▶XIII◀

669 55 102
                                    

Megatron

Wraz z oddziałem Vehiconów, Breakdown'em i Dreadwing'iem wróciliśmy na statek. Wspomniane cony, wykluczając pomocnika medyka, poszły w swoje strony, a poturbowane klony, które niosły rannych udały się do Schockwave'a. Stanąłem na środku pomieszczenia czekając na otwarcie portalu. Nieco z tyłu po mojej lewej stał Starscream, a po prawej Breakdown, który przestępował z nogi na nogę.

Już po chwili na mostku ponownie rozbłysło światło mostu ziemnego. Wszyscy obecni z niecierpliwością wpatrywali się w świetlisty wir, z którego zaczęły wyłaniać się dwie postacie.

Vixaria wyglądała niczym uosobienie ponurego żniwiarza, po powrocie ze zbiorów. Całe jej ciało ociekało energonem, który mozolnie skapywał na podłogę. Pancerz posiadał wiele rys i wgnieceń. Wyraz twarzy miała zimny jak lód. Jedyne emocje można było wyczytać z jej roziskrzonych, zielonych optyk skrywających pozornie ujarzmioną furię. Na jej ramieniu uwieszony był nieprzytomny medyk, który wyglądał jakby w ostatniej chwili wyciągnięto go z gniazda scrapletów.

Breakdown budząc się z chwilowego otępienia doskoczył do rodzeństwa w jednej sekundzie.

- Primusie, Knockout! - szepnął przerażony decepticon, któremu femme bez słowa przekazała swojego brata.

Con bez problemu podniósł medyka biorąc go pod ręce i kolana, po czym wybiegł z pomieszczenia do, jak przypuszczam zatoki medycznej. W tej chwili ostry wzrok Vixarii spoczął na mnie, a iluzja całkowitego opanowania wyparowała w jednej sekundzie.

- Ty zadufany w sobie skurwysynie! - warknęła robiąc krok w moim kierunku z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem.

- Wszyscy wyjść! - ryknąłem, a wszystkie obecne vehicony wraz z byłym komadorem skierowali się do wyjścia.

Młoda medyczka zaśmiała się z kpiną na moje słowa.

- Co? Boisz się kompromitacji przed załogą? - rzuciła nim wszyscy opuścili pomieszczenie.

Skrzywiłem się ze wzrastającą irytacją spowodowaną brakiem szacunku do mojej osoby i rzucanymi w moją stronę obelgami.

- Nie zapomniałaś aby z kim rozmawiasz? - huknąłem łapiąc ją z zaskoczenia za szyję, którą ścisnąłem.

Nim się spostrzegłem mój nadgarstek został głęboko rozcięty ostrzem ogona, który wysunęła medyczka. Z głośnym sykiem wypuściłem Vixarię z mocnego uchwytu i zmrużyłem groźnie optyki.

- Nie, doskonale wiem z kim rozmawiam. Z zapatrzonym w siebie palantem, dla którego liczy się tylko władza i pozycja. - przybrałem groźny wyraz twarzy - Rzucasz wszystkich do walki nie interesując się w żadnym stopniu konsekwencjami! Nie wspominając o Vehiconach, które posyłasz do walki z autobotami bez żadnego porządnego przeszkolenia, rozstawiasz i porzucasz swoich żołnierzy jak ci się podoba! Skreśliłeś Knockout'a ponieważ został schwytany, skreśliłeś mnie ponieważ chciałam go ratować. Ale gdy podstawiłam ci pod "nos" bazę autobotów jako łaskawca zechciałeś nas wspomóc! - warknęła wściekle - Jesteś wodzem decepticonów do cholery, a zachowujesz się jak rozwydrzony bachor, który wyrzywa się na wszystkich wokoło kiedy coś mu nie pasuje! Jak tak dalej pójdzie to w końcu sam doprowadzisz do upadku decepticonów! Byłeś gladiatorem... - zaczęła spokojniej - Jednak porzuciłeś to dla wyższego celu, zająłeś się polityką i dobrze ci szło. Dokonałeś naprawdę wiele, stworzyłeś własną potężną frakcję, która odnosiła sporo wielkich sukcesów, byłeś doskonałym przywódcą... A kim jesteś teraz? - spytała mierząc mnie wzrokiem pełnym pogardy i współczucia?

Stałem tam, jak idiota nie wiedząc co powiedzieć. W normalnej sytuacji już dawno posłałbym ją do wszechiskry, ewentualnie medyka, jednak Vixaria... Miała rację. Ile to już niewyszkolonych Vehiconów poległo w starciach z tymi ścierwami? Ile kopalń utraciliśmy przez brak doświadczenia mojej armii. Ile Vehiconów zgasło z mojej własnej ręki w czasie moich wybuchów gniewu?

Wysłanniczka Antyiskry || TFPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz