mężczyzna chyba nie spodziewał się takiego pytania. Pewnie myślał, że złapał jakiegoś strachliwego dzieciaka, którego będzie mógł bez przeszkód manipulować i zastraszać. Na jego szkaradnym obliczu zalśniła przez ułamek sekundy dezorientacja. Znikła jednak tak samo szybko jak się pojawiła, ustępując miejsca wcześniejszemu uśmieszkowi.

— Nie masz, ale zawsze możesz spróbować. - widząc nieugięty wyraz twarzy chłopca zdenerwował się i uderzył go pięścią w policzek. - Bezczelny bachor! Ja już wiem, jak poradzić sobie z takimi jak ty. Cała ta twoja pewność siebie zaraz zniknie. Gwarantuje ci to! - Chociaż Tom przed nikim by się tego nie przyznał, to w tamtej chwili był wystraszony na śmierć. Powoli tracił nadzieję na szczęśliwy dla niego koniec tej sytuacji.

Zacisnął mocno powieki i przywarł plecami do muru. Powtarzał w myślach jak mantrę prośbę o ratunek. Prośbę, tylko do kogo? Wiadomo, że i tak nikt tego nie usłyszy. Wzywać na pomoc Boga nawet nie przeszło mu przez myśl. Nigdy w niego nie wierzył. Opiekunki powtarzały, że kocha on tylko dobrych chłopców. Tom był przecież zły, więc skoro Bóg nie zamierzał go kochać, on tym bardziej nie miał powodu aby kochać jego. Nawet nie był pewien, czy jest w stanie kogokolwiek obdarzyć miłością, a choćby nawet potrafił, to nie miał kogo.

Ex InnocentiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz