Rozdział I

809 23 0
                                    

-Kochanie rozumiesz, że to dla twojego dobra..

Pewnie, najlepszym dla mnie jest wysłanie mnie na drugi koniec kraju, do ośrodka dla trudnych nastolatków... Wszystko zaczęło się od rozwodu rodziców, parę miesięcy później mama znalazła Sobie nowego partnera, który niedawno z nami zamieszkał. Nigdy zanim nie przepadałam, ale po przeprowadzce stał się nie do wytrzymania. Myślał sobie, że jak gdyby nigdy nic wkroczy do mojego życia i zacznie się bawić w ojca i będzie manipulował moją rodzicielką. Czując potrzebę wewnętrznego buntu zaczęłam uciekać z domu, palić papierosy, zadawać się z szemranym towarzystwem, jak każdy nastolatek w tym wieku, ale kiedy ojczym przyłapał mnie na paleniu trawy, postanowił totalnie zrujnować moje życie. Wcisnął mamie stek bzdur na temat mojego zachowania. Była świadoma większości wybryków ale on dodał parę nowych i wszystko podkoloryzował. Oczywiście ona poparła jego zdanie, zachowując się jak wierny piesek bez swojej opinii. No i teraz jestem w drodze do Crimdon , gdzie znajduje się ośrodek dla trudnej młodzieży prowadzony przez Howard'a Anderson'a.

Reszta drogi mija nam w ciszy. Moja mama nie chce mnie jeszcze bardziej rozjuszyć a ja jestem aktualnie na nią obrażona. Po około piętnastu minutach jazdy przez pola, łąki i lasy docieramy do miejsca, które wygląda jak więzienie. Składa się ono z kompleksu ceglanych, szarych budynków, wysokiego ogrodzenia i małych okien. Ma on kilka pięter oraz dobudowaną budkę ochroniarza. Obok znajduje się duża hala. Całość nieco mnie przeraziła i wyglądała dosyć złowrogo. Jeszcze nie weszłam do środka, a już chce do domu.

Pan Stevens, czyli mój przyszły ojczym zaparkował naszym Jeep'em na ogromnym parkingu. Kiedy wysiedliśmy z auta po chwili podszedł do nas mężczyzna w średnim wieku, ubrany w granatową koszulę i czarne spodnie. Wyglądał w tym bardzo elegancko. Miał nieciekawy wyraz twarzy i ostre rysy, przez co od razu skojarzył mi się ze starym dyrektorem naszej szkoły.

-Witam, nazywam się Howard Anderson i jestem właścicielem tego ośrodka. Czy mam przyjemność z państwem Colleman?

-Tak, miło mi pana poznać -odpowiedziała moja mama. -Jestem Elizabeth Colleman, to mój partner David Stevens, a to moja córka Anastasia.

Prychnęłam w odpowiedzi i nie zamierzałam się więcej odzywać. Mężczyzna podszedł i podał nam po kolei dłoń.

-Prosiłbym rodziców o udanie się ze mną do mojego gabinetu aby zapiąć formalności na ostatni guzik, a ciebie zapraszam z bagażami do reszty grupy. Za chwile przydzieleni instruktorzy rozdadzą wam grafik i klucze do pokoi.

Chwila, chwila czy ja się przesłyszałam? ,,Rodzice"? Jest tu tylko mama i jakiś obcy facet... Jednak, żeby uniknąć rozmowy i prawdopodobnie kolejnej awantury, posłusznie wyciągnęłam z bagażnika walizki. Gdy zrobiłam zaledwie dwa kroki w stronę grupy chcąc uciec od nich jak najszybciej, moja rodzicielka zatrzymała mnie i mocno przytuliła.

-Uważaj, na siebie kochanie, dzwoń do mnie kiedy możesz...

-To nie będzie koniecznie - przerwał jej pan Anderson. -Telefony Są konfiskowane.

Po chwili zawahania mama lekko zmieszana odpowiedziała:

-Dobrze. W takim razie zobaczymy się za dwa miesiące -pocałowała mnie w policzek i odeszła z paroma innymi rodzicami.

Dołączyłam do innych nastolatków nieco spóźniona, podczas gdy instruktorzy przydzielali do pokoi. Nagle usłyszałam moje imię więc podeszłam odebrać klucz i grafik.

...

Otworzyłam drzwi do pokoju nr. 313.
Obok numerku przyczepionego do drzwi wisiała kartka z napisem Anastasia & Alice. Widocznie tak się nazywa moja współlokatora. Pomieszczenie było dosyć obszerne ale wiało pustką. Stały tu dwa łóżka, jedno po prawej, jedno po lewej, obok nich stały dwie komody. Każda z lokatorek miała na przeciw osobną szafę. Pierwsze co mi wpadło w oko to szeroki parapet przy oknie i balkon. Dopiero potem zwróciłam uwagę na zajętą część pokoju.

Dziewczyna, która właśnie się wypakowywała była ubrana cała na czarno z fioletowymi i srebrnymi elementami. Była brunetką z włosami do ramion i grzywką lekko wpadającą jej na oczy mocno podkreślone kredką. Wyglądała mrocznie i nieprzyjaźnie, więc zrezygnowałam z przywitania. Przypominała mi typową emo girl. Co lekko mnie zdziwiło. Moje wyobrażenia co do współlokatorki były troszkę inne.

Spojrzałam na zegarek i została jeszcze godzina do kolacji.

Kiedy się wypakowałam, postanowiłam przejść się po budynku.Wyszłam z pokoju zabierając ze sobą swój klucz i ruszyłam w stronę schodów. Od razu uderzył we mnie silny zapach papierosów. Ktoś po piętnastu minutach pobytu w ośrodku zdążył już sobie zapalić.

-Narkomanka? - o mało z zaskoczenia nie potknęłam się o własne nogi

Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos. Ujrzałam kontury osoby siedzącej na parapecie. Nie widziałam dokładnie,ponieważ światła były zgaszone.

- Co? - odpowiedziałam zdziwiona podchodząc parę kroków bliżej.

-Pijaczka? A może dziwka?

Zignorowałam te słowa, odwróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia.

-Ej, stój! Pytałem się tylko czemu tu siedzisz.

- Nieźle zaczynasz rozmowę - powiedziałam lekko rozbawiona.

Kiedy zaczęłam się zbliżać w jego stronę ujrzałam dobrze zbudowanego chłopaka mniej więcej w moim wieku. Ubrany był w sprane dżinsy lekko przylegające, a na swoich ciemnobrązowych włosach miał narzucony szary kaptur od mocno za dużej bluzy. W ręce trzymał lekko zużytego papierosa. Wypuścił w moją stronę kłąb dymu, odchylając głowę lekko do tyłu ukazując szczękę. Obserwował mnie od góry do dołu swoimi zielonymi tęczówkami. Przez to spojrzenie poczułam się nieco speszona. Coś w nim było. Taki magnetyzm i tajemniczość.

-Palisz?- zapytał się mnie i wyciągnął dłoń ze swoim papierosem. Miał niski, lekko zachrypnięty głos.

Z chwilą wahania, przyjęłam go i zaciągnęłam się dymem, po czym oddałam mu , mówiąc ciche ,,dzięki".

Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka. Chłopak wyciągnął telefon z kieszeni, zerknął na wyświetlacz po czym szybko zeskoczył z parapetu i ruszył w stronę schodów, odbierając. Jednak docierając do końca korytarza zatrzymał się i spojrzał w moją stronę.Staliśmy tak dłuższą chwilę, obserwując siebie nawzajem. Potem dotarł do moich uszu dźwięk z jego komórki, na co chłopak niczym wytrącony z transu wzdrygnął się i zbiegł na dół. Usłyszałam tylko jeszcze ciche: ,,Do zobaczenia"

Ta rozmowa namieszała mi w głowie. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że to spotkanie nie będzie naszym ostatnim.

Dopiero teraz zerknęłam na zegarek i uświadomiłam sobie, że spóźniłam się już sześć minut na kolację. Błagałam w myślach abym nie dostała kazania od jakiegoś instruktora.

~*~*~

Witajcie!

Za nami już pierwszy rozdział ,, Magnetism of Hearts" . Kolejne będą się pojawiać co około trzy dni.

Na samym wstępie informujemy was, że książka jest pisana przez dwie osoby.

Uważamy, że jest to ciekawym doświadczeniem zarówno dla twórców i czytelników.

Mamy nadzieje, że wam się spodoba.

Buziaki i miłego czytania,

Inka & Daria <3

Magnetism of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz