Przejście przez wijące się korytarze zajęło im dobre piętnaście minut. Przez ten czas Tom zdążył się dowiedzieć kilku użytecznych ciekawostek. Kto by pomyślał, że Merlin, jeden z najsłynniejszych czarodziei został przydzielony właśnie do Slytherinu? Książka historii magii mówi tylko i wyłącznie o jego odkryciach. Nic na ten temat nie było w niej umieszczone. Ileż to jeszcze Hogwart skrywa zagadek, nieznanych wszystkim i nierozwiązanych? Fascynujące...
Gdy tak przemieszczali się przez kamienne i wilgotne korytarze lochów zamkowych Tom starał się jak najdokładniej zapamiętać rozkład przejść. Nie chciał się spóźnić już na pierwsze zajęcia kolejnego dnia, jednak przeszkadzała mu w tym pewna rzecz. Otóż, zmieniały one swoje miejsce docelowe! Pierwsza droga po prawej stronie w każdy trzeci wtorek miesiąca liczącego trzydzieści jeden dni mogła zaprowadzić śmiałków w mało zbadane i niebezpieczne okolice, a każdego innego wprost pod Wielką Salę.
Zapominalscy, których nogi zaprowadziły właśnie tam, gdzie mało kto chciał przebywać opisywali to przeżycie jako zatrważające i mrożące krew w żyłach. Jeszcze inni opowiadali o przeróżnych stworzeniach czających się w cieniu ślepych zaułków, czekających tylko na fałszywy ruch aby zaatakować. Nauczyciele tłumaczyli to wszystko przewidzeniami spowodowanymi strachem i zbyt wybujałą wyobraźnią poszkodowanych. Nikomu jednak nigdy nic poważniejszego się nie stało, oprócz lekkich otarć i potłuczeń wynikłych z pośpiesznego usiłowania ucieczki z niebezpiecznych okolic.
Woda skapywała na głowy niektórym nieszczęśliwcom, bo jak chłopiec zdążył się już dowiedzieć, całe lochy umieszczone były pod jeziorem. Tym samym przez które jeszcze tego samego dnia przeprawiali się łódkami. Wesoły głos Dorei Black roznosił się przez ciemność, którą usilnie próbowały rozświetlić pochodnie porozwieszane w kilku metrowych odstępach. Opowiadała o nauczycielach prowadzących poszczególne zajęcia, dołączając do tego krótki opis i swoje własne zdanie na ich temat. Idealny kontrast stanowił nastolatek idący zaraz obok, zachowujący zamrożoną twarz i wysyłający znudzone spojrzenie naprzeciw siebie. Całą pracę i wygłaszanie przemów zostawił optymistycznie nastawionej do tego zadania rówieśniczce.
Toma ciekawiło czy został zmuszony do dotrzymywania im towarzystwa. Po jego nastawieniu można było doświadczyć wrażenia, że wolałby być gdziekolwiek indziej, tylko nie tutaj. Natomiast w całkiem innym świetle prezentowała się dziewczyna. Była wniebowzięta możliwością przekazania im jak największej ilości informacji. Gdyby ktoś zapytał, jak wywiązała się z przydzielonego jej zajęcia odpowiedzią najprawdopodobniej było by - celująco.
Ważniejszych rzeczy mają się dowiedzieć dopiero w Pokoju Wspólnym, który stanowił ich miejsce spotkań, więc może starszy nastolatek czeka aż znajdą się właśnie tam, by dojść do głosu? Coś w jego oczach podpowiadało Tomowi, że jego rozumowanie jest trafne.
Lekkie chichoty wydobywały się z gardeł dzieciaków po wysłuchaniu monologu Dorei na temat profesora Zielarstwa, pana Berry'ego. Organizował on swego czasu inscenizacje do znanych utworów Barda Beedle'a, jednak trzy lata temu zdążył się mały wypadek, po którym dostał zakaz wystawiana sztuk przez najbliższe siedem lat. Jednak mimo to, nie stracił pogody ducha i już od dłuższego czasu wyrażał wielką chęć do kontynuacji. Było to jego już dwudzieste trzecie zawieszenie, ale nie martwił się, bo wiedział, że lepszego zastępcę na jego stanowisko nie znajdą.
Tom dość sceptycznie podchodził do lekkomyślnego zachowania profesora, chciał najpierw uczestniczyć w prowadzonych przez niego lekcjach zanim wyrobi sobie własne zdanie. Z tego co wywnioskował z radosnej paplaniny był on bardzo lubiany przez uczniów jak i nauczycieli. Jeśli spełni się to, czego chłopiec się najbardziej obawiał, to lekcje Zielarstwa nie będą zaliczać się do jego ulubionych.
Dotarli do końca korytarza. Przed nimi znajdowała się kamienna ściana, niewyróżniająca się niczym spośród pozostałych. Dorea odwróciła się twarzą do zdezorientowanych uczniów i uśmiechnęła się.
— Zapewne, zastanawiacie się dlaczego zaprowadziliśmy was w ślepy zaułek. Nie róbcie takich obrażonych min, nie ma potrzeby. Od dzisiaj wy wszyscy właśnie tak będziecie się dostawać do pokoju wspólnego. - Zrobiła przerwę, bo pomruki i niezbyt mądre uwagi zagłuszały jej słowa. Odczekała chwilę, a gdy się uspokoiło kontynuowała. - Aby przedostać się przez tą oto ścianę należy podać hasło, głośno i wyraźnie, bo inaczej przejście nie otworzy się. Co noc jest ono zmieniane, więc pilnujcie dobrze tablicy ogłoszeń. Teraz patrzcie uważnie.
Dziewczyna po raz kolejny zwróciła się twarzą w stronę, jak już się Tom dowiedział, ukrytych drzwi i wypowiedziała "Salazar". Zaraz po tym ściana zaczęła się przesuwać robiąc wejście do oświetlonego pokoju. Przeszła przez próg po czym zaprosiła ich gestem ręki. Weszli do środka rozglądając się z ciekawością.
Tomowi wystrój pomieszczenia przypadł do gustu w stu procentach. Klimat był niesamowity. Atmosfera panująca w pokoju była mroczna, tak samo jak magia emanująca ze ścian. Bogate zdobienia mebli i lamp zwisających z wilgotnego sufitu, dających zielonkawe światło pokazywały status społeczny większości mieszkańców Slytherinu.
Przeszli się w stronę kominka otoczonego czarnymi, skórzanymi kanapami. Siedziała tam trójka innych chłopaków, wyglądających na siódmy rok. Obdarowali nowych domowników chłodnym spojrzeniem, a umiejscowiony pośrodku kiwnął głową na powitanie Dorei i jej pomocnikowi. Nie bardzo wiedząc co mają robić pozostali na swoich stojących miejscach i czekali na dalsze wydarzenia.
Wspomniany wcześniej nastolatek wstał i eleganckim krokiem podszedł w stronę dzieciaków, które wlepiały niego swoje oczy jak zahipnotyzowane. Zatrzymał się kilka kroków przed nimi i posłał wredny, pełen wyższości uśmieszek. W ślad za nim podążyli pozostali dwaj chłopcy, jednak zatrzymali się, pozostawiając większy dystans.
Tom dyskretnie obejrzał się wokół, uświadamiając sobie, że każdy przebywający w tym pomieszczeniu uczeń natychmiastowo przerwał wykonywaną czynność i skupił całą swoją uwagę właśnie na nastolatkach. Zdaniem chłopca zachowywali się tak, jakby chcieli wypaść jak najlepiej, lub w niektórych przypadkach nawet podlizać. Doszedł do wniosku, że to żałosne zachowanie musiało wziąć się z powodu wyższej rangi społecznej nieznajomych. O co dokładnie w tym wszystkim chodziło, miał dowiedzieć się już za chwilę. Kątem oka wyłapał jeszcze jak Caspar, pozostawiający do tej pory na uboczu dołącza do pozostałej dwójki, na przeciwko młodych Ślizgonów.
Podniósł wzrok na dumną postać przed sobą w momencie, gdy ten zaczął mówić:
— Witajcie nowi członkowie domu założonego przez największego czarodzieja z czwórki Hogwartu - Slytherina! Jako młodzi ślizgoni, musicie przynieść chlubę i poszanowanie nam tu wszystkim zebranym. - Zatrzymał się i porozglądał po całym pokoju, nie tracąc przy tym płynności i gracji. Tom nigdy by się tego nie przyznał, ale zazdrościł mu tej naturalnie wyglądającej klasy. Zobaczył go jakieś pięć minut temu, a już chłopiec zdążył mu czymś zaimponować. Zbeształ się bez słów za tę myśl i wychwalanie dobrego wychowania już na starcie. Pozna go lepiej, to wyrazi swoją opinię na jego temat. Teraz powinien uważnie patrzeć i słuchać. - Przedstawię wam zasady obowiązujące was od dnia dzisiejszego. Ja nazywam się Deneb Selwyn. Jestem przewodniczącym, jak i nieformalnie nazywanym królem Slytherinu. Oczekuję od was, że podporządkujecie się tak samo jak pozostałe roczniki. Mam nadzieję, że okażeci mi odpowiedni szacunek, na którego zresztą zasługuje. Najwyższe miejsce w hierarchii, zajęte aktualnie przeze mnie, zmienia się zwykle co rok, gdy nowy siódmoroczny wykaże się czymś, co pozwala mu na wspięcie się wyżej. Uprzedzając wasze pytania, tylko nasz dom ustanawia klasyfikację i rangi. Osoby z poza naszego grona, nie mają pojęcia o panującej tu jurysdykcji, więc mam nadzieję, że tak pozostanie jeszcze przez długi czas. Uczniowie, którzy złamią tą zasadę milczenia mogą liczyć się z poważnymi konsekwencjami. - Uśmiechnął się, nie wyglądając przy tym ani trochę przyjaźnie. Usiadł z powrotem na miejsce, a pierwszorocznych odprawił niedbałym machnięciem ręki.
Toma oburzył ten gest, lecz zacisnął mocno zęby i nie odważył się wypowiedzieć ani jednego słowa. Sądząc po pełnych uwielbienia spojrzeniach skierowanych na Deneba, był on kimś z kim nie popłacało zadzierać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo krótki rozdział, ale nie chciałam już dłużej odwlekać publikacji. Mam nadzieję, że przynajmniej trochę wam się spodoba.
Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania!
CZYTASZ
Ex Innocentia
FanficTom Marvolo Riddle, Czarny Pan, Lord Voldemort, czy Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać... Znany pod wieloma imionami, ale jego życie wciąż dla wszystkich stanowi zagadkę. Zło przeplatało się z magią, potęgą i wiedzą, a to wszystko otoczone szc...