Tego samego, ale popołudniu, obudziłam się w objęciach mojego chłopaka. Popatrzyłam tępo w biały sufit, zastanawiając się co dalej. Powinnam polecieć do Miami. Powinnam spotkać się z matką, z którą chciałam mieć jakikolwiek kontakt, a raczej się dowiedzieć co skłoniło ją do takiego czynu. Powinnam porozmawiać z Ann o jej młodszej siostrze. To wszystko było trudne. Wstałam delikatnie, aby go nie zbudzić. Ubrana byłam w jedynie jego szorty i bluzę, którą dał mi wtedy w magazynie. Przez pół nocy nie mogłam spać i tak było późno, bo dochodziła druga. Zeszłam na dół do kuchni. Na lodówce była przyklejona kartka od Liz. Nie wiedzieliśmy co jej powiedzieć... Wyszło na to, że mój płacz to wynik wiadomości z Miami, gdzie mój przyjaciel popełnił samobójstwo, a Luke specjalnie wrócił w nocy do mnie, do Sydney. O nic więcej nie pytała. Napisała, że bardzo się o mnie martwi, wyszła wcześniej do pracy i kazała mi zadzwonić od razu jak się obudzę. Taka kobieta to skarb. Wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam sobie wody. Miałam telefon do góry i nie zamierzałam po niego wracać. Mogłam przez przypadek obudzić Luke'a, a on zasnął pewnie później ode mnie. Wypiłam duszkiem wodę i odstawiłam puste naczynie do zlewu. Usiadłam na blacie. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Postanowiłam coś zrobić na... Obiad? Śniadanie? Zależy kto jak patrzył. Związałam włosy i luźnego koka. Zasunęło mi się pytanie... Co mogłabym zrobić? Naleśniki były klasykiem i każdy je lubił. Odnalazłam odpowiednie składniki. Musiałam zrobić dużo, bo wiadomo było, że nie tylko my będziemy to jeść. Reszta bandy też powinna wpaść. Zarobiłam ciasto i odszukałam odpowiednią patelnie. Rozgrzałam oliwę, której i tak nie było jakoś dużo, i wlałam pierwszą porcję ciasta. I tak smażenie zajęło mi godzinę. Zrobiłam pełne trzy talerze naleśników. Przy ostatnim prawie opuściłabym na ziemię przez najstarszego z braci - Ben'a.
— Hm! Jakie widoki mógłbym mieć codziennie. Pięknie pachnie — powiedział. — Gdzie mój głupkowaty brat?
— Jeszcze śpi, nie chciałam go budzić. Na przyszłość to radzę mnie nie straszyć. Mogło się to gorzej dla ciebie skończyć.
— Przyszła bratowa mnie straszy? — Zapytał mnie z głupkowatym uśmiechem. Miałam ochotę zetrzeć ten uśmiech z jego twarzy.
— Ja tylko ostrzegam.
Zaśmiałam się i wyminęłam go, wchodząc do góry. Ubrałam na siebie jakieś najkrótsze spodnie, które Luke miał w szafie. Ale i tak sięgały mi do kolan. Bluzę przebrałam na koszulkę z krótkim rękawkiem. Odświeżyłam się jeszcze w łaziance i ogarnęłam do końca włosy. Wtedy mogłam schodzić na dół. Wróciłam do kuchni. Wzięłam naleśniki na talerz i powędrowałam do salonu, gdzie przebywał Ben. Wyglądał jak idiota. Nie mogłam powstrzymać prychnięcia pod nosem. Tym razem to on spojrzał na mnie jak na idiotkę. Usiadłam na przeciwko niego i wepchałam sobie praktycznie całego naleśnika do buzi. Musiałam napchać głód, bo żołądek wyssał mnie od środka. Cały czas najstarszy z Hemmings'ów patrzył się na mnie.
— Czego chcesz? — Zapytałam mało kulturalnie, bo z pełną buzią. Połknęłam to i spojrzałam na niego z politowaniem. — Czego chcesz? Nigdy nie widziałeś dziewczyny, która opychała się naleśnikami i oglądała mecz?
— O Boże jedyny, przenajświętszy — powiedział na jednym wydechu. — Mój brat ma cholerne szczęście, ale szkoda, że jest totalnym debilem.
Zignorowałam go i skupiłam się na meczu. Australia przeciwko Zjednoczone Emiraty Arabskie*. Było na razie jeden do zera, dla nas. Zawsze kibicowałam Australii, nawet jako dziecko. Często oglądałam mecze, więc weszło mi to w nawyk.
— No weź podaj do tego cholernego Archie'go**! — Krzyknęłam. — Boże, jak im nie strzelą to mnie chyba coś weźmie! Zabiję ich!
Ben się roześmiał, ale nie skomentował. Rzuciłam mała poduszką w telewizor, kiedy zobaczyłam, ze stracili piłkę. Mruknęłam pod nosem, że oni wcale nie umieją grać i kto ich wpuścił na boisko.
CZYTASZ
bad girl → luke hemmings ✔
Fanfiction! TA KSIĄŻKA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB BARDZO ZWRACAJĄCYCH NA BŁĘDY! Kiedy w życiu zachodzą jakieś zmiany, nigdy nie można przewidzieć tego, co się stanie. Kiedyś myślałam, że możemy sami zaplanować sobie życie, własny los. A co z tego wyszł...