Rozdział XXV

260 13 1
                                    

Lekko przymrużyłam oczy budząc się powoli i gdy już chciałam się podnieść zauważyłam, że przeszkadza mi w tym wyrzeźbiona ręka Luke'a, która oplata mnie w talii.

- Gdzie idziesz? - zapytał szatyn zaspanym głosem jeszcze bardziej wtulając głowę w poduszkę.

- Musimy iść na śniadanie- powiedziałam po czym złożyłam na jego ustach szybki pocałunek i wstałam z łóżka. - W zasadzie to ja pójdę i przyniosę je do pokoju. - dopowiedziałam śmiejąc się.

- Świetnie. W takim razie ty idź po śniadanie, a ja sobie tutaj jeszcze poleżę. - odezwał się chłopak i zanim wyszłam z pokoju zdawało się, że już zasnął.

~*~*~

W południe zastanawialiśmy się jak spędzić ostatnie chwile w ośrodku. Ciężko było coś wymyślić, bo nikt nie mógł zobaczyć Luke'a.

- Ej a może przejdziemy się do tego lasu, co jest w pobliżu? - zaproponował gdy siedzieliśmy na ziemi na balkonie paląc papierosy.

- Luke, przecież tu wszędzie jest las i po za nim nic niema. No oprócz tego budynku.

- No to nie wiem, chodźmy sobie gdzieś pochodzić. Z dala od tego miejsca. Już mam dość siedzenia w pokoju.

- Przecież i tak chodzisz po całym ośrodku, dziwie się, że nikt cię jeszcze nie przyłapał. - uśmiechnęłam się pod nosem.

- Jestem jak ninja, nikt mnie nie zauważy. - powiedział z powagą chłopak na co zaczęłam się śmiać. - Dobra no to jak, idziemy? - odezwał się szatyn wstając i podając mi rękę po czym pomógł mi wstać i ruszyliśmy w stronę drzwi.

Udało nam się bez problemów dotrzeć do lasu w miejsce, gdzie już kiedyś byliśmy. Na szczęście była pora obiadowa i wszyscy byli na stołówce więc korytarze były puste.

~*~*~

Siedzieliśmy nad rzeką z lekko zamoczonymi stopami w wodzie.

- Jak myślisz co będzie gdy już wyjedziemy z tego ośrodka? - zapytałam.

- Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem gdzie pójdę do college'u. - westchnął szatyn.

- Ja też jeszcze nie wiem. A co jeśli wylądujemy w szkołach, które znajdują się po dwóch różnych stronach kraju? - posmutniałam, uświadamiając sobie, że odległość może stanąć pomiędzy nami. 

- Musimy zrobić co w naszej mocy, aby być blisko siebie. - powiedział po czym chwycił moją dłoń, a ja posłałam mu lekki uśmiech.

Mam nadzieję, że będzie rzeczywiście tak jak mówi, bo stał się kimś na prawdę bardzo ważnym i nie chcę go stracić.

Siedzieliśmy tak jeszcze jakąś godzinę po czym ruszyliśmy z powrotem. Szliśmy korytarzem rozglądając się na boki.

- Nie przesadzaj, nikt nas tu nie zobaczy - zaśmiał się Luke. Pewnie wyglądałam śmiesznie, bo co sekundę odwracałam się patrząc czy nikogo za nami nie ma.

- Jak ty umiesz do tego tak spokojnie podchodzić? - westchnęłam.

Staliśmy już przy drzwiach do mojego pokoju gdy usłyszeliśmy głosy dochodzące z klatki schodowej.

Zaczęłam szybciej szukać kluczy w torebce, a dobrze znany mi głos był co raz to głośniejszy. Tak. To Howard.

- Ana, pośpiesz się - powiedział śpiewająco Luke przez zaciśnięte zęby.

- Nie umiem ich znaleźć, chwila... mam! - wyciągnęłam szybko klucze po czym jak najszybciej otwarłam drzwi, Luke wyciągnął jeszcze rękę dając znak gestem abym weszła przed nim jednak ja wepchnęłam go szybko przed sobą do pokoju.

Magnetism of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz