Muzyka wciąż grała Magnusowi w uszach, gdy wrócił już do swojego mieszkania. W głowie miał wciąż przybliżające się usta pięknej dziewczyny. Miał w głowie też jej oczy, intensywnie niebieskie oczy, niczym u jednego Nocnego Łowcy. Na początku Magnus chciał to zrobić, chciał złączyć swoje usta w pocałunku z dziewczyną, by choć na chwilę zapomnieć o swoim załamanym sercu. Chciał, ale nie mógł. Gdy przez ułamek sekundy spojrzał w jej oczy, zobaczył w nich Aleca. Jego Aleca. Musiał się odsunąć, po prostu musiał. Nie musiał natomiast uciekać od razu do domu, ale niestety zrobił to, pozostawiając, skołowaną Catarine samą.
Nie wziął nawet telefonu z blatu baru. Ach tak... baru. Czarownik podszedł do swojego barku w kącie salonu. Na jednej ze szklanych półek zawsze miał zapas whisky. Nalał alkoholu do diamentowej, kwadratowej szklanki, po czym uniósł ją do ust, starając się trunkiem odgonić natrętne myśli. Tę wredną podświadomość. Jesteś zbyt słaby, Magnus. Taki stary, a taki naiwny. Nie umiesz sobie poradzić nawet z nędznym Nocnym Łowcą, Magnusie. Jesteś beznadziejny. Co... znów złamane serce? Nie udawało mu się to. Wszystkie te myśli nakładały się równocześnie w jego głowie. Zwaliły się na umysł do tego stopnia, że nie był pewien czy głowa ciąży mu od nadmiaru alkoholu, czy myśli. Każde słowo jego podświadomości rozdzierało jego emocje, wydobywając w jego głowie dźwięk podobny do drapania tablicy szkolnej paznokciami. Nie mógł już tego znieść. Krzyknął przeraźliwie i głośno, aby choć na chwilę nie słyszeć własnych myśli. Nie udało mu się. Znowu. Z wściekłości walnął dłońmi ścianę, jakby to ona była wszystkiemu winna. Szklanka w jego prawej dłoni się potłukła. Szkło wbiło się w dłoń, a strużki krwi spływały kociookiemu po nadgarstku, plamiąc jedwabną koszulę. Osunął się na ziemie i płakał. Miał przyspieszony oddech. I wcale nie miał zamiaru usuwać szkła z ręki. Zacisnął pięść jeszcze mocniej.
Drżącą dłonią chwycił kawałek szkła i delikatnie przejechał nim po skaleczonej dłoni. Pamiętał, jak ostatnio spotkał Aleca, kiedy ten się ciął. Wziął głęboki wdech i powoli wbił ostry odłamek w nadgarstek. Wiedział, że to go nie zabije, jego magia go cały czas go chroni. No, na razie go nie zabije, nawet magia kiedyś się kończy. Pomału, by czerpać z tego jak największą przyjemność i ból, ciął nadgarstek, patrząc, jak z rany wypływa krew. Pierwszy głęboki wdech, jedno nacięcie, drugi wdech, drugie. Pomału rany przybierały kształt liter. Magnus nie wiedział, czy robi to podświadomie, ale wiedział, że musi to zrobić. Jego imię to ból, jego imię to te rany.
Alexander.
***
Jeszcze nigdy nie byłem tak pijany — pomyślał Alec — Bo jestem pijany co nie? Chodzę krzywo... W sumie nigdy nie byłem pijany... Ale Magnus tak to robi? Topi smutki w alkoholu? To ja też kiedyś mogę.
Niebieskooki zataczał się, idąc ulicą. Chwytał kamiennych murów budynków po obu stronach chodnika. Raz zatrzymał się, by zwymiotować. Oparł się wtedy o ścianę i uznał, że zmienia kierunek trasy na Brooklyn.
„Potrzebuję czasu Alexandrze" — przedrzeźniał Magnusa na głos piskliwym oraz zachrypniętym od alkoholu głosem.
— Ale ja nieee! — wykrzyknął wniebogłosy i skręcił w stronę domu czarownika. Gdy już stanął pod drzwiami mieszkania (pomińmy fakt, że ledwo wszedł po tych schodach, z których spadł na pierwszej randce) zadzwonił do mieszkania brokatowym guzikiem. Cisza. Nikt nie drgnął w mieszkaniu.
Pewnie śpi — pomyślał — Ale co mnie to obchodzi!? Chce go zobaczyć i już.
Zaczął walić pięściami w dębowe drzwi. Nadal nic się nie działo. Uznał, że po prostu wejdzie do mieszkania. I tak jest otwarte. W środku dobiegło go tylko nikłe światło świecy. I silny metaliczny zapach krwi. Zobaczył zarys sylwetki w kałuży krwi na podłodze i przyspieszył mu puls. Wiedział, kto leży na ziemi.
Natychmiast uczucie bycia pijanym zniknęło z jego głowy. Musiał ratować Magnusa, musiał mu pomóc. Pobiegł do niego i wyrwał odłamek szkła z dłoni. Magnus spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem i wymruczał coś pod nosem. Nocny Łowca spojrzał na jego ranę, ignorując kłucie w sercu na widok swojego imienia na ręce Czarownika. Powoli podniósł do na kanapę, a potem pobiegł do łazienki, gdzie Magnus trzymał na wszelki wypadek apteczkę. Twierdził, że zostało to tam z czasów jego miłości do Przyziemnej. Alec zwilżył pierwszy ręcznik, który był pod ręką i z apteczką pod pachą wrócił do Magnusa. Usiadł obok niego i zaczął delikatnie przecierać rany.
— To, że ja się pociąłem, nie oznacza, że ty też masz! — powiedział, kręcąc głową.
— To, że ja się upijam, nie oznacza, że ty też masz — odpyskował Magnus bełkotliwie. Alec powstrzymał uśmiech, który chciał się pojawić na jego ustach, wyciągając jednocześnie bandaż z apteczki.
— Dlaczego to zrobiłeś? — wyszeptał, pomału obwijając rękę Czarownika.
— Ja... ja wiem, że to głupie. I nigdy nikomu nie pomaga... ale po prostu tak wyszło... szklanka... — odpowiadał bełkotliwie — Przepraszam, Alexandrze — spojrzał na swoją rękę.
Pomyślał, że gdyby nie był na skraju przytomności, to pocałowały Nocnego Łowcę. A, nie... nie zrobiłby tego. Nie mogą. On nie może. Przymknął więc oczy i postanowił pozwolić się opatrywać. Nie chciał jednak myśleć, że to jego Alexander nakłada mu bandaże. Po prostu miło było chociaż raz na sto lat otrzymywać pomoc, a nie pomagać wszystkim dookoła. Po chwili Alec skończył opatrywać rany Magnusa i stanął przy drzwiach.
— Udajmy, że to się nigdy nie stało dobrze? — powiedział Czarownik drżącym głosem.
— Do widzenia Magnusie — głos Aleca był zimny i zanim ten się zorientował, Nocnego Łowcy już nie było.
Magnus bardzo powoli wstał z kanapy i przeszedł do swojego pokoju, gdzie od razu padł na łóżko i przytulając poduszkę, zaczął ronić łzy. Nie wiedział, że za drzwiami do jego mieszkania siedzi Alec z twarzą ukrytą między dłońmi. Jego palce powoli stawały się mokre od napływu łez.
Dwie zupełnie różne, ale jednak podobne dusze. Połączone niesamowitym uczuciem. Obie cierpiące tak niedaleko od siebie. Czy to możliwe, by tak piękna miłość zakończyła się w ten sposób?
Chciałybyśmy Wam serdecznie podziękować za to, że z nami byliście przez te wszystkie rozdziały. Niestety to już koniec tej historii. Mamy nadzieję, że nasza opowieść się Wam spodobała. Dopowiedzenie sobie dalszej historii tej dwójki pozostawiamy Wam! Do zobaczenia w następnym opowiadaniu!
Nie no dobra, żartujemy, tym rozdziałem chciałybyśmy Was zaprosić na maraton, który będzie trwa od dzisiaj aż do piątku jako miłe rozpoczęcie roku szkolnego! Do następnego!
Jenn&Gwen
CZYTASZ
Kroniki Maleca
Fanfic„Miłość" czyż to nie piękne słowo? Niektórzy twierdzą, że gdy jest się przy ukochanej osobie, czas nagle staje. Inni natomiast mówią, że miłość nie istnieje, a słowa „Kocham Cię" są przereklamowane i używane zbyt często. Przed obliczem miłości staj...