- Znowu się spotykamy, lady. - powiedział blondyn w garniturze. Usmiechnęła się uroczo i zbliżyła jeszcze bardziej nóż do jego gardła.
- Kim jesteś? - spytała najsłodszym głosem jaki mogła zrobić. Kobietka za nim wydawała się tak oszołomiona, że nawet nie zauważyła jak łzy niepokoju spływały po jej policzkach. Biedny Francis wyglądał teraz jak idiota z takim wyrazem twarzy. Nie wiedział co odpowiedzieć. Jak ta dziewczyna może nie wiedzieć kim jest?
- Jak możesz mnie nie pamiętać? Walczyliśmy na wielorybie. - odpowiedział wreszcie. Odsunęła nieco ostrze od jego gardła zastanawiając się chwilę. Nagle jakby dostała olśnienia i pstryknęła palcami.
- Fran, prawda?! Pamiętam cię trochę... W każdym razie masz chyba szczęście, że Fyodor wymazał mi pamięć i nie pamiętam wszystkiego o tobie. - bąknęła chowając nóż za paskiem od spodni.
- Nie zaatakujesz? Przecież...
- Nie. Ty chcesz spokojnie zwiedzać sobie ten szlak a ja chcę po prostu wrócić do miasta, wiesz może gdzie mam iść? - spytała uprzejmie. Dalej nie mógł uwierzyć w tą sytuację. Była kompletnie inna niż ostatnio. I w dodatku nie chciała go zabić! Ha! Ma szczęście!
- Zaraz za następnym zakretem jest miasto. - powiedział wskazując jej kierunek. Dopiero teraz słyszała cichy szum aut i miasta. Uderzyła się z otwartej dłoni w czoło i żegnając blondyna wyminęła go i ruszyła w podanym kiwrunki. Wreszcie wyszła i zobaczyła miasto. Uśmiechnęła się z ulgą.
- Chyba pierwszy raz stęskniłam się za miejskim zgiełkiem. - prychnęła i ruszyła do dobrze znanej wierzy, jednocześnie najbardziej widocznym punktem w Yokohamie, czyli siedziby Mafii. W głębi wyczuwała kłopoty, ale miała cichą nadzieję, że to nie prawda.
- A, właśnie! Kaname! - usłyszała i odwróciła się do tyłu, aby znowu zobaczyć Frizgeralda.
- Taname...
- Właśnie! Lepiej nie idź do ich siedziby. Z tego co słyszałem niezła tam zawierucha z Agencją. - ostrzegł ją, dzięki czemu spęłniły się jej obawy. Warknęła pod nosem kilka przekleństw i ruszyła w kierunku wysokiego budynku. Mężczyzna wzdychnął i wrócił do świątyni.
Biegła ile miała sił w nogach. Nie dlatego, że Mafia mogła upaść. Jej myśli krążyły tylko wokół jednego. Jednego, zimnego i oschłego osobnika, którego kochała.
Akutagawa Ryunosuke.
Płuca paliły a nogi bolały, ale ona dalej biegła. Yokohama to duże miasto, ale ona nie miała czasu na zamawianie taxi. Przepychała się przez tłumy, taranowała ludzi i skakała przez murki, aby tylko dotrzeć do celu.
Było dużo zniszczeń. Bardzo dużo. Wszystko było porozwalane. Syknęła i zaczęła szukać kogoś żywego w otoczeniu. Chodziła, wołała i szukała. Co jeśli załatwili Mafię? Nie, nie może tak myśleć! Do oczu napierały jej łzy. Pomyślała o jeszcze jednym miejscu. Nawet nie próbowała się opanować, po prostu rzuciła się znowu do biegu.
W pewnym momencie uderzyła w kogoś. Dopiero po paru chwilach, jak leżała na ziemi zorientowała się kto to. Ranpo i pozostali. Wstała i spojrzała na nich gniewnie.
- Czemu nie było cię razem z nimi? - spytał detektyw zimnym tonem. Szczerze nie mogła go poznać. Pamiętała tylko urywek pamięci, gdy był uśmiechnięty i pewny siebie. A teraz?
- Wiem dlaczego nas zaatakowaliście. - warknęła a Edogawa drgnął lekko w miejscu. Yasono położyła dłoń na jego ramieniu zatrzymując go.
- Zostawmy ją. - powiedziała kobieta cicho.
- Nie. Walcie ile chcecie - zaczęła zaskakując lekarza. - jeśli będziecie zadowoleni walcie we mnie wszystkim co macie. Uderzyliście w Portową Mafię z myślą, że to my otruliśmy waszego szefa. Nic bardziej mylnego. To nie Mafia była za to odpowiedzialna... - Taname nie spuszczała ze wzroku Ranpo, jakby mówiła to głównie do niego.
- Więc kto to zrobił? - spytał nagle Kunikida.
- ... Tym, kto wynalazł truciznę byłam ja. Gdy jeszcze współpracowałam z Fyodorem, nic nie pamiętając przyczyniłam się do otrucia swojego jak i waszego szefa. Fyodor dał mi fałszywą tożsamość, wzamian za to pracowałam dla niego. - wyjaśniła z wahaniem. Brzydziła się tej prawdy. Raniła swoich jak i przyjaciół i znajomych. Zapadła cisza, a dziewczyna rozłożyła dłonie jakby gotowa do ciosów. Zamknęła oczy i czekała.
- To nie uniewinnia cię w stu procentach. - usłyszała głos detektywa i po chwili poczuła mocne uderzenie w policzek. Z pięści najprawdopodobniej. Zachwiała się i wypluła krew obserwując jego następny krok. Zrobił kilka kroków do tyłu i wycofał się razem ze swoimi. Otarła usta z czerwonej cieczy i również odeszła z tego miejsca.
- Głupi detektyw. Jakby tego nie wiedział od razu. - warknęła po nosem zirytowana. Prawda była taka, że Ranpo wiedział o Taname. Ale czemu miał się dzielić z innymi tą prawdą? Chęć powalenia Portowej Mafii była większa i bardziej kusząca.
- Nie zabijamy jej od razu. Zajmiemy się nią na końcu. - powiedział poważnym tonem detektyw do swoich towarzyszy. Yasono czuła dziwną aurę wokół przyjaciela. Nie była zadowolona z jego postępowania, ale nie protestowała.
Taname wreszcie doszła do swojego celu. Stała przed domem w którym mieszkał On. Nie fatygowała się, tylko od razu weszła i rozjerzała się.
- Jest tu ktoś?! - krzyknęła i nagle zobaczyła ciemnowłosą dziewczynę wychodzącą z pokoju obok.
- Taname! Czemu cię nie było?! - powiedziała podchodąc do niej. Była ranna. Poważnie ranna w ramię.
- Sama chciałabym wiedzieć, a teraz opanuj się, ty masz problem z ramieniem i ja. - powiedziała chcąc nieco uspokoić atmosferę i poklepała się lekko po zabandażowanym ramieniu pod bluzą. Napastniczka uspokoiła się i pozwoliła wejść do środka Taname.
- Dzięki mnie jej tam nie było. Uderzyłem w kark i zabrałem do opuszczonego składziku w lesie. - było słychać z salonu głos przepełniony bólem. Przyspieszyła kroku i weszła do owego pokoju. Na kanapie siedział Ryunosuke cały we krwi i ranach.
- Ty debilu! Wiesz jak się... wkurzyłam?! - dokończyła po chwili zostanowienia. Podleciała do niego i spojrzała na niego.
- Ja wkurzam się za każdym razem jak cię widzę. - odpowiedział jakby nie wiedział w jakim stanie jest.
- Idź do diabła! Trzeba się tobą zająć. - warknęła sięgając apteczki i prowadząc go do łazienki. Najpierw zajęła się ranami na dłoniach i twarzy obdarzonego. Kipiało od niej złością. Tak się o niego martwiła, że nawet dała się pobić Agencji, żeby tylko jej nie gonili.
- ... Bałaś się o mnie? - spytał w pewnym momencie na co ona bardziej brutalniej przyłożyła gazik ze środkiem oczyszczającym rany. Syknął cicho czując nagłe pieczenie.
- Nigdy więcej mi tego nie rób. - bąknęła i ostrożnie zdjęła jego płaszcz z ramion chcąc zająć się okropnym przecięciem na ramieniu. Głowę miała spuszczoną w dół tak, aby Akutagawa nie widział jej.
- ... Bałaś się o mnie. - szepnął odsłaniając jej twarz. W oczach kręciły się łzy a na policzki wypłynął delikatny rumieniec.
- Nie prawda. - wydukała pociągając nosem. Zmusił się do ruchu i zbliżył się do niej. Lekko musnął wargami jej usta w ramach przeprosin za swój stan.
- Tym razem pozwolę ci się rozebrać z płaszcza i koszuli. - bąknął cicho, na co Taname prychnęła z lekkim uśmiechem.
- No proszę, zboczeńcem też potrafisz być. Zaskakujesz mnie, Ryu. - bąknęła zalotnym głosem.
- Nie nazywaj mnie tak...
CZYTASZ
Who Are You?
FanfictionSamotność to nie najgorsze uczucie. Najgorsze uczucie, to być zapomnianym przez kogoś, kogo nigdy nie zapomnisz. CZĘŚĆ DRUGA DO "MY ENEMY AKUTAGAWA".