~Rozdział 11~

958 89 26
                                    

  Jace i Isabelle podążali tłocznymi ulicami Nowego Jorku, nie zamieniając ze sobą ani słowa. Nie wiedzieli, że po piętach depcze im rudowłosa dziewczyna, która zawsze robiła to, co chciała, a nie to, co jej kazali. Zbliżali się na stację metra. Isabelle podbiegła w szpilkach do rozkładu jazdy.

— Mamy piętnaście minut. Poprzedni właśnie nam uciekł — zamarudziła czarnowłosa. Jace popukał ją wskazującym palcem w ramie, patrząc w dal za jej plecy.

— Czy to nie przypadkiem ten numer?

  Isabelle pokiwała szybko głową, trzęsąc przy tym pasmami hebanowych włosów. Razem puścili się biegiem w stronę metra, ledwo zdążając przed zamknięciem drzwi. Zajęli najbliższe wolne miejsca. Ubrani w stroje bojowe zwróciliby na siebie uwagę przechodniów, a więc nałożyli nią siebie runę maskującą. Nikt w metrze nie podejrzewał, że obok nich siedzi dwójka ludzi uzbrojona od stóp do głów. Jace rozglądał się w poszukiwaniu dziewczyn spoglądających na niego ukradkiem. Lubił ten widok. Jednak mina bardzo mu stężała, gdy ujrzał burzę rudych loków stojącą parę metrów od niego.

— Izzy, Clary tu jest.

  Dziewczyna od razu skierowała wzrok na miejsce wskazane przez jej towarzysza. Zobaczyła tylko, jak rudowłosa chowa się za jakimś grubszym mężczyzną. Prychnęła na ten widok i od razu wstała. Powoli, ale pewnie ruszyła w stronę Clary, przeciskając się pomiędzy ludźmi. W końcu stanęła tuż przed rudowłosą, która uśmiechała się do niej bezbronnie.

— Cześć Isabelle — pomachała jej.

  Czarnowłosa, zamiast odpowiedzieć, złapała ją za nadgarstek i pociągnęła w stronę wyraźnie zirytowanego Jace'a. Chłopak przejechał swoją dłonią po włosach i spojrzał na Clary złotymi oczami.

— Co ty tu robisz?

  Rudowłosa podrapała się po głowie.

— Zwiedzam? — powiedziała nieprzekonująco.

— Miejsce, w którym się wychowałaś?— Isabelle skrzyżowała ręce na piersi.

— A co? Nie można?

— Nie oszukujmy się, dobrze? Śledzisz nas — powiedziała Isabelle, przewracając oczami

— A jeśli powiem, że baaaardzo chciałam pomóc? — Clary podrapała się po karku. Miała minę uczennicy, która właśnie dostawała manto od nauczyciela. Jace spojrzał na nią i się uśmiechnął.

— No dobrze, chodź z nami, ale trzymaj się na tyłach. Musimy cię jakoś bronić — Jace starał się udawać łaskawy ton. Isabelle patrzyła na niego z otwartą buzią.

— Ty chyba żartujesz — powiedziała niezadowolona.

— Dam sobie radę, Isabelle — powiedziała pewna siebie Clary. Czarnowłosa ją zignorowała.

— Jace, wiesz dokładnie, gdzie to jest?

— Nie muszę. Tropię Aleca. Chodźmy gdzieś usiąść. Tutaj jestem mało widoczny — powiedział, poprawiając dłonią włosy.

  Isabelle ponownie przewróciła oczami i złapała Clary za nadgarstek, a potem pociągnęła za blondynem. Jeszcze tylko kilka stacji.

Kroniki MalecaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz