3

28.2K 1.2K 144
                                    


Gdy tylko nasz wzrok się spotkał, tęczówki basiora zmieniły kolor na czerwony. A mnie, dzięki przerażeniu i adrenalinie wydawało się to całkiem normalne.

Mimo lęku nie mogłam oderwać spojrzenia, gdy czerwień tęczówek bestii zmieniła się błękit. Dokładnie taki sam odcień oczu jaki posiadał mały szczeniak, który jeszcze parę chwil temu był moim towarzyszem drogi. Teraz stanę się obiadem jego ojca. Weekend pełen wrażeń, bez happy end na koniec.

Moja. Głośne warknięcie, przepełnione zaborczością rozbrzmiało w mojej głowie. Fantastycznie, nawet w ostatnich sekundach mojego życia nie dane jest mi zachować trzeźwego umysłu. Wariuję.

- Cholera... – mruknęłam, choć strach zacisną mi gardło. – Posłuchaj, Panie duży wilku. Jeśli mnie puścisz, obiecuję, że już więcej nie będę wchodzić na Twoje terytorium. Przysięgam.

A co, jeśli chcę byś została na moim terytorium? Znów ten głos. Gdybym mogła, przetarłabym sobie twarz dłonią. Naprawdę ze świrowałam do końca. Ale jeśli mnie zje, to moje szczątki zostaną w tym lesie na zawsze. Stłumiłam śmiech, wyobrażając sobie echo powtarzające „na zawsze" jako mantrę. No tak, w obliczu śmierci mój mózg musiał jakoś sobie radzić z rzeczywistością.

Nie zginiesz, maleńka. Zostałam polizana przez mojego oprawce w policzek. Szlag. To jest jeszcze gorszę niż pożarcie żywcem. O nie, a co, jeśli zaciągnie mnie do całej watahy i będzie patrzył jak inne wilki mnie rozszarpują. W tym momencie naprawdę przeklinałam swoją wyobraźnię. To jest to! Na pewno sobie to wyobrażam. Albo nadal śpię w namiocie, a to jest głupi sen.

To rzeczywistość, kochanie. A teraz wstawaj, musimy iść. Musimy iść. Gdzie musimy iść? Amando, obudź się. To jakiś koszmar. Z drugiej strony, to nie byłby pierwszy raz, gdy śni mi się, że umieram. Ale nigdy tamte sny nie były tak rzeczywiste.

Zajęta popadaniem w panikę, nie zauważyłam jak czarny basior zszedł ze mnie. To mogłaby być moja szansa na ucieczkę, ale nawet mój umysł wiedział, że nie mam żadnych szans. Nadal byłam obserwowana, a zwierz tylko czekał na mój gwałtowny ruch.

Byłam w bardzo złej pozycji. Cholera, czy chociaż raz w moim życiu może pójść gładko i bez żadnych nieprzyjemnych sytuacji? Oczywiście, że nie. Przecież Ty uwielbiasz życie pełne wrażeń, Amando.

No na co czekasz, musimy iść. Kolejne warknięcie rozległo się w mojej głowie. Powoli podniosłam się na kolana, chociaż moje nogi trzasnęły się jak galaretka. Amando, rusz się. Nie mamy całego dnia.

- Nigdzie z Tobą nie idę. – odparłam, nawet nie wiem komu. – Jeśli masz mnie zjeść, to zrób to teraz.

Ile razy mam powtarzać, że Cię nie zjem, kobieto. Kolejne warknięcie. Poważnie już zgłupiałam. Zaczęłam się rozglądać czy przypadkiem jakiś mężczyzna nie stoi w krzakach i podkłada głos. Dałabym sobie rękę uciąć, że to wilk do mnie mówi.

Nikt nie stoi w krzakach, to raz. A dwa, zaczynasz już mnie irytować. Bogowie, czemu los zesłał mi na bratnią duszę człowieka.

- Słucham? To przecież nie moja wina, żeś się mnie uwziął. Idź sobie, no już sio. – wykrzyknęłam, zdając sobie sprawę, że naprawdę byłam w chujowej sytuacji i chyba na dłuższy czas odstawie sobie swoje weekendowe wycieczki.

Nadal siedziałam na ziemi, nie będąc pewna co zrobić. Miałam tu siedzieć, aż się mną znudzi i odejdzie? Równie dobrze może zrobić w bambuko i przyczaić się gdzieś w krzakach, czekając na mój błąd. Po raz kolejny: szlag by trawił moje szczęście.

Koniec tego dobre. Nie chcesz iść po dobroci, to zaciągnę Cię siłą. Powiedział rozdrażniony głos. W tym samym momencie wielki wilk w szybkim tempie znalazł się przy mnie złapał kłami za moją nogę. Krzyknęłam czując ból, chociaż nie był on bardzo odczuwalny. A mój krzyk był raczej spowodowany zaskoczeniem. Jednak to było nic przy kolejnych wrażeniach. Basior zaczął ciągnąć całą moją osobę, jakbym nic nie ważyła. Co za pierdolone szczęście.

W akcie ponownej paniki zaczęłam szarpać i strać się złapać się jakiegoś wystającego korzenia by choć na trochę spowolnić swój los.

- Puszczaj mnie, Ty zasrany kundlu. Żywcem mnie nie weźmiesz! – krzyczałam, pogłębiając swoją paranoję.

Dosyć tego! Ten głos naprawdę zaczynał mnie drażnić, a to, że się go bałam wcale nie pomagało. Następna rzecz była czymś co, jak się mówi przybiła gwoździa do trumny. Czarny basior na moich oczach zaczął się przekształcać, a chwilę później w jego miejsce stał nagi mężczyzna.

- Cholera. – wymsknęło mi się, zanim moje oczy przewróciły się w głąb czaszki, a ja straciłam przytomność.





Data publikacji: 30.08.2020

Jedyna (KOREKTA, DO 12 ROZDZIAŁU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz