Rozdział XVII

223 12 0
                                    

Od piętnastu minut biegam po całym ośrodku szukając Lucas'a. W końcu znalazłam go siedzącego na parapecie przy jednym z korytarzy. Na głowę miał narzucony kaptur i palił papierosa. Wyglądał niemalże tak samo jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Nie zauważył kiedy podeszłam do niego. Siedział zgarbiony trzymając rękę na zgiętym kolanie patrząc z zamyśleniem w okno.

- Luke? - zapytałam niepewnie. Szatyn w mgnieniu oka zeskoczył z parapetu gasząc papierosa. Zbliżył się do mnie i stojąc bardzo blisko westchnął po czym schylił głowę opierając czoło o moje ramię.

- Tak mi przykro... - powiedział szeptem. - Ostatnimi czasy mam trudną sytuację... Nie chciałem się na tobie wyżywać. Zachowałem się strasznie egoistycznie.

Po jego słowach chwyciłam go delikatnie za podbródek podnosząc jego głowę i patrząc w jego zielone tęczówki. Pogładziłam go kciukiem po policzku. Wpatrywaliśmy się w siebie nic nie mówiąc. Po chwili szatyn przybliżył swoją twarz do mojej. Ujął dłonią mój policzek po czym musnął go lekko ustami. Przeszedł mnie dreszcz. Zamknęłam oczy czując jego przyjemny dotyk. Po chwili oddalił się ode mnie i przetarł ręką kark. Zawsze to robił gdy czuł się zakłopotany i poddenerwowany.

- Przepraszam... trochę mnie poniosło - powiedział unikając mojego wzroku.

- Przecież nic takiego się nie stało - Uśmiechnęłam się do niego gdy na mnie spojrzał i ponownie się zbliżyłam. Zarzuciłam dłonie na jego kark, a on objął mnie w talii bardziej przyciągając. Po chwili nasze twarze znów się zbliżyły. Poczułam jego przyspieszony oddech. Ponownie objął jedną ręką mój policzek. W końcu przybliżył swoje usta do moich i je musnął po czym delikatnie mnie pocałował. Od razu zrobiłam to samo wpijając się w jego usta. Po chwili nasze wargi zaczęły idealnie ze sobą współpracować. Nasz pocałunek zaczął nabierać tempa, całowaliśmy się coraz namiętniej. Po dłuższym czasie oderwaliśmy się od siebie ciężko oddychając. Luke oparł swoje czoło o moje. Gdy spojrzałam w jego oczy poczułam taka potrzebę i nagle go przytuliłam. Na początku był zaskoczony jednak po chwili poczułam na plecach jego dłonie, którymi mnie oplótł i przyciągnął bardziej do siebie. 

- Nie chciałbym wam przerywać gołąbeczki ale za chwile mamy zajęcia - nagle znikąd pojawił się Leo. Od razu odskoczyliśmy od siebie lekko zaskoczeni. 

- Ta pewnie,już idziemy - odezwał się Luke. Ja sama nie wiedziałam co powiedzieć. Dopiero teraz do mnie dotarło że się z nim  całowałam. 

O mój Boże... dlaczego ja to zrobiłam?! Przecież to nie ma sensu... Za miesiąc każdy się rozjedzie na drugi koniec kraju...  Nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia.

- Ana? - z moich myśli wyrwał mnie głos Luke'a. - Idziesz? - zapytał wskazując na windę.

- Yy tak, tak - przytaknęłam po czym ruszyłam za szatynem. Najchętniej poszłabym teraz do swojego pokoju i unikała z nim kontaktu. Przynajmniej do końca dzisiejszego dnia. Na zbyt wiele sobie pozwoliliśmy... To była chwila słabości. Przynajmniej tak to sobie teraz tłumaczę. Zresztą nie ma tu nad czym rozmyślać, bo właśnie drzwi windy się zamykają i znowu zostaję z nim sam na sam. Nie wytrzymuję i muszę przerwać panującą między nami ciszę.

- Słuchaj Luke... T-to co się przed chwilą wydarzyło... - zaczęłam.

- Taa, wiem, wiem - nie dał mi do kończyć.

 Czyżby próbował mi w jakiś sposób powiedzieć, że dla niego to też nic nie znaczyło? Chociaż dla mnie może i znaczyło... Znaczy nie, nie! Ana ogarnij się.

Chłopak oparł głowę o ścianę windy i włożył ręce do kieszeni. Wzięłam głęboki oddech po czym postanowiłam dalej pociągnąć tą rozmowę. Jeśli z nim tego nie wyjaśnię, będzie mnie to męczyło przez najbliższe tygodnie.

Magnetism of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz