Rozdział XXII

210 10 2
                                    

- Musimy szybko się stąd zwinąć - powiedział Luke ciągnąc mnie za dłoń w stronę wyjścia.

W całym dziesięcioosobowym pokoju zapanowała panika. Każdy pchał się do wyjścia przez co nie potrafiliśmy dostać się do drzwi. Szatyn nerwowo stąpał z nogi na nogę poprawiając przy tym niesforne włosy, które sterczały mu na wszystkie strony. Nawet w tej fryzurze był strasznie przystojny. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Po chwili chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów.

- Anastasia, ja wiem, że jestem mega przystojny i w ogóle no ale...

- Wcale nie jesteś przystojny! - po tym spojrzał na mnie co najmniej jakbym mu zamordowała szczeniaczka. - Znaczy się...

Lucas odwrócił się i puścił moją dłoń zawiazując ręce na piersi oraz wydymając dolną warge udając obrażonego. Podeszłam do niego od drugiej strony i wspinając się na palce złożyłam na jego ustach szybki pocałunek, który szatyn zaraz odwzajemnił.

- Właśnie teraz idzie do nas policja, a ty się przyjmujesz czy jesteś przystojny...

- Są sprawy ważne i ważniejsze... ale jestem przystojny, prawda?

- Jesteś, jesteś.

- Wiedziałem.

- A teraz musimy stąd zwiać.

Po minucie szamotaniny udało nam się wybiec z pokoju na korytarz. Przez tabun nachlanych nastolatków ja i Lucas rozdzieliliyśmy się. Nigdzie nie umiałam go wypatrzeć. Po paru minutach biegu tłum przerzedził się i znalazłam się na korytarzu prowadzącym do mojego pokoju.
Nagle przed grupkę parunastu osób wybiegli policjańci, a za nimi dyrektor oraz rada pedagogiczna. Wszyscy imprezowicze stanęli jak wryci. Znaczy, na tyle na ile byli w stanie po spożyciu takiej ilości alkoholu. Funkcjonariusze od razu zaczęli zbierać młodzież, co poniektórych zakuwając w kajdanki. Ogarnęło mną totalne przerażenie. Próbowałam bokiem prześliznąć się do mojego pokoju. Niestety kiedy już chwyciłam za klamkę ktoś mocno szarpnął mną do tyłu.

- Dokąd to się panienka wybiera? - powiedział jeden z policjantów próbując mnie przy tym zakuć w kajdanki.

- Niech pan ją zostawi.

Zauważyłam przedzierającego się przez tłum Lucas'a.

- Luke?

- Proszę pana... - chłopak zignorował moją reakcję i zaczął rozmawiać z mężczyzną wiec postanowiłam zostać cicho.

- Chłopcze, jestem policjantem. Jeśli ktoś mi dzwoni, że trzeba rozbić imprezę to ją rozbijam.

- Proszę... ona nie piła choćby kropli alkoholu.

Teraz dorosły spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. Kiedy wyczuł, że jestem po prostu przerażona odszedł. Ja i Lucas odetchnęliśmy z ulgą ale po chwili usłyszeliśmy wołanie.

- Lucas'ie Zack'u Anderson'ie!
Luke westchnął i obrócił się w stronę dyrektora.

- Tak?

- Ty i panna Colleman macie natychmiast udać się ze mną do gabinetu.

- Czemu niby?

- Mam z tobą do pogadania więc nie pyskuj.

- Nie mam pięciu lat...

Ojciec Luke'a zgromił go spojrzeniem. Przez co chłopak ucichł i ruszył przed siebie. Poszłam za nim lekko przerażona i zagłębiona w myślach.

Dyrektor zabronił nam się spotykać, a teraz widzi nas razem.

To zdanie łomotało mi w głowie nie pozwalając skupić się na drodze do gabinetu. Szatyn szedł dwa kroki przede mną zachowując się jakbym w ogóle nie istniała. Próbowałam go raz złapać za rękę ale od razu ja odtrącił. W końcu stanęliśmy pod drzwiami prowadzącymi do pokoju służbowego pana Andersona. Znowu znalazłam się w nieszczęsnej sytuacji, w której dyrektor ze stoickim spokojem siada na swoim fotelu splatając palce i obserwując jak staram się w miarę możliwości usiąść jak najciszej. Lucas'owi najwidoczniej w ogóle to nie przeszkadzało, bo niemalże przewrócił by krzesło szarpiąc za nie.

Magnetism of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz