Obudziłam się około 6.00 i poszłam wziąć prysznic. W końcu sama, w końcu w domu. Zaszłam do kuchni na śniadanie.
-Cześć mamo, cześć tato. I Eric?
-Hej kochanie.- pocałował mnie w policzek.
-Hej, a co ty tu..
-Siedziałem do późna z Thomasem i..
-To mój tata. Nie Thomas. Mój tata.
-Papa księżniczko, idziemy do pracy. Miłego dnia.
-Dziękuję.
-My też za chwilę idziemy do pracy.
-Wiem, wiem.
-Dzisiaj wielki dzień.- powiedział z dumą.
Kiedy poszliśmy do Wilczego Dołu zobaczyłam mnóstwo Nieustraszonych, którzy bezmyślnie szli w rzędzie.
-Eric, co tu się dzieję? Nie mówiłeś, że tak to będzie wyglądać.
-To część planu.
-Ale to jest chore.
-Ale skuteczne.
-Nadal chore. Gdzie oni idą?
-Do Altruizmu. A my z nimi.
Przeszliśmy spacerkiem w określone miejsce. Byłam przerażona. Nie chciałam w tym uczestniczyć. Obok mnie szli Eric i Max rozmawiając o tym jaki genialny to plan. Ja byłam cicho. Nie miałam pojęcia co robić. Skazywali niewinnych ludzi na śmierć, a ja byłam bezczynna.
Zobaczyłam dawnego instruktora transferów. Cztery stał razem z Sztywniaczką z nowicjatu.
-Wielki Cztery.- zaczął Eric.- Nie myślisz samodzielnie. Byłeś pierwszy w klasie, a teraz jesteś...nikim.
Zauważyłam, że oczy jego i Tris nie są puste tak jak pozostałych. Eric widocznie też to zauważył, bo gdy chciał już odejść, zatrzymał się i spojrzał dokładniej.
-Myślisz, że jest..- powiedział Max.
-Jest tylko jeden sposób żeby się przekonać.- przyłożył mu pistolet do czoła. Nagle Sztywniaczka przyłożyła swój do jego głowy, ja do niej, a do mnie Cztery.
-Hahah. Sztywniaczka? Dwa Sztywniaki.
Spojrzałam na Czterego. Nie strzeliłby do mnie, a ja nie strzeliłabym do Tris. To była walka między nią, a Ericiem.
Złożyłam karabin. Zawiodłam Erica. Ale musiałam.
-Sophie?- nie odpowiedziałam.- Żegnaj dupku.
Cztery zabrał Ericowi pistolet, a Tris strzeliła mu w nogę.
-Eric! Nic ci nie jest?
-Gdyby nie ty to pewnie by nie było. Co ci jest?!
Nie odpowiedziałam mu, ale pomogłam mu wstać i zaprowadziłam do któregoś domu, w którym był Max, Jeanine, Tris, Cztery i żołnierze, którzy trzymali tą dwójkę.
-Ty nie będziesz już nam potrzebna.- powiedziała Jeanine do Tris.
-Sophie, weź ją i rozstrzelaj.-rozkazał Max.
Szarpnęłam ją i pociągnęłam do wyjścia. Nie zabiję jej. Nie dam rady.
Zaprowadziłam ją poza budynki.
-Uciekaj.
-Co?
-Uciekaj, jak ci każe! Nie będę powtarzać.
Pobiegła w stronę miasta. Zobaczyłam jak jakaś kobieta z Altruizmu zatrzymała ją i podziękowała mi skinieniem głowy. Zobaczyłam, że reszta liderów kierowała się do ciężarówek, więc poszłam za nimi. Eric kuśtykał.
-Nie wygląda to dobrze.- powiedziałam pomagając mu iść.
-Nic mi nie będzie. Poradziłaś sobie z nią?
-Ja...jasne.- skłamałam.
-Świetnie. W końcu mamy ją z głowy. A z tobą wszystko okej?
-Chyba.
-Nie porzygałaś się? Hahah.
-Nie, a co? Ty tak zrobiłeś za pierwszym razem? Hahah.- starałam się zachowywać naturalnie.
-Nie.- nie rozbawiło go to.
-Gdzie jedziemy?
-Do bazy. Nie mamy już tutaj pracy. Symulacja załatwi wszystko za nas.
-A ty idziesz do szpitala.
-Uprzedzam, że nie będę nosił żadnych usztywniaczy i innych takich. Tylko bandaż.
-Jasne, twardzielu.- przytuliłam go. Byłam przerażona, a to była jedyna rzecz, która mogła mi pomóc.
CZYTASZ
On jest taki
FanfictionSophie nie zmieniając frakcji dołącza do Nieustraszoności. Tam poznaje intrygującego instruktora Erica. Opowieść skończona. Okładka od @GrandyCayman Dziękuję jest niesamowita 💓💓💓