~Rozdział 23~

652 57 16
                                    

Alec siedział i patrzył przez okno ze swojego pokoju na szary bruk przed Instytutem. Włosy miał w nieładzie, ale nie tym artystycznym. Po prostu sterczały we wszystkie strony przetłuszczone u nasady. A na sobie miał chyba najgorszy ze swoich rozciągniętych swetrów. Dodatkowo ten sweter pachniał drzewem sandałowym.

Ostatni raz widział Magnusa dwa tygodnie temu. Kiedy to wyszedł z jego mieszkania tamtego felernego wieczora z kamienną twarzą, po której już za progiem spływały łzy. Tęsknił za Magnusem. Jednak postanowił już więcej go nie prześladować. A teraz był u niego, jego parabatai, więc nie martwił się już czy tamten nie robi niczego głupiego. Śmieszne, bo to Alec pierwszy zaczął robić sobie krzywdę. A teraz chciał żyć, by wiedzieć, że nic nie stało się Czarownikowi.

Z toku myśli wyrwała go bardzo dobrze znana mu sylwetka, pojawiająca się zza zakrętu uliczki i idąca w kierunku budynku Instytutu. Jasnowłosy chłopak szedł chodnikiem. A przecież nie powinno go tu być. Był u Magnusa, by się ukryć. Co on tutaj robił!? Przecież Izzy odstawiła go tam dzisiaj rano.

Czarnowłosy zeskoczył z krzesła i pobiegł do holu. Miał ochotę nakrzyczeć na swojego parabatai. Jednak umysł podsunął mu inną myśl.

Przecież Jace był u MAGNUSA.

Wypadł zza rogu, wpadając wprost na swojego brata. Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając rząd zębów, które nie widziały szczoteczki od kilku dobrych dni. Jace spojrzał na niego lekko skołowany.

— O, Alec — powiedział, delikatnie machając do niego ręką.

— Cześć Jace, wiesz, co powinieneś teraz zrobić jako dobry parabatai? — Alec poruszył figlarnie brwiami.

— Nie wiem i naprawdę nie jestem pewien czy chcę wiedzieć.

Czarnowłosy złapał swojego przyjaciela za nadgarstek i przy użyciu siły zaciągnął go do swojego pokoju, ignorując to, że chłopak próbował zapierać się nogami. Alec pchnął złotowłosego na łóżko i zamknął drzwi.

— Jeśli chcesz mnie teraz zgwałcić, to pamiętaj, że jestem od ciebie szybszy i silniejszy — powiedział Jace, grożąc mu palcem.

Alec mimowolnie wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, a potem usiadł obok swojego przyjaciela niczym dziewczyna, która chcę usłyszeć, jak jej najlepsza przyjaciółka przeżyła swoją pierwszą randkę z nowym chłopakiem.

— Opowiadaj i to natychmiast jak się czuje Magnus i co u niego.

Na ustach Jace'a pojawił się uśmiech, a zaraz potem westchnął i zaczął mówić.

***Kilka godzin wcześniej***

Isabelle oddalała się dumnym krokiem od Jace'a stojącego pod drzwiami mieszkania Magnusa. Chłopak przeciągnął się, ziewnął i nacisnął klamkę, wchodząc jak do siebie do pokoju. Ta zaskrzypiała niczym źle nastrojone skrzypce.

— Ciszej do diabła! — wrzasnął Magnus, chwytając się przy tym za głowę — To, że zgodziłem się ciebie przyjąć, nie znaczy, że masz hałasować, jak jakiś Demon!

Skołowany Jace podążył za głosem Magnusa i znalazł go w sypialni, która zresztą nie wyglądała lepiej niż reszta mieszkania. W powietrzu było czuć odór dużej ilości alkoholu, co swoją drogą nikogo nigdy by nie zdziwiło, gdyby nie to, że na podłodze wszędzie leżały części garderoby Magnusa, walając się między pudełkami po jedzeniu na wynos. Takich pozostałości raczej nie ma po imprezach.

Teraz blondyn przyjrzał się twarzy czarownika. Prawie go nie poznał. Zapadnięte poliki, worki pod oczami, zero makijażu... no może jakieś roztarte resztki po cieniach. Czarownik leżał rozpostarty na łóżku z mętnym wzrokiem i rozpiętą koszulą.

— Zamów sobie jakieś jedzenie i bądź cicho. Za pół godziny skończę się leczyć z kaca, ale nie przychodź. Chcę zostać sam.

Jace nie wiedział co dokładnie zrobić. Wziął do ręki telefon i zadzwonił po ulubioną wieprzowinę mu-shu. Ale mieszkać z Magnusem w takim stanie? Chociaż z jego parabatai nie było lepiej. Niby ma tutaj zostać na kilka dni. Ukryć się. Tylko co ma tutaj robić? Bawić się w terapeutę czarownika czy robić mu za sexy sprzątaczkę w fartuszku?

Westchnął ciężko, podniósł jedno pudełko z ziemi i wrzucił do kosza. Udałoby mu się to, gdyby nie fakt, że kosz był pełny po brzegi. Westchnął ciężko, pokręcił z niedowierzaniem głową i poszedł wymienić worek. Nie sądził, że prędzej lub później dopadną go aż tak przyziemne sprawy, jak wyrzucanie śmieci.

Ogarnięcie salonu do stanu używalności zajęło mu około pół godziny. Dopiero po tym czasie mógł się wygodnie ułożyć na kanapie, zaplatając ręce za głową.

— Weź te brudne buciory z mojej kanapy — mruknął Magnus ubrany tylko w biały szlafrok ze złotymi gwiazdami. Mimo to wyglądał koszmarnie.

— Myślisz, że ją ubrudzę? Uwierz, nie będzie gorsza od reszty tego mieszkania.

— Skoro tak bardzo ci się tu nie podoba, to po cholerę tu jesteś? — wrzasnął Magnus. Jace mógłby przysiąść, że budynek zatrząsł się od jego krzyku. To nie był dzień Magnusa. To nie był pewnie nawet tydzień lub dwa Magnusa...

Czarownik zmierzył młodego Nocnego Łowcę swoimi kocimi oczami, potem otulił się szczelniej szlafrokiem, nalał sobie czegoś do kryształowej szklanki i popijając cuchnący płyn, wrócił do swojej sypialni.

— Jestem tu, bo muszę tu być — mruknął Jace, kręcąc lekko głową i przeczesując swoje włosy palcami. Zrobił to jednak na tyle cicho, że Magnus tego nie usłyszał. — Ale mam dość patrzenia, co ze sobą robicie — dodał, myśląc o Magnusie i swoim Parabatai. Wstał z kanapy i bezszelestnie wyszedł z mieszkania. Zapomniał o zamówionej wieprzowinie mu-shu. Chciał tylko pogadać z Alecem.

***

— Teraz rozumiesz? Sam chciałem ci to wszystko opowiedzieć, ale pochwyciłeś mnie pierwszy — przez cały czas opowiadania relacji z przedpołudnia patrzył na twarz przyjaciela. Widział na niej żal, a w jego oczach łzy. — Tak nie może dalej być, Alec. Niszczycie się. Nie widzisz tego? Spójrz, chociaż na siebie. A jeśli nie przekonuje cię ten wizerunek, bo to twój pierwszy miłosny zawód — „nie pierwszy" pomyślał Alec — to pomyśl o Magnusie. Miał przed tobą setki innych osób. I raczej nie zachowywał się tak po każdej stracie. Nie możecie zapomnieć o tamtym i do siebie wrócić? Magnus ci wybaczy.

— Już wybaczył, ale nie, nie możemy. Zrozum, że to nie będzie to samo. A zaufanie?

— Odbuduje się z czasem — odparł Jace jako znawca.

— Nie wiesz tego, co ja wiem — niebieskooki pomyślał o tym, że czarownik nazwał go pierwszą osobą od wieków, której był w stanie oddać serce i zaufać. Na tę myśl zabolało go serce — Nie wrócimy do siebie.

Jace nie usłyszał końcówki zdania, ponieważ Alecowi ścisnęło się gardło od łez. Chciał go przytulić, ale ten wstał i zatrzasnął za sobą drzwi.








Kolejny rozdział przed Wami! Co sądzicie?

Do następnego!

Jenn&Gwen

Kroniki MalecaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz