Minął tydzień od urodzin Calum'a. Przez siedem dni nic się nie wydarzyło. Dzisiaj był dzień, w którym mogłam wreszcie udać się do ich wroga i załatwić sprawy do końca. Chłopców nie widziałam od wczorajszego popołudnia. Tak jak prosiłam Michael'a, zaciągnął ich na jakąś 'męską' wycieczkę, dlatego że w ostatnim czasie nie mieli spotkania na luzie. Chętnie na to przystali. Clifford dawał również poważne argumenty, że mogli na spokojnie porozmawiać na ten temat i nikt im nie przeszkodzi. Pojechali do ciotki Michael'a, która mieszkała w średnim miasteczku około stu kilometrów od Sydney. Chcieli mnie zaciągnąć, ale na ratunek przyszedł Michael. Kategorycznie zarobił, mówiąc że to zniszczy ich cały męski wypad. Za to dobrali jeszcze Kazz'a i Tom'a. Idealnie. Wpatrywałam się w sufit. Nie powiem - był ciekawy. Ta biel, żywy kolor. Cholera! O czym ja mówiłam!? To sufit! Tu nie było nic ciekawego! Podniosłam się na łakociach i rozejrzałam się po pokoju. Było... Ciemno? No tak. Był wieczór, a nawet mocno późny wieczór. Ja zawsze miałam problem, aby zasnąć przed czymś takim stresującym. Na drugą miałam to spotkanie. Musiałam się tam zjawić w ich siedzibie. Zawsze mogłam wejść spóźniona. Szef Hornsby musiał poczekać, jeżeli mieliśmy rozmawiać. W końcu ja byłam ważniejsza, prawda? Nie ważne! Musiałam się skupić na bieżących rzeczach. Ann z Mark'iem znowu byli na randce. Za pewnie wrócą bardzo późno, a potem... A potem każdy powinien się domyślić. Raz zdarzyło mi się obudzić po takiej randce i usłyszeć te wydobywające się dźwięki z ich sypialni. Przez tydzień nie mogłam na nich patrzeć, bo było mi wstyd.
Nie polecam.
Musiałam wyjść wcześniej. Powoli powinnam zajść na miejsce. Myślałam nad taksówką, ale to był zły pomysł. Mogłam też wyjść oknem, aby nie ryzykować spotkaniem z wujkami. Nie chciałam ryzykować spadnięciem i połamaniem się jakiejkolwiek części ciała. Co to, to nie. Musiałam wyjść jak Ninja! Mknąć korytarzami własnego domu. Nie miałam gdzie iść. Oczywiście, mogłam się włóczyć się po ulicy, a potem na czas znaleźć się w budynku. To zdecydowanie było dla mnie zbyt łatwe. Zostało jeszcze półtorej godziny, a ja nie wiedziałam czy zbierała się we mnie złość czy może strach. Na pewno się irytowałam i to mocno. Musiałam się czymś zająć, więc wzięłam laptopa z stolika koło łóżka i weszłam na pierwszą, lepszą stronę sklepu internetowego. Przydałaby mi się jakaś nowa, skórzana kurtka, pomyślałam. Tak, zdecydowanie dobra myśl. Tamtą miałam już ponad dwa lata i powoli się przecierała w niektórych miejscach. Półtorej godziny później nacisnęłam 'kupuję i płacę'. Może zamówiłam sobie więcej niż kurtkę. Podniosłam się z łóżka i podreptałam do garderoby. W jednym z kartonów miałam swój strój wyjściowy na takie okazje. Uśmiechnęłam się szeroko, bo tylko na to czekałam odkąd się o tym dowiedziałam. Zdjęłam jeden, biały karton, a drugi - wyróżniający się kolorem czarnym - popchnęłam do pokoju. Nie musiałam się zachowywać cicho. Wujków jeszcze nie było. Odrzuciłam pokrywkę z niego i wyciągnęłam długi, czarny, skórzany, z kapturem płacz. Odłożyłam go na łóżko i sięgnęłam po ręce. Zwykłe czarne spodnie, czarne bluzka. Buty? Zwykłe vansy. Zdecydowanie wygodna. Nie mogłam ryzykować złapaniem czy złamaniem nogi. To sprawa życia i śmierci. Dosłownie. Ściągnęłam z siebie dotychczasową bluzkę i założyłam tamtą. Ze spodniami zrobiłam tak samo. Mój telefon zaczął wibrować jak szalony. Na wyświetlaczu pojawiło mi się zdjęcia Michael'a i zielona albo czerwona słuchawka. Nacisnęłam tą pierwszą.
— Co jest? — Zapytałam? — Michael! Sekunda!
Odłożyłam telefon, tam gdzie wcześniej leżał, a ja zrobiłam szybki makijaż. Mocny, ale bardzo szybki. Rozpuściłam włosy i rozczochrałam je.
— Jestem! — powiedziałam, biorąc wszystkie rzeczy z pokoju. Płaszcz zarzuciłam na siebie i spojrzałam ostatni raz na pokój. Wszystko miałam. — Co chciałeś, że dzwonisz o takiej porze?
CZYTASZ
bad girl → luke hemmings ✔
Fanfiction! TA KSIĄŻKA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB BARDZO ZWRACAJĄCYCH NA BŁĘDY! Kiedy w życiu zachodzą jakieś zmiany, nigdy nie można przewidzieć tego, co się stanie. Kiedyś myślałam, że możemy sami zaplanować sobie życie, własny los. A co z tego wyszł...