~Rozdział 10~

913 77 21
                                    

— Co się stało z Alekiem? — rzuciła nerwowo Izzy, wchodząc do zbrojowni — I dlaczego rozmawiamy tutaj? Przecież on może tu w każdej chwili przyjść.

— Nie sądzę. Coś jest z nim nie tak. Przedwczoraj moja runa parabatai trochę wygasała. Myślałem, że jest to związane z tym, że jesteśmy bardzo zaangażowani w sytuację z Clary i mało rozmawiamy. Jednak chodzi tu o coś innego...

— To powiesz w końcu, co się dzieje? — ostro odparowała Isabelle, gniewnie patrząc czarnymi oczami na blondyna.

— Alec przyprowadził tu dziewczynę. Chciał przedstawić ją rodzicom i w dodatku uważał, że nie ma przed nią żadnych tajemnic. Poznajesz go? Bo ja nie — Jace zaciskał i rozluźniał pięści. — Jakby tego było mało, ostatnio powiedział mi o... swojej orientacji. Widziałem go z Magnusem.

— Wiedziałam! — pisnęła uradowana Izzy, ale na widok kamiennej twarzy Jace'a spoważniała. Złotowłosy kontynuował:

— Na odchodnym dała mu karteczkę. Chyba z adresem, ale nie słyszałem dokładnie. Wtedy do ciebie dzwoniłem.

— Czyli, że mój braciszek nagle z Magnusa przerzucił się na jakąś dziewczynę?

  Isabelle westchnęła ciężko, przełożyła ciężar ciała z jednej nogi na drugą, a potem zaplotła ręce na piersi.

— W takim razie musimy się dowiedzieć, gdzie zamierzają się spotkać — powiedziała pewna siebie.

— Że też na to nie wpadłem — Jace zrobił zirytowaną minę. — Mówimy o tym wszystkim Clary?

  Dziewczyna pokręciła głową. Clary byłaby ostatnią osobą, o której by pomyślała, żeby ją wziąć na misję związaną z Alecem.

— Ona zostaje tutaj. Im nas mniej, tym lepiej. Było jeszcze coś dziwnego, gdy ich spotkałeś?

— Tak. Alec miał takie dziwne oczy. Jakby... — Jace zawahał się, szukając odpowiedniego słowa. — zamglone.

— Zamglone? — dziewczyna zmarszczyła brwi. — Może zaczarowane? Podobno tak wyglądają osoby, które są pod wpływem zaklęcia.

— O tym też pomyślałem, Iz — złoty chłopiec uniósł oczy do góry. — Musimy go jutro śledzić.

  Dziewczyna skinęła głową, obróciła się i odeszła w stronę drzwi stukając obcasami. Jace spojrzał tylko na serafickie ostrze leżące w odległości na wyciągnięcie ręki, a potem również się odwrócił i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

***

  Jedną z rzeczy, których Clary nie lubiła najbardziej w innych ludziach, było uważnie, że ona sobie nie poradzi. Wyczuła to dokładnie w głosie Isabelle Lightwood, gdy podsłuchiwała jej rozmowę z Jace'em. Nie wiedziała, dlaczego podsłuchiwała. Po prostu musiała to zrobić.

  Z samego rana dziewczyna siedziała na łóżku w swoim pokoju i czekała, aż usłyszy, że Jace i Isabelle opuszczają pokój Aleca. Po chwili oczekiwania usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Clary podeszła do drzwi i cicho nacisnęła klamkę. Modliła się, żeby zdradziecka podłoga nie zaskrzypiała pod jej nogami. Szła korytarzem, starając się za wszelką cenę przypomnieć sobie, jak wygląda run bezszelestności i słuchu. Wszystko było dla niej bardzo nowe. Wygrzebała z pamięci tylko ten drugi, po czym narysowała go na ramieniu. Teraz mogła zwolnić. Kroki czarnowłosej i blondyna usłyszałaby z daleka.

***

  Magnus przemierzał kręte korytarze jaskini. Słyszał szumiąca wodę spadającą z wodospadu, czuł chłód wiejący od kamieni, jednocześnie widział piękno tych niezwykłych jaskiń. Spędził tu prawie całą noc, przygotowując się do ratunku Aleca. Znalazł miejsce, które idealnie nadawało się do ukrycia, a teraz chodził wkoło by jakoś zabić czas. Bał się. Bał się, że straci tego wspaniałego człowieka. Alexandra. Niebieskookiego Aleca.

  Nagle usłyszał ściszone głosy. Od razu wskoczył do swojej kryjówki, by móc na spokojnie obserwować rozwój wydarzeń. Wiedział, że coś jest nie tak. Czuł to doskonale gdzieś w głębi serca. Tego, którego według jego matki nie miał.

  Magnus wytężył kocie oczy i ujrzał dwie sylwetki. Jedną kobiecą i drugą męską. Bez problemu rozpoznał głos Aleca, który niósł się echem po całej jaskini. Dziewczyna opowiadała mu historię tego miejsca drżącym z niepokoju głosem. Czarownik doskonale wiedział, dlaczego była niespokojna.

***

  Madeleine doskonale wiedziała, co mówi. Dawniej była przewodniczką po właśnie tej jaskini. To było dla niej magiczne miejsce i to właśnie dlatego je wybrała. Wiedziała, że już nigdy tu nie wróci i że już nigdy nie będzie musiała spojrzeć na to straszne miejsce. Miejsce, w którym jej dusza pokryje się mrokiem.

  Zatrzymała się obok jej ulubionego miejsca ze snopem światła spływającym z sufitu na lazurową wodę. Odwróciła się do „jej anioła". Nie zobaczyła jednak jego twarzy. Ujrzała w nim twarz ojca, następnie matki i siostry. Łapczywie nabrała powietrze do płuc i potrząsnęła głową, odganiając wizję.

— Wszystko w porządku? — zaniepokoił się Alec. — Może wyjdziemy na powietrze?

— Nie! — Madeleine wydała z siebie ostry okrzyk nienaturalnym głosem. — Przepraszam — powiedziała ledwo słyszalnie, po czym podeszła do Aleca i zaczęła ponownie łkać mu w ramię.

— Alec, ja muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć, czy mnie kochasz — powiedziała, unosząc zaszklone oczy na jego twarz.

— Madeleine. Znamy się tak krótko....

— Powiedz, że mnie kochasz — przerwała mu Madeleine. Miała wrażenie, że to nie ona wypowiada te słowa. Demon jej pomagał.

— Kocham cię — powiedział automatycznie przerażony Alec.

  Madeleine jęknęła i jeszcze raz przytuliła się do ukochanego. W jej głowie tańczyły twarze, których wizje nasyłał jej nieustannie Demon. W prawej ręce za plecami Aleca trzymała lśniący sztylet.

— Też cię kocham — szepnęła, czując narastającą gulę w gardle.

  Jej nadgarstek mimowolnie wywołał szybki ruch. Sztylet drasnął plecy Aleca, odbijając turkusowe światło wody. Teraz leżał na ziemi. Madeleine przezwyciężyła wolę Demona i poświęciła wszystko, co kochała, upuszczając sztylet. Wszystko poza Alekiem.

  Ten patrzył na nią zdezorientowany, a za jej plecami pojawiał się Demon Wspomnień powstający z kłębu dymu.

— Ty głupia, Przyziemna suko! — zasyczał. — Teraz nie ocalisz nikogo.

  Mówiąc to, na przodzie jej białej sukni pojawiła się długa i głeboka czerwona szrama przecinająca wzdłuż jej klatkę piersiową. Madeleine osunęła się na wapienną ziemię. Teraz Demon skierował się w stronę Aleca, który nie miał przy sobie żadnej broni. Sztylet Madeleine był za potworem.

Trzeci rozdział maratonu! Co sądzicie? Już jutro kolejny! Czekajcie cierpliwie! 

Jenn&Gwen

Kroniki MalecaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz