Prolog

1.2K 83 51
                                    

Dla niektórych osób
najważniejszymi rzeczami w życiu są honor, własne bezpieczeństwo, szczęście czy też władza. Dla mnie wszystkim co najważniejsze jest rodzina i przyjaciele, choć tych drugich mam niewielu. Straciłam w swoim życiu trzech przyjaciół. Zgineli w czasie rozpentanej na Cybertronie wojny. Chociaż, zgineli to niewłaściwe słowo, ponieważ zostali bez skrupułów zamordowani. Pewnie się zastanawiacie jak to się stało, kto to zrobił i co działo się później, więc już przechodzę do opowieści.

Jak wiadomo, po rozpoczęciu wojny na mojej ojczystej planecie, Cybertrończycy podzielili się na dwie frakcje, autoboty i decepticony. Choć byli także tacy którzy nie chcieli przystępować do żadnej ze stron. Oczywiście autoboty próbowały namawiać bezfrakcyjnych Cybertrończyków, aby ci przystali do ich frakcji, stosując zawsze tą samą naiwną gadkę, że walczą w dobrej sprawie, a decepticony są złem wcielonym przez które giną niewinne transformery, a nasza planeta powoli umiera. Jednakże zdarzało się że niektórzy odmawiali brania udziału w przelewaniu energonu innych, wtedy autoboty akceptowały ich wybór i pozwalały odejść. Tsaa... dobra historyjka, prawda? Pewnie daliście się nabrać, no bo przecież autoboty to ta dobra strona, obrońcy planety, walczący o sprawiedliwość i wolność innych. Tak właśnie myślałam, dopóki ich nie spotkałam.

Było to jakieś dwa ziemskie miesiące po rozpoczęciu wojny. Wraz z moimi przyjaciółmi, Vertrixem, Noxronen i Adrixem nie należeliśmy do żadnej z frakcji i staraliśmy się unikać kłopotów. Nie żebyśmy byli tchórzami, czy nie potrafili walczyć, w końcu nie każdy kończy z wyróżnieniem, najlepszą na Cybertronie szkołę wojskową i Akademię Seekerów, z czego jeszcze ja dodatkowo ukończyłam Akademię Medyczną. Naszą przeszkodą do przystąpienia do krórejkolwiek ze stron, były nasze rodziny i przyjaciele. W końcu nie każdy byłby zdolny do zabicia kogoś kto jest nam bardzo bliski.

Wojna podzieliła wszystkich bez wyjątku, rodziny, przyjaciół, nawet i niektórych partnerów iskry , którzy przyrzekali sobie zawsze być razem. Mogłabym tak wymieniać bez końca. A co do mojej rodziny, cóż matki nie znałam, nie wiem nawet jak wyglądała, jedyne co mi wiadomo to to że była seekerką tak jak ja. Mój ojciec był na Cybertronie dość ważną osobą, konkretnie komandorem przez co ciągle nie miał czasu dla mnie i mojego starszego brata, ale po mimo to bardzo nas kochał. Jednak wojna poróżniła także i moją rodzinę. Mój ojciec przystąpił do autobotów, a brat który miał inne poglądy, przystał do decepticonów. Jedynie ja pozostałam bez frakcji, czując się rozdarta, ponieważ nie chciałam walczyć ani przeciwko ojcu ani przeciwko bratu. Podobne sytuacje mieli także moi przyjaciele, z którymi trzymaliśmy się zdala od wszelkich konfliktów. Niestety, od problemów nie można uciec, o czym przekonałam się na własnym pancerzu.

Wraz z chłopakami naprawialiśmy statek kosmiczny, który znaleźliśmy w pobliżu Morza Rdzy. Wyglądał na opuszczony od dłuższego czasu, w pobliżu nikogo nie było, a i nie zanosiło się na to by ktoś miał zamiar po niego wrócić. Zresztą co się dziwić, statek miał uszkodzony system nawigacyjny, niedziałające osłony, całkowicie zniszczony jeden z silników i pełno dziur po pociskach blasterów. Pomimo tak rozległych uszkodzeń postanowiliśmy go naprawić, aby wyrwać się w końcu z tej planety. Gdy do naprawy został już tylko system nawigacyjny, niewiadomo skąd zjawiły się autoboty. Można powiedzieć, że początkowo zignorowaliśmy przybycie ośmioosobowej grupy, która nie wyglądała na wrogo nastawioną. Oczywiście rozmowa zaczęła się od tego czego się spodziewałam, czyli od pytania czy przystąpimy do ich frakcji. Wraz z przyjaciółmi odpowiedzieliśmy jednogłośnie że nie, więc najwyższy z autobotów o szaro-niebieskim lakierze wyszedł na czele grupy i spytał nas czy jesteśmy pewni naszego wyboru. Jak można się spodziewać nasza decyzja nie uległa zmianie. Wraz z chłopakami uznaliśmy rozmowę za skończoną, więc odwróciliśmy się do botów plecami z zamiarem wejścia na statek, który właściwie był już gotowy do lotu. I to był nasz błąd. Po zrobieniu zaledwie dwóch kroków usłyszałam głośny wystrzał z blastera, a moja lewa strona twarzy została opryskana energonem. Zdezorientowana zwróciłam głowę w tamtym kierunku i momentalnie zamarłam. Adrix leżał nieaktywny na ziemi, z praktyczne rozerwaną przez pocisk głową. Byłam przerażona, ktoś właśnie zgasił mojego przyjaciela, a pozostali dwaj i ja byliśmy w niebezpieczeństwie. Co prawda potrafiliśmy walczyć ale mieliśmy tylko podstawowe uzbrojenie, czyli po dwa wysuwane ostrza i po dwa blastery o średniej mocy, a autoboty kilka sporych rozmiarów działek plazmowych i parę zmodyfikowanych blasterów o bardzo dużej sile rażenia, na dodatek każdy z nich posiadał wielki miecz z Cybertrońskiej stali. Nie pozostało nam nic innego jak uciekać i liczyć na cud że przeżyjemy. Wraz z Vertrixem i Noxronem w jednej sekundzie wymieniliśmy porozumiewawacze, choć pełne smutku spojrzenia i rzuciliśmy się biegiem w strone wejścia na statek. Noxron padł tuż przed rampą wejściową z ziejąca dziurą w miejscu gdzie była iskra. Vertrix który był już na rampie, słysząc dźwięk upadającego ciała odwrócił się się w te stronę, chcąc sprawdzić czy jest jeszcze ratunek dla postrzelonego, ale w tedy mój przyjacielel został postrzelony w brzuch, z ktorego od razu zaczął wypływać energon. Vertrix padł na kolana, a kiedy do niego podbiegłam, udało mi się go pod wpływem adrenaliny wciągnąć na pokład i zamknąć rampe. Nie wiele myśląc i uznając że jesteśmy w miarę bezpieczni, zostawiłam przyjaciela na podłodze i czym prędzej ruszyłam do sterów by stąd odlecieć. Gdy opuściliśmy orbite Cybertronu, od razu podeszłam do ledwo przytomnego transformera, padają obok niego na kolana, w rosnącej z każdą sekundą kałuży jaskrawo-błękitnego energonu. Pomimo wykształcenia medycznego nie byłam w stanie mu pomóc, nie miałam przy sobie potrzebnego do tego sprzętu, a na statku nie było żadnej apteczki ani czegoś co mogło by się przydać. Vertrix zgasł na moich rękach po zaledwie kilkunastu minutach. Targało mną wtedy wiele emocji, złość, rozpacz, zawód i wiele innych. Czułam się bezsilna, autoboty zamordowały moich przyjaciół, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Początkowo nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, ale wtedy całkowicie ogarnęła mnie chęć zemsty. Znienawidziłam autoboty i obiecałam sobie że nigdy się nie poddam, zabiję każdego autobota którego spotkam i dorwe tych surwieli którzy zamordowali moich przyjaciół.

Wysłanniczka Antyiskry || TFPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz