~Rozdział 25~

776 52 15
                                    

  ~Dubaj~

  Na dachu najwyższego wieżowca siedziało dwóch mężczyzn. Pod nimi był piękny perski dywan, a dookoła porozstawiane były jarzące się delikatnym blaskiem świece. Wiatr nie zdmuchiwał ich płomieni za sprawą czaru kociookiego czarownika. Gdy pstryknął, w dłoniach zakochanych pojawiły się lampki drogiego szampana. Alec zaskoczony nagłym pojawieniem się szkła w jego dłoni omal go nie upuścił. Na ten widok Magnus uśmiechnął się i szepnął mu na ucho:

— Zawsze chciałem wyjść za najbardziej zręcznego Nocnego Łowcę.

  Alec zmieszał się i spojrzał w bok. Twarz Magnusa była zbyt blisko, a jego duma nie pozwalała mu pocałować czarownika po takiej zniewadze. Nastała chwila milczenia, podczas której razem patrzyli w identyczne miejsce na rozgwieżdżonym nieboskłonie. Ponownie przerwał ją Czarownik, któremu wiatr rozwiał brokatowe włosy.

— Pamiętasz, kiedy powiedziałeś przed wszystkimi w wymiarze mego ojca, że nie chcesz świata, tylko mnie? — Alec zarumienił się i rozwarł lekko usta, przez co Magnusowi trudno było kontynuować. Odchrząknął — Mam teraz jedno pytanie. Po pokazaniu Tobie całego świata — poza Peru oczywiście — nadal tak sądzisz? — czarownik uśmiechnął się figlarnie.

  Nocny Łowca delikatnie odgarnął włosy opadające czarownikowi na oczy. Spojrzał wgłąb jego pionowych źrenic, a potem swoją dłonią objął jego policzek i pewnym głosem powiedział tak jak tego pamiętnego dnia:

— Nie chcę świata. Chcę ciebie.

  Magnus uśmiechnął się do niego, a potem złączyli swoje usta w czułym pocałunku. Na początku całowali się leniwie, na nowo badając swoje wargi. Z sekundy na sekundę pocałunki stały się coraz bardziej natarczywe. Nocny Łowca przeniósł swą dłoń na biodra czarownika, tamten natomiast objął delikatnie jego szyję, przybliżając się do niego najbardziej, jak to tylko było możliwe. Powoli położyli się na dywanie. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Ich dwa ciała złączone w namiętnym uścisku. Chętne ręce Aleca wślizgnęły się pod koszulkę Magnusa, wywołując na jego brzuchu gęsią skórkę.
Czarownik uśmiechnął się pomiędzy pocałunkami, a potem wplótł swoje palce w ciemne włosy swojego ukochanego. Delikatnie za nie pociągnął, co wywołało cichy jęk u Aleca.
Ten na chwilę odsunął się od Magnusa, spojrzał mu głęboko w kocie oczy i wymruczał:

— Chcę tylko ciebie.

  A potem ponownie wpił się w jego pełne wargi. Nie rozkoszowali się jednak długo, gdyż coś im przeszkodziło.

  Spod półprzymkniętych powiek Magnus zauważył czarny kształt sunący na tle grafitowego nieba niczym żałobna wstęga. Odepchnął Aleca, co bardzo zdziwiło niebieskookiego, ale wraz zauważył, że jego partner jest najwyraźniej zainteresowany czymś na niebie. Odwrócił głowę i obiegł wzrokiem nieboskłon, dopóki również nie ujrzał czarnego demona przecinającego rozgwieżdżone niebo. Potwór nie zwrócił uwagi na wlepiających w niego wzrok mężczyzn i poleciał dalej. Alec znał tego typu demony i wiedział, że pojedyncze osobniki łatwo zabić. Wystarczyłby łuk, którego przy sobie teraz nie miał. Jednak gdy znajdzie się ich odpowiednia ilość, łączą się w potwornej wielkości monstrum mogące zamienić całe miasto w pył. A przynajmniej tak pisano w podręcznikach. Od dawna nie wydarzyła się taka sytuacja, aby przed ich połączeniem Nocni Łowcy nie zdołali ich zabić. Ale teraz świat nie był taki bezpieczny jak wcześniej. Sebastian uszkodził bariery. Alec wstał i złapał Magnusa za rękaw brokatowej, granatowej marynarki. Jego spojrzenie wyrażało tylko jedno: „Musimy iść do instytutu. Przepraszam, że przerywam nam randkę w najlepszym momencie".

  Magnus skinął tylko głową i razem zeszli na dół. Biegiem przemierzali ulice Dubaju, by dotrzeć do Instytutu, gdzie Alec mógł znaleźć odpowiednią broń i towarzyszy.

  Po paru minutach znaleźli się tuż pod instytutem. Ogromny gmach niewidoczny dla przyziemnych wyróżniał się na tle innych budynków. Nocny Łowca pewnie wszedł do środka jak do swojego domu.

— Halo, jest tu kto? — krzyknął w przedsionku.

  Obaj usłyszeli ciężkie kroki na schodach. Niedługo potem ich oczom ukazał się szef instytutu Arthur Goldstorm.

— Alexander Lightwood. Nasz bohater. Myślałem, że lepiej cię wychowali. Bardzo niegrzecznie jest tak wchodzić do czyjegoś domu.

— Ciebie również miło spotkać. Instytut to dom dla każdego Nocnego Łowcy. Potrzebujemy pomocy. Nad miastem pojawił się demon i ktoś musi się tym zająć.

  Mężczyzna spojrzał na splecione ze sobą dłonie Magnusa i Aleca. Na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. Niechętnie odwrócił się i gestem dłoni nakazał ruszyć za nim.

— Tylko ty, Lightwood. Czarownik zostaje tutaj.

  Alec westchnął.

— Nie mów mi, że nadal masz uprzedzenia do podziemnych.

— Nie do podziemnych, Alexandrze. Chodź za mną.

  Alec spojrzał na wpół przepraszającym-na wpół współczującym wzrokiem na Magnusa i oddalił się w głąb korytarza wraz z szefem Dubajskiego instytutu. Czarownik słyszał już tylko ich oddalające się kroki. Wcale nie było mu przykro z powodu tej sytuacji, jeśli chodzi o jego osobę. Był przyzwyczajony do takich reakcji „na jego związki" i nie robiło to na nim większego wrażenia. Serce krajało mu się, jednak gdy patrzył w zmieszane oczy Aleca, który zawsze po takich uwagach zawstydzał się i czuł się potwornie z tym, kim jest. Tak jakby robił coś złego. Magnus zawsze się zastanawiał, jak to jest, że ludzie potępiają kogoś za to, kogo kocha jego serce. Wiedział, że dla Alexandra to wszytko jest bardzo trudne i nowe. Nie był pewien tylko czy Alec zdoła nauczyć się nie zważać na zdanie innych. Bał się, że to może nie nastąpić i już zawsze będzie widział ból w jego oczach. Ból, którego pośrednio on jest przyczyną.

  Magnus usiadł na starej skórzanej kanapie w holu i postanowił zaprzątnąć czymś głowę. Zaczął myśleć o tym, że demoniczna energia w tym mieście przypomina mu tę z wymiaru jego ojca. Ale go nie osłabia...



  Szok i niedowierzanie. Jest nowy rozdział! Co sądzicie i jak w szkole? 

  Jenn&Gwen

Kroniki MalecaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz