Rozdział XVI

206 16 0
                                    

POV Ana:

Obudziłam się w swoim pokoju. Wczoraj dzięki chłopakom trochę się się otworzyłam po szoku jakim doznałam przez te tragiczne doświadczenie. Jezu, jak ja się cieszę mam takich przyjaciół jak oni. Uwielbiam ich. Pomagali mi nieskończenie wiele razy po prostu będąc przy mnie czy nawet dając jakąś radę, która podtrzymywała mnie na duchu.

Leżałam tak patrząc w sufit i rozmyślając. W pewnym momencie osoba obok zaczęła wstawać z łóżka, trochę się przez to wystraszyłam, bo dotychczas od paru dni byłam w pokoju sama. Zapomniałam o tym, że od wczoraj mieszka ze mną Zoe. No tak... Odwróciłam głowę w jej stronę. Stała zaspana obok szafy. Miała na sobie bieliznę w koronkę i na to prześwitujący szlafrok. No nie powiem, na prawdę bardzo ciekawa piżama... Ja śpię w dresach, ale to już pomińmy.

- Idziesz na śniadanie? - zapytała blondynka wyciągając ubrania z szafy.

- Taa, chyba pójdę - nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę.

- To dobrze. Pokażesz mi gdzie jest stołówka.

- Czemu mam być twoim przewodnikiem? Na pewno dasz rade ją znaleźć sama.

- Ktoś tu chyba nie jest w humorze... - powiedziała śpiewająco. Westchnęłam i ruszyłam do łazienki z ręcznikiem w ręku. Ledwo co otworzyłam drzwi chcąc wyjść na korytarz, a myślałam, że zejdę na zawał. Obok stał oparty o ścianę Leo.

- Wstała już?! - blondyn wytrzeszczył oczy zauważając mnie. Miał wypieki na twarzy prawdopodobnie spowodowane biegiem.

- Wstała... - odpowiedziałam na co Leo dalej patrzył na mnie wyczekująco - No już, idź do niej - przewróciłam oczami. Chłopak od razu wbiegł do pokoju, a ja udałam się do łazienki. Po długim prysznicu, skierowałam się z powrotem. Gdy otworzyłam drzwi stanęłam w miejscu i aż mnie zatkało. Chyba weszłam w nie odpowiednim momencie. Leo właśnie zapinał rozporek i był bez koszulki, a Zoe był dalej w bieliźnie i chyba dopinała stanik.

- Yyy to ja może pójdę już na śniadanie - wskazałam kciukiem na drzwi, gdy na mnie spojrzeli i czym prędzej zwiałam.

Co tu się wyprawiało?! Mam tylko nadzieję, że mojego łóżka nie tknęli, bo zabiję...

Gdy weszłam na stołówkę od razu zobaczyłam Luke'a przy jednym ze stolików. Siedział sam. No tak, przecież Leo w tej chwili był lekko zajęty moją współlokatorką. Dobra! Koniec, bo zaraz minie mi apetyt. Udałam się po jedzenie po czym poszłam przysiąść się do chłopaka. Już nawet nie narzekałam na paćkę jakiegoś niewiadomego pochodzenia na moim talerzu, bo po prostu byłam do tego przyzwyczajona.

- Hejka - powiedziałam, a chłopak najpierw na mnie spojrzał, a potem rzucił ciche "hej" i wrócił do dalszego dłubania w talerzu.

- Coś ty taki nie w humorze? - zapytałam przerywając dłuższą ciszę.

- Gorszy dzień - odpowiedział krótko rzucając do mnie wymuszony uśmiech. Już wiem, że coś jest nie tak. Tylko jak to od niego wyciągnąć?

- Serio Luke? Przecież widzę, że coś cię gryzie.

- Dobra, daj spokój - powiedział po czym wstał i wyszedł ze stołówki zostawiając mnie samą. Co mu się stało? Tak nagle się ode mnie odwrócił? Musi być coś na rzeczy. Podpytam potem Leo.

Po śniadaniu praktycznie od razu mieliśmy zajęcia z psychologiem. Jak zawsze siedzieliśmy w kółku na krzesłach i gadaliśmy o różnych pierdołach: jak to trzeba zwalczać własne problemy i akceptować swoje życie... bla, bla, bla. Szczerze to nie wiem czy po tych dwóch miesiącach spędzonych tutaj w ogóle coś nowego wniosę do swojego życia. Chociaż zauważyłam, że wiele osób słucha z przejęciem. Jestem tutaj z przymusu mamy i nie zamierzam się zmieniać tylko i wyłącznie dlatego, bo jacyś pieprzeni ludzie z ośrodka gadają mi, że mam już nie pić, palić, bo to złe. Jakbym o tym nie wiedziała. Z resztą ja i tak jestem ostrożna i zachowuje jakakolwiek granice.

Magnetism of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz