Nawet nie wiecie jak mi przykro, że jest to ostatni dodany rozdział :( Na końcu rozdziału jest bardzo ważna informacja i proszę was przeczytajcie ją:)
Claire wyciągnęła kluczyk ze stacyjki i wyszła z samochodu. Spojrzała na duży budynek szpitala. Nie podobało jej się to, że okłamała Scott'a, ale Stiles potrzebował jej pomocy, a ona nie miała zamiaru po prostu siedzieć w łóżku i czekać na rozwój wydarzeń.
Wsunęła sztylety do butów i ruszyła w stronę szpitala. Zimny wiatr ciągle rozwiewał jej włosy. Przeszła obok kontuaru ze spuszczoną głową. Nie chciała zwracać na siebie uwagi.
- Nie mogę odebrać od ciebie bólu.
- To dlatego, że nie boli.
Opadła na kolana. Wyła z bólu.
- Nie...
- Jest dobrze.
- Allison.
- Jest dobrze, jest dobrze. Jest idealnie. Jestem w ramionach mojej pierwszej miłości, osoby, którą zawsze będę kochać. Kocham cię, Sc-Scott McCall.
- Allison, proszę nie...
- Claire, słońce, nic ci nie jest? - spojrzała na swoją matkę, która patrzyła na nią ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- Tak, jest dobrze. - Claire szybko wstała.
- Jesteś ranna? – w głosie jej rodzicielki było słuchać ból. Kobieta spojrzała na jej nogę.
- Oczywiście. - odpowiedziała powoli i wyszła z windy.
- Słońce... - Claire szybko nacisnęła guzik zamykania drzwi.
Jazda windą trwała wieczność. Dziewczyna weszła do pierwszej łazienki po drodze. Zajrzała do kabiny i zamknęła się w niej. Zsunęła spodnie i sprawdziła bandaże.
- Nie, to się nie dzieje. – syknęła. Srebrna substancja wypływała z jej rany.
Dziewczyna mocno zamknęła oczy i pokręciła głową. Wzięła głęboki oddech i sięgnęła po papier. Starła większość substancji, ale ta dalej się sączyła.
Poprawiła bandaż, mając nadzieję, że wytrzyma.
Szybko wyszła z łazienki i wpadła na Stilesa.
- Właśnie cię szukałam. Co z nim?
- Będzie dobrze. Minie godzina albo dwie, kiedy znieczulenie przestanie działać. - załamał mu się głos. Claire pokręciła głową i przytuliła się do chłopaka.
- Jeżeli jest chociaż w połowie tak silny, jak ty, to wyjdzie z tego.
*****
WCZEŚNIEJ TEGO SAMEGO WIECZORU
- Sc...Scott!
- Scott cię nie uratuje. – ryknął, wzmacniając uścisk na jej ręce. Łzy popłynęły z jej oczu. - Mam plan, w którym mi pomożesz i będziesz moją bronią.
Musnął ustami jej kark. Jego oddech ją parzył.
- Szkoda, że weszłaś mi w drogę. - Uderzył jej głową w drewnianą półkę. Dziewczyna od razu upadła na ziemie. Spojrzał na nią z satysfakcją, po czym uniósł i przerzucił sobie przez ramię.
To był dopiero początek.
Wziął jeden z jej sztyletów. Szedł korytarzem, aż dotarł do pomieszczenia konserwatora.
- Nawet nie wiesz, jak cenna dla mnie jesteś Claire. - Theo zachichotał i wsadził sztylet w jej ręce.
Chimera odłożył ją na ziemie i nie tracąc czasu, od razu wyciągnął strzykawkę. Wbił igłę i wprowadził czerwono czarną substancję.
- Trzymaj się. - wyszeptał i ponownie się zaśmiał. Uniósł jej powiekę i wbił delikatnie igłę w jej kanał łzowy. - Wiesz, chciałem być lekarzem. Szkoda, co nie Evans?
Chłopak wstał, ostrożnie schował igłę i wyszedł.
- Do zobaczenia Claire. – zamknął za sobą drzwi. - Teraz potrzebuję Lydii
INFORMAJCA
Proszę, żebyście wszyscy przeczytali to z uwagą. Jest to informacja od autorki, dlaczego pojawił się jeszcze tylko jeden rozdział.
Przepraszam, że nie jest to nowy rozdział. Publikuję to we wszystkich moich obecnych książkach.
Jeżeli czytacie moją "Rant Book", macie tam bardzo niejasne wyjaśnienie dlaczego mnie nie było.
Dokładnie miesiąc temu uciekłam z domu.
To nie jest coś do czego zachęcam.
Środowisko w którym żyłam było emocjonalnie i mentalnie wyniszczające, nawet do tego momentu, że bałam się wrócić do domu.
Kiedy w nim byłam, nie chciałam opuszczać łóżka. Nie chciałam robić żadnych planów. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie chciałam się rano obudzić i zaczynać to od nowa i nowa.
Zaczęłam tracić wagę, miałam okropne wory pod oczami. W ogóle nie spałam, moje znajomości pogarszały się tak samo jak mój związek.
Nie chciałam nic robić.
Zawsze byłam jedną z tych osób, które żartowały "zabij mnie" lub " wow, chcę umrzeć", ponieważ, kto tego nie robi?
Ale szczerze, naprawdę chciałam umrzeć.
Czułam się jakbym nie miała żadnego powodu do życia.
Moja mam stała się osobą, której nie mogłam dłużej ufać czy czuć się bezpieczną.
Moja ma kiedyś była moją ostoją, ale właściwie to ta moja ostoja stała się czymś co prawie mnie zabiło.
Moja matka, która do dnia dzisiejszego zmaga się z uczuciem ciągłego niepokoju, depresją i zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi, nie obchodziło jej to, ilekroć sama próbowałam powiedzieć jej o mojej depresji.
"Nie masz powodu by się tak czuć."
"To wszystko wymysł twojej głowy."
"Nie jest tak złe jak moje."
Czułam się zagubiona i beznadziejna i starałam się sama zadać sobie ból, i gdy miałam na to szansę robiłam to. Uważałam, że ból psychiczny jest lepszy niż moje samopoczucie.
Ewentualnie, musiało być tego już za wiele.
Więc uciekłam.
I była to najlepsza rzecz jaka mi się przytrafiła.
Jestem podekscytowana każdym nowym dniem, zobaczeniem moich braci i nowej najlepszej przyjaciółki.
Śpiewałam nawet pod prysznicem, czego nie robiłam już od długiego czasu.
Jestem szczęśliwa teraz i oddycha mi się nawet lepiej.
Odcięłam negatywnie wpływające osoby, nie ważne jak ciężki to dla mnie było.
Więc jeżeli ktoś ma jakiś problem lub zamartwienie, jestem tutaj aby powiedzieć wam, że ze mną jest lepiej i z tobą też może.
Pojawi się pewny dzień, po tygodniach, miesiącach a nawet latach, kiedy pomyślisz. "Cieszę się, że nie zakończyłam/em swojego życia, ponieważ teraz nie mógłbym się cieszyć tą sytuacją".
Tak się czuję każdego dnia.
W planach mam dodawanie nowych rozdziałów częściej i powrót na wattpada, ponieważ kocham was i jestem wdzięczna za was wszystkich.
Dziękuję wam.
CZYTASZ
Return | Scott McCall PL PRZERWANE
FanfictionS E Z O N 5 - Nie wiem dlaczego wyglądam jak ona, albo dlaczego jestem akurat tutaj. Jednak wiem, że chcę pomóc. Więc proszę, pozwólcie mi na to. *** Nowi złoczyńcy przyjechali do Beacon Hills, eksperymentują na nastolatkach i grzebią ich żywcem, j...