Rozdział VII

305 13 0
                                    

- Patrz pod nogi! - krzyknął na odchodne Drake.

Zauważyłam lekki krwotok z nosa i z trudem udało mi się podnieść do pozycji siedzącej. Nad sobą zobaczyłam stojącego Luke'a.

- Wszystko okey? Co się tu właśnie stało?! - ciągnął zszokowany całą sytuacją Luke, pomagając mi jednocześnie wstać.

- Tak tak, już jest dobrze, po prostu potknęłam się o własne nogi - powiedziałam wycierając ręką zakrwawiony nos.

- Coś ci nie wierzę, bo akurat jak wyszedłem ze stołówki to widziałem odchodzącego Drake'a.

W tym momencie wolałam się nie odzywać i patrzałam tylko w podłogę, aby nie spojrzeć Luke'owi prosto w oczy. Nie wiedziałam czy powiedzieć mu co zaproponował mi Drake. Co ja mam teraz zrobić? To jest jakaś cholerna sytuacja bez wyjścia. Nie chce wykorzystać Luke'a, a przecież jeśli tego nie zrobię do końca wakacji, dostanę chyba krwotoku wewnętrznego od uderzeń, które mi zafunduję pewien chory psychicznie człowiek. Po chwili z mojego nosa znów zaczęła lecieć krew. Przechyliłam głowę do tyłu, aby jakoś to zatrzymać. Nie chciałam umazać całego parkietu od mojej krwi, chociaż krew na korytarzach w tym ośrodku to chyba nic nadzwyczajnego...

- Czekaj, chodźmy do łazienki, musimy jak najszybciej zatamować ten twój krwotok - powiedział pewnie Luke, chwytając mnie w talii i prowadząc do łazienki na końcu korytarza.

Gdy mnie objął, przeszło przez ze mnie takie dziwne uczucie. Tak jakby poczucie bezpieczeństwa? Nie mam pojęcia, ale przy Luke'u czułam się tak jakoś inaczej... Sama nie wiem jak.

Gdy weszliśmy już do łazienki, usiadłam na blacie, obok, którego znajdowała się umywalka i lustro. Luke, wziął do ręki papier, zbliżył się i popatrzał mi prosto w oczy. Bałam się czy przypadkiem nie będzie wypytywał mnie o całą sytuację, ale on po prostu zaczął wycierać mi papierem okolice nosa, które były całe we krwi. Podczas, gdy zmazywał moją krew, przyjrzałam się dokładnie, jego twarzy. Nie miał chyba w swoimi wyglądzie żadnej wady. Jego cera była niemal idealna jego zielone oczy lekko połyskiwały, a gdy się uśmiechał (czyli bardzo często) pojawiały się słodkie dołeczki. Po chwili Luke odsunął się.

- Przeraża mnie twój wzrok, może też mam coś na twarzy? - powiedział, śmiejąc się i zaglądając w lustro za mną.

- Nie, no coś ty - odpowiedziałam rozbawiona, lekko przygryzając wargi.

- Dzięki - dopowiedziałam po chwili, szczerze się uśmiechając w stronę Luke'a.

Patrzeliśmy tak na siebie przez krótką chwilę.

- No i jak tu ci nie pomóc - powiedział, po tym gdy znowu się do niego uśmiechnęłam.

-Dobra wracam do pokoju, bo Alice już się pewnie zastanawia, co się ze mną stało.

- Okej, to do zobaczenia jutro - powiedział Luke, nie odrywając ode mnie wzroku, póki nie zniknął za rogiem.

Po kolacji, gdy wróciłam do pokoju, Alice spała na łóżku ze szkicownikiem na brzuchu i niedokończonym rysunkiem. Gdy na niego spojrzałam, był tak jakby zaszyfrowany. Nie mam pojęcia co przedstawiał, może jakąś osobę, która coś trzyma w ręku, nie wiem. Powiedziałabym, że jest to dziewczyna, z telefonem w ręce, stojąca na deszczu, chociaż może ma to inne znaczenie. W każdym bądź razie wzięłam koc i przykryłam nim Alice. Wyszłam na balkon się przewietrzyć.

W pokoju Luke'a było otwarte okno i nagle usłyszałam stamtąd głos Bethany. Było słychać, że jest poddenerwowana.

- Wytłumacz mi co to było? - ciągnęła dziewczyna.

Magnetism of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz