List #7

632 84 20
                                    

Kochany Andi,

Jestem ciekawa czy zauważyłeś moją nieobecność, ale podejrzewam, że nie skoro jeszcze nie zadzwoniłeś. Chociaż możesz jeszcze spać, bo pewnie po raz kolejny wróciłeś nad ranem pijany. Tym razem obudzisz się w pustym mieszkaniu tak jak ja przez blisko tydzień gdy wychodziłeś wieczorami. Wołałam Cię każdego dnia licząc, że tym razem zostałeś i po prostu siedzisz w salonie albo robisz sobie coś do jedzenia. Jednak Ty wychodziłeś mając gdzieś to co przeżywam pod Twoją nieobecność. O to z resztą pokłóciliśmy się wczoraj i po raz kolejny wyszedłeś z mieszkania trzaskając drzwiami. 

Dzisiaj jesteś w pochmurnym Monachium, a ja cieszę się piękną pogodą w Dortmundzie, który pokochałam pomimo tego, że nie byłam tutaj ani razu. Już opuszczając teren lotniska poczułam się jak w domu. Ludzie tu byli podobni do mnie, a w Monachium czułam się obco. Mówiłeś, że przesadzam, ale teraz wiem, że nie przesadzałam. Dortmund był moim miastem, żył z sukcesów klubu, który kocham. Tutaj nie przeszkadzali mi ludzie chodzący w barwach klubu, bo to ten sam, który był mi tak bliski.

Zwiedzałam miejsca, które kiedyś poleciła mi przyjaciółka i muszę przyznać, że wszystkie były warte uwagi jednak najlepsze czekało mnie dopiero wieczorem. Perła w koronie, Westfalenstadion chociaż teraz większość zna go jako Signal Iduna Park. Bilet na mecz kupiłam już na początku sezonu, ale gdy wróciliśmy do siebie, byłam pewna, że zmarnuje się. Dałeś mi okazję do spełnienia jednego z największych marzeń i nie zawahałam się by przylecieć. Wiem, że mecze z Schalke zawsze są wyjątkowe ze względu na napięte stosunki pomiędzy klubami

Ubrana w koszulkę zawodnika z numerem jedenaście, zajęłam swoje miejsce podekscytowana jak małe dziecko gdy rodzice pozwolą mu otworzyć prezenty na gwiazdkę. Podczas skoków przeżywałam silne emocje, ale tutaj byłam kłębkiem nerwów gdy zawodnicy z Gelsenkirchen byli przy piłce. Miałam też stany przedzawałowe gdy znajdowali się w polu karnym gospodarzy, ale na ich nieszczęście świetnymi interwencjami popisywał się Bürki. 

Jeszcze w pierwszej połowie spotkania wynik otworzył Reus, który dostał idealną piłkę od młodziutkiego Dembélé. Byłam pod wrażeniem szybkości Francuza oraz tego z jaką łatwością potrafił oszukać przeciwników. Dlatego nie dziwiłam się, że chwilę po zdobyciu gola przez kapitana Borussen, odebrał piłkę obrońcom Schalke i sam nie zapisał się na listę strzelców, tym samym potwierdzając dominację gospodarzy w tej części meczu.

W drugiej połowie goście mieli kilka okazji do zdobycia gola, ale na moje szczęście nie potrafili ich wykorzystać. Za to Borussia w kocówce spotkania wykorzystała rzut rożny po którym Bartra zdobył trzeciego gola dla gospodarzy. Zawodnicy z Gelsenkirchen próbowali strzelić chociaż honorową bramkę, ale nie udało im się. Wraz z końcowym gwizdkiem obserwowałam jak zaczarowana radość panującą na Südtribüne gdzie kibice BVB cieszyli się ze zwycięstwa swojej drużyny. Takiej fety jeszcze nigdy nie widziałam na własne oczy i bałam się mrugać by niczego nie przegapić.

Nie wiem jakim cudem udało mi się zrobić zdjęcie z moimi ulubionymi piłkarzami, ale do hotelu wracałam jako najszczęśliwsza osoba na ziemi. Fotografia na której jestem z Reusem, Bartrą i Durmem od razu została moją nową tapetą ekranu blokady, a chwilę później dodałam ją na swoje media społecznościowe przez co wywołałam nie małe zamieszanie. W końcu tydzień wcześniej pojawiłeś się na meczu Bayernu, a ja teraz Borussii i zamiast zdjęcia z trybuny gdzie jesteśmy razem, upubliczniłam zdjęcie na którym jestem z piłkarzami. Szkoda tylko, że nikt nie zdaje sobie sprawy z tego jak ostatnio wyglądają nasze relacje oraz tego, że pewnie siedzisz teraz w jakimś klubie, by po raz kolejny zalać się w trupa.

Mimo tego, że nie zadzwoniłeś by dowiedzieć się gdzie jestem, miałam cichą nadzieję, że martwiłeś się gdzie jestem i czy nic mi się nie stało. Przecież na tym polega miłość, a ty przecież mnie kochasz, prawda?

Wierna Twojemu sercu,

Megan


~~~~~~

No i Megan powoli ma dosyć zachowania Andiego.  W dodatku spełniła jedno z największych marzeń, a jego nie było obok. 

Gdyby ktoś nie wiedział zawodnikiem z numerem 11 w Borussii Dortmund jest Marco Reus. Zrobiłam z niego kapitana, bo przed rozpoczęciem tego sezonu chodziły pogłoski, że nim zostanie, ale kontuzja i długi powrót do zdrowia sprawił, że to Marcel Schmelzer jest kapitanem, ale skorzystałam z okazji, że w listach mogę wszystko i to Marcinho nim został.

Jestem ciekawa Waszych opinii na temat listu oraz tego jak rozwinie się sytuacja.

Widzimy się w kolejnym liście :)

Listy vol.2 [Andreas Wellinger]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz