Jace i Isabelle podążali tłocznymi ulicami Nowego Jorku, nie zamieniając ze sobą ani słowa. Nie wiedzieli, że po piętach depcze im rudowłosa dziewczyna, która zawsze robiła to, co chciała, a nie to, co jej kazali. Zbliżali się na stację metra. Isabelle podbiegła w szpilkach do rozkładu jazdy.
— Mamy piętnaście minut. Poprzedni właśnie nam uciekł — zamarudziła czarnowłosa. Jace popukał ją wskazującym palcem w ramie, patrząc w dal za jej plecy.
— Czy to nie przypadkiem ten numer?
Isabelle pokiwała szybko głową, trzęsąc przy tym pasmami hebanowych włosów. Razem puścili się biegiem w stronę metra, ledwo zdążając przed zamknięciem drzwi. Zajęli najbliższe wolne miejsca. Ubrani w stroje bojowe zwróciliby na siebie uwagę przechodniów, a więc nałożyli nią siebie runę maskującą. Nikt w metrze nie podejrzewał, że obok nich siedzi dwójka ludzi uzbrojona od stóp do głów. Jace rozglądał się w poszukiwaniu dziewczyn spoglądających na niego ukradkiem. Lubił ten widok. Jednak mina bardzo mu stężała, gdy ujrzał burzę rudych loków stojącą parę metrów od niego.
— Izzy, Clary tu jest.
Dziewczyna od razu skierowała wzrok na miejsce wskazane przez jej towarzysza. Zobaczyła tylko, jak rudowłosa chowa się za jakimś grubszym mężczyzną. Prychnęła na ten widok i od razu wstała. Powoli, ale pewnie ruszyła w stronę Clary, przeciskając się pomiędzy ludźmi. W końcu stanęła tuż przed rudowłosą, która uśmiechała się do niej bezbronnie.
— Cześć Isabelle — pomachała jej.
Czarnowłosa, zamiast odpowiedzieć, złapała ją za nadgarstek i pociągnęła w stronę wyraźnie zirytowanego Jace'a. Chłopak przejechał swoją dłonią po włosach i spojrzał na Clary złotymi oczami.
— Co ty tu robisz?
Rudowłosa podrapała się po głowie.
— Zwiedzam? — powiedziała nieprzekonująco.
— Miejsce, w którym się wychowałaś?— Isabelle skrzyżowała ręce na piersi.
— A co? Nie można?
— Nie oszukujmy się, dobrze? Śledzisz nas — powiedziała Isabelle, przewracając oczami
— A jeśli powiem, że baaaardzo chciałam pomóc? — Clary podrapała się po karku. Miała minę uczennicy, która właśnie dostawała manto od nauczyciela. Jace spojrzał na nią i się uśmiechnął.
— No dobrze, chodź z nami, ale trzymaj się na tyłach. Musimy cię jakoś bronić — Jace starał się udawać łaskawy ton. Isabelle patrzyła na niego z otwartą buzią.
— Ty chyba żartujesz — powiedziała niezadowolona.
— Dam sobie radę, Isabelle — powiedziała pewna siebie Clary. Czarnowłosa ją zignorowała.
— Jace, wiesz dokładnie, gdzie to jest?
— Nie muszę. Tropię Aleca. Chodźmy gdzieś usiąść. Tutaj jestem mało widoczny — powiedział, poprawiając dłonią włosy.
Isabelle ponownie przewróciła oczami i złapała Clary za nadgarstek, a potem pociągnęła za blondynem. Jeszcze tylko kilka stacji.
CZYTASZ
Kroniki Maleca
Fanfiction„Miłość" czyż to nie piękne słowo? Niektórzy twierdzą, że gdy jest się przy ukochanej osobie, czas nagle staje. Inni natomiast mówią, że miłość nie istnieje, a słowa „Kocham Cię" są przereklamowane i używane zbyt często. Przed obliczem miłości staj...