7

27.8K 1.2K 50
                                    

- Czy to na pewno w porządku? Może jednak poczekamy na lekarza. – szepnął, William idąc za mną do pokoju, w którym się obudziłam.

Spojrzałam na niego i cień złości pojawił się w moim umyśle. Jednak po chwili opamiętałam się, przypominając sobie, że maluch nie wiedział o moim zawodzie. Uśmiechnęłam się, delikatnie ściskając jego dłoń, którą nadal trzymałam.

- Ja jestem lekarzem, Willy. – odpowiedziałam, otwierając drzwi od sypialni.

- Naprawdę? – zapytał, zaskoczony. – Super! Ale czy powinnaś robić to sama? W końcu... no wiesz, to miejsce...

- Dlatego też Ty mi pomożesz. – posłałam w jego kierunku uspokajający uśmiech. – Wszystko będzie w porządku.

- No skoro tak mówisz. – wzruszył ramionami, chłopiec. Widać było, że nadal nie jest przekonany co do tego pomysłu.

Gdy byliśmy już w łazience, rozłożyłam opatrunki na blacie umywalki. Dalej chciałam zdjąć bluzkę, jednak powstrzymałam się, widząc, że chłopiec raczej nie powinien oglądać takich rzeczy. No naprawdę, Amando. Czasem byłaś taka głupia. Westchnęłam, obracając się w stronę William'a. Małego chłopca jednak nie było w pomieszczeniu, ale jego tatuś stał oparty o futrynę drzwi. Drgnęłam zaskoczona, ponieważ nawet nie słyszałam, jak ten wchodzi do pokoju.

- Ja Ci pomogę. – powiedział po prostu i powolnym krokiem zaczął do mnie podchodzić. Ugryzłam się w język, nie chcąc doprowadzić do kolejnej awantury.

- W porządku. – zgodziłam się, powoli zdejmując bluzkę, która przykleiła się już do starego bandaża. Starając się ignorować natarczywy wzrok mężczyzny, nie przyśpieszając swoich ruchów zaczęłam odwiązywać czerwony już materiał. – Ranę przemyję sama, chciałabym byś później pomógł mi z świeżym opatrunkiem.

- Niech Ci będzie. – przytaknął, stojąc niecały krok ode mnie. – Jednak czy nie lepiej byłoby wezwać lekarza?

- Lekarz już tu jest. – warknęłam, patrząc na niego kątem oka.

- Tak, jest. I to ranny.

- A kogo to wina? - Ten facet nawet nie miał wyrzutów sumienia! - Dlaczego to zrobiłeś? Nie pytam już w jaki sposób powstało to ugryzienie. Zaczyna już do mnie docierać, że jesteś wilkołakiem, ale co tym chciałeś osiągnąć?

Obróciłam się w jego stronę, patrząc prosto w oczy. Zdawałam sobie sprawę, że bije się z myślami. Widząc, że na chwilę obecną nie mam co liczyć na odpowiedź, zwróciłam się w stronę lustra. Zmoczyłam białą gazę wodą by następnie zacząć zmywać sączącą się powoli krew. Rana nie była głęboka, nie zagrażała też życiu. Na całe szczęście nie zostały uszkodzone żadne nerwy czy mięśnie, jakby ugryzienie nie miało na celu zranić.

Gdy chciałam sięgnąć po następną gazę, zostałam gwałtownie obrócona, a silne ramiona przyciągnęły mnie do twardego torsu. Pisnęłam zszokowana, nie wiedząc co się dzieje. Chciałam już zacząć rugać Arona, gdy poczułam w miejscu rany mokry język.

- Oszalałeś?! – krzyknęłam, starając się go odepchnąć. – Przestań mnie lizać!

- Bądź przez chwilę cicho. – warknął, a po moim ciele przeszedł niekontrolowany dreszcz. – To działa.

- Co działa? Już przemyłam ranę!

- Czy Ty choć raz możesz się zamknąć? – odkrzyknął, nadal trzymając mnie w ramionach.

- Nie, nie mogę. – odpyskowałam, a gdy nasz wzrok się spotkał, chciałam skulić się w kącie i nie wychodzić. Jednak czasy, gdy tak robiłam minęły już dawno, a ja nie miałam zamiaru sobą pomiatać. – Mógłbyś wyjaśnić czemu lizałeś ranę? Obyłoby się bez zbędnych kłótni.

- A już myślałem, że je uwielbiasz. – odparł, odsuwając się ode mnie. Spojrzał na mój bark. – No, już nie potrzebujesz opatrunków. Parę dni i zostanie tylko blada blizna.

- Słucham? Jak to nie potrzebuję? – sapnęłam, zaskoczona, obracając się w stronę lustra. – Osz kurwa!

W pomieszczeniu rozbrzmiał cudowny śmiech mężczyzny, który nadal trzymał mnie w swoich ramionach. Nie zwracałam jednak na to uwagi, ciągle patrząc się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu była sącząca się rana. Teraz jedne widać było już prawie zagojone ślady po zębach. Niewielkie strupy widniały w kilku punktach, gdzie kły wbiły się głębiej.

- Jak...

- Ślina wilkołaków ma właściwości lecznice. – odpowiedział. – Do tej pory działała tylko na wilkołaków, jednak jak widać skoro jesteśmy bratnimi duszami na Ciebie też ma.

- Bratnie dusze? – zapytałam, ponownie obracając się w jego stronę. – Co to oznacza?

- Zaraz Ci wszystko wytłumaczę. – powiedział spokojnie, na co uniosłam brew. Czyżby w końcu uda nam się normalnie porozmawiać? – Ale najpierw ubierz się, bo naprawdę stracę nad sobą kontrolę.

- Kontrolę? – powtórzyłam, wyplątując się z jego objęć. Spojrzałam na swoją koszulkę, widząc plamę mimowolnie się skrzywiłam.

- Tak, kontrolę. Naprawdę, kobieto. Gdybym mógł, przeleciałbym Cię tu i teraz. – warknął, wychodząc z łazienki. Przez myśl mi przeszła głupia odpowiedź, a moje hormony dały o sobie znać. Cholera jasna. Wyszłam za nim, kucając przy kartonie z T-shirtami. Nie zwracając uwagi na to, że każdy z nich jest pognieciony, włożyłam na siebie pierwszy lepszy. Przemilczałam jego komentarz, choć przyznam, że miło mi się zrobiło.

- Bratnie dusze? – dociekałam, obracając się w stronę mojego porywacza, gdy zostałam złapana za podbródek a na moich ustach został złożony delikatny pocałunek. Długo nie trwało, gdy go odwzajemniłam.

Czy to już przejaw syndromu sztokholmskiego? Szlag.

Jedyna (KOREKTA, DO 12 ROZDZIAŁU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz