Srebrny blask księżyca oświetlał delikatnie pokój w instytucie. Jego lokator siedział na ziemi przy łóżku. Łzy same ciekły wąskimi strużkami po policzkach Nocnego Łowcy. Chłopak nie czuł teraz kompletnie żadnych emocji. Obracał w dłoniach tylko serafickie ostrze, nie odrywając od niego pustego wzroku. Alec słyszał w głowie słowa rozstania. Pojawiły się, co chwilę raniąc coraz bardziej. Nagle ostrze przestało się obracać. Alec spojrzał na nie, wyprostował rękę i delikatnie zaczął jeździć zimnym metalem po powierzchni ciała. Czuł chłód. Taki sam, jaki wyczuł wtedy od Magnusa. Powoli przyłożył czubek sztyletu do nadgarstka i zrobił pierwsze, płytkie nacięcie. Bolało go, ale ten ból nie był silniejszy niż ten, który czuł od jakiegoś czasu.
Chłopak oddychał bardzo płytko, gdy robił kolejne nacięcie. Gdy zobaczył szkarłatne krople krwi. Ostrze zanurzyło się teraz głębiej. Alec ciągnął je od nasady nadgarstka do zagięcia w łokciu. Jego klatka piersiowa zaczęła drżeć. Jednak runy Odwagi pozwalały mu na kolejne cięcia. Krew zalewała już pół szarej pościeli łóżka. Teraz przypominała kolorem zaschnięte jesienne liście. Przełożył ostrze do pociętej ręki. Nie był w stanie dobrze utrzymać ostrza, gdyż jego palce drżały z utraty krwi, ponacinanych mięśni, nerwów i ścięgien. Gdy czubek adamsowego ostrza dotknął gładkiego przedramienia drugiej ręki, ta skaleczona nie wytrzymała już oddawania nacisku. Ramię ledwie zarysowało się, a ostrze opadło z brzękiem na drewnianą podłogę. Alec zapłakał. Nie chciał żyć. Bał się, że ranienie jednej ręki nie wystarczy. Na korytarzu usłyszał zbliżające się kroki.
Cholera — pomyślał.
Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie.
***
Magnus leżał na kanapie, tępo patrząc w sufit. Czekał na kogoś. Czekał od dwóch godzin, a tego kogoś nadal nie było.
Nagle Magnus usłyszał upragnione dwa stuknięcia do drzwi, a chwilę potem pojawił się przed nim jego gość. Biała sukienka do kostek, błękitna skóra i włosy w tym samym kolorze co ubranie. Catarina Loss. Jego przyjaciółka, której zawsze mógł zaufać.
Gdy kobieta zobaczyła Magnusa w szlafroku, tłustych włosach i kompletnie nie uśmiechniętego, od razu się skrzywiła. Podeszła do kanapy, zrzuciła jego nogi na podłogę i usiadła wygodnie.
— Co się dzieje Magnus? — spytała, głaszcząc go po ramieniu.
W pokoju czuła odór alkoholu. Spojrzała w kocie oczy Magnusa z wyczekiwaniem. Było to współczujące, ale i dodające otuchy spojrzenie. Takie, pod którego ciężarem nie sposób było milczeć. Magnus odchrząknął i powiedział.
— Znowu. Znowu musisz mnie zbierać. Jestem naiwny, Catarino. Naiwny jak dziecko. — czarownik starał się ukryć wstyd, patrząc w podłogę. — Jak mogłem ponownie dać się omamić.
Catarina wodziła wzrokiem w te miejsca, w które wzrokiem uciekał Magnus.
— To był pierwszy od... jak dawna? — zapytała, gdy nie mogła sobie przypomnieć nikogo od czasów załamania po Imasu.
— Od bardzo dawna, Catarino... I to był także ostatni. Przysięgam.
— Ale musiałeś coś do niego poczuć. Nie dałbyś szansy byle jakiej osobie. Magnus... — przerwałaby złapać kontakt wzrokowy z czarownikiem — jesteś żywym przykładem na to, że my, czarownicy, potrafimy kochać. Kochać jak śmiertelnicy. Całym sercem i duszą. Ja może i miałam taką szansę, ale nie spieszyłam się z miłością. A ona odeszła.... zanim zdążyłam pomyśleć o ślubie. Ale ty? Potrafisz kochać tu i teraz i to jest piękne, ale cię też niszczy. Jednak wiem, że on, Alexander, był dla ciebie wyjątkowy. Nie możesz tego tak zostawić. Ty się nie poddajesz.
CZYTASZ
Kroniki Maleca
Fanfic„Miłość" czyż to nie piękne słowo? Niektórzy twierdzą, że gdy jest się przy ukochanej osobie, czas nagle staje. Inni natomiast mówią, że miłość nie istnieje, a słowa „Kocham Cię" są przereklamowane i używane zbyt często. Przed obliczem miłości staj...