Z każdą kolejną minutą, nie... nawet sekundą tej drogi budynek wydawał się straszniejszy, a ponadto ciemniejszy. W poprzedniej części widniało dużo pochodni na ścianach, natomiast w tej była już ich znikoma ilość. Chcieliśmy jedynie odnaleźć pozostałych, moje biedactwa... A później ulotnić się stąd jak najszybciej to możliwe. Może nie tyle z Heaven co z tego przerażającego miejsca. To nie mogło być aż tak trudne. Przed nami ujrzałam kolejne drzwi, były żelazne, białe i nieco podrdzewiałe, miały niewielkie kraty, ale jedynie u góry dlatego nie byłam w stanie zobaczyć nic w środku. Widniała na nich tabliczka "gabinet chirurgiczny" co nieco powodowało gęsią skórkę.
- Co tam jest? Znaczy to oczywiste, ale co robi tutaj takie pomieszczenie? To baza wroga, a nie chory szpital. - Byłam zdezorientowana tym widokiem.
- Może eksperymenty? A może coś na typ szkolnej pielęgniarki, ciężko powiedzieć. - Stwierdziła Fasola.
- Nie żeby coś, ale może warto tam zajrzeć? Najwyżej pozbędziemy się kolejnego wroga, ale wiecie, w naszej sytuacji nie dobrze jest pomijać pomieszczenia. - Wyjaśnił pokrótce Adve.
- Poczekajcie tutaj, wejdę do środka się rozejrzeć. - Oznajmiłam.
- To niebezpieczne! - Adve był w szoku i wyczułam już wyraźne zmartwienie w jego tonie głosu.
- W porządku, lepiej żebyście osłaniali wejście, w razie wypadku. - Posłałam im ciepły uśmiech a następnie uchyliłam powolnie drzwi i zajrzałam do środka, nie było tutaj nikogo oprócz jakiś dwóch cieni, ciemnych myszek leżących na łóżkach szpitalnych. Weszłam nieco pewniej, jeśli to wrogowie to szybko się ich pozbędę. Przyjrzałam się dokładniej, a moje źrenice się poszerzyły, nie umiałam uwierzyć w to wszystko co właśnie ujrzałam. Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu. Podbiegłam bliżej łóżek i zaczęłam rozkuwać myszki, które miały przywiązane łapki.
- Teo... Angela... - Wykrztusiłam w końcu, ale czuć było ode mnie ten dołujący smutek i do tego strach. Nie byli w złym stanie, chociaż widziałam zadrapania i siniaki na ich ciałach.
- Wiedziałam, że przyjdziesz tutaj. - Angela wypluła nieco krwi przy tych słowach.
- Co się tutaj stało? Nie, to nie czas na wyjaśnienia, racja. - Westchnęłam i przywołałam duszeńkę, która pozwoliła im się podnieść i lekko poprawiła stan ich ciał. - Wiecie gdzie są Gosia, Xclu oraz Dziuek? - Pytałam, a w głosie miałam pełną nadzieję.
- Nie wiemy. Myśleliśmy, że jesteście razem. Cholera. - Teo zaklął pod nosem. - Musieli ich zabrać gdzieś indziej, dalej. Zostawili nas tutaj, chociaż co prawda nie zdążyli zrobić nic z tego co planowali, jedynie nas nieco poturbowali przy przenoszeniu. - Westchnął. - Nie chcieli abyśmy uciekli. - Wyjaśnił.
Wyciągnęłam chusteczkę i podałam Angeli, aby ta mogła wytrzeć pyszczek.
- Wybaczcie, na ten moment nie jestem dobrą czarodziejką i moja duszeńka nie potrafi was wyleczyć bardziej, a musimy już iść, zwolnimy tempo jeśli to będzie konieczne. - Wyjaśniłam. Wolnym krokiem wróciliśmy do pozostałych.
- Tak więc zostało troje. - Stwierdziła od razu Wicia. - Spokojnie, niedługo znów będziemy razem.
- Chciała nas pocieszyć swoim uroczym uśmiechem.
Szliśmy dalej, tym razem już nie tak szybko, bo musieliśmy nieco zwolnić ze względu na Teo i Angi, ale jednocześnie nie było to aż tak na rękę, bo chcieliśmy się pospieszyć i znaleźć pozostałych. Nagle usłyszałam lekkie skomlenie, piski, jakby płacz.
- Słyszycie to? Tak jakby ktoś się prosił o pomoc. - Stwierdził od razu Adve, czyli jednak nie tylko ja to słyszałam.
- A co jak to ktoś z naszych? - Spytała Wicia, chociaż nie rozpoznawałam tego głosu to i tak pewne było to, iż trzeba to sprawdzić. - Chodźmy w lewo, wydaje mi się, że stamtąd jest głośniej.
- Stwierdziłam i od razu się tam skierowałam. Ciężko się nie zgodzić, ale cały ten budynek, jaskinia czy jak zwał tak zwał pomieściłby co najmniej połowę polskiego serwera Transformice. Nadal słyszalne było to zawodzenie, czułam w pewnej chwili jakby dosłownie było ono zza ściany, stanęliśmy nieruchomo przy kolejnym rozwidleniu dróg, a Wicia już wyciągała pistolet zza paska i na znak wyszliśmy zza owej ściany, a Wiw skierowała pistolet przed siebie. Na środku stała jedynie jakaś mała myszka. Na oko miała cztery wiosny? Być może i mniej, ciężko to określić, ale co istotniejsze, co ona tu robiła? Przecież to nie jest miejsce dla takich dzieci. Podeszłam powoli do myszki i kucnęłam obok, widziałam, że moja przyjaciółka nadal trzyma pistolet, w razie wypadku.
- Co tutaj robisz maleństwo? - Spytałam, mówiłam niesamowicie sztucznym, przesłodzonym tonem. - Tu nie jest bezpiecznie.
- Niedobra pani zrobiła bum, a później mamusia i tatuś upadli na ziemie, to chyba jakaś zła magia. - Łzy w oczach maleństwa były wręcz okropnym widokiem, rodzice tej myszki zostali zabici, co to tego miałam pewność, jednak nie było ono świadomie co to oznaczało. - Proszę... pomóż mi, oni mnie tu zabrali, boje się... chcę do rodziców.
- Spokojnie maleństwo. - Pogłaskałam jego po główce i wzięłam na ręce. Dopiero później zrozumiałam sytuacje, gdy się właściwie odwróciłam.
- No proszę, proszę. - Śmiech, równie przeszywający co tej czarnej myszy, która powstała przeze mnie, jednak teraz była to prawdziwa duszeńka. - Kogo my tu mamy? Nie przypuszczałam, że złapiecie się na równie banalną pułapkę. - Śmiech, ponownie. Mysz ta była cała biała, miała czerwone ubranie, białe włosy, czarny kapelusz i okulary przeciwsłoneczne.
- Pułapka? To dziecko to przynęta? Nie macie serca to reszty?! - Krzyknęłam, byłam zszokowana, ale i zła. - To jakaś chora gra?
- Nie, jego rodzice nie żyją na prawdę, tak było łatwiej zdobyć dzieciaka. Patrz! Jak wspaniale się spisał, spokojnie niedługo i tak go zabijemy, jego rola się skończyła. - Zaśmiała się szatańsko, jestem Kammy, mam nadzieję, że nawet w piekle, jak już tam dotrzecie to będziecie słyszeć nocami moje imię. - Wyszczerzyła zęby.
Wyminęłam ją i pobiegłam przed siebie, nagle przede mną jak jakaś roślina wyrosła mysz, wysoka i potężna, prawdopodobnie był to strażnik, wystraszyłam się nie na żarty, a wciąż trzymałam malca, nie chciałam, aby coś mu się stało. Koniec końców rozległ się strzał, pistolet a ja poczułam jak obraz mi się mgli, kula trafiła idealnie w moje oko. Ból, niewyobrażalny, a jednocześnie zawzięcie, nadal biegłam przed siebie wymijając strażnika, musiałam dotrzeć do reszty chociażby nie wiem co.
- Cholera! Naboi nie mam więcej! - Krzyk ochroniarza, gdy się odwracał i szczerzył zęby w grymasie rozczarowania. Dobiegłam do zakrętu. Wtedy właśnie Teox, wyczarował ścianę, która odgrodziła nas od wroga, była niesamowicie podobna do tych w jaskini, tak więc nie ma opcji aby się nie pomylili. Ból się nasilał, Adve na szczęście mnie wspomógł w dalszym chodzeniu, krew kapała z mojego pyszczka. Jednak to nie było istotne, to wszystko nas trochę wyczerpało, więc powinniśmy poszukać kryjówki, chociaż na godzinę...
- Angelika, proszę prowadź, ja nie mam siły. - Wydusiłam, a ona tylko skinęła głową i ruszyła przed siebie.
***
Po około dziesięciu minutach znaleźliśmy jakiś schowek, był to pokój praktycznie bez niczego, ale wystarczający, aby odpocząć.
Angelika starała się zaradzić coś na moje oko, jedyne co się udało to wydobyć kulę przy pomocy neutralizacji gruntów, którą dodatkowo posiadał Teox, jednak... nadal czułam ból i nie widziałam nic, jakby nie patrzeć to miałam teraz jedno oko. Magia lecznicza nie zdziałała teraz nic.
- Być może to przepuszczenie, ale może po powrocie na Transformice je odzyskasz, to inny świat, tutaj lecznicze moce nie są tak silne jak tam. - Wyjaśniła Fasola.
- Tak, dziękuję, pewnie masz rację. - Westchnęłam.
- O ile wrócimy... - Westchnęła Wicia.
- Nawet tak nie mów, musimy wrócić. - Wtrąciła Fasola.
- Spokojnie, dopóki jesteśmy razem to się uda. - Angelika owijała mi kolejną warstwę bandażu wokoło łepka, nie było to przyjemne, jednak rozwiązanie tymczasowe zdecydowanie było bezpieczniejsze na ten moment, niż dać ranie się zakazić.
- Co z tym dzieckiem? - Wicia wskazała na malca.
- Jest sierotą, zabili jego rodziców. - Wyjaśniłam pokrótce.
- A więc masz plan? - Spytał Teox.
- Poniekąd. Zabierzemy je do naszego świata, tam zdecydujemy co dalej. W każdym razie nie może tu zostać, Kammy mówiła, że je zabiją na niedługo, nie mam serca go zostawić. - Dodałam.
- W porządku. - Zgodził się Adve.
- Co teraz zrobimy? Chyba zwróciliśmy na siebie niezłą uwagę, wiedza już, że uciekliśmy i muszą wiedzieć gdzie zmierzamy... - Wyjaśniła Wicia.
- W takim razie im szybciej się uporamy tym lepiej, może nie zdążyli jeszcze wszystkich poinformować.
- Musimy odnaleźć Xclu, Dziu oraz Gosie za wszelką cenę. - Dodał Vipeya. - To nasz priorytet.
- Później musimy znaleźć drogę powrotną do naszego świata, to będzie już trudniejsze. - Stwierdził Lament.
- Zaradzimy na to coś. Chodźmy, tylko się opieprzany w tym momencie. - Westchnął Adve.
- Nuta powinna decydować, bo ona tu jest najbardziej poszkodowana, pragnę przypomnieć. - Angela pokiwała palcem w geście zdenerwowania.
- W porządku. Nic mi nie jest. Adve, rzuć zaklęcie bariery. Da to nam dodatkowe pół godziny zanim wyczują naszą obecność. - Wyjaśniłam.
- Tak jest pani szefowo. - Uśmiechnął się i rzucił sprawnie zaklęcie. Wyszliśmy tak więc z kryjówki i skierowaliśmy się na północ. Usłyszałam melodię, nie.. piosenkę, którą ktoś śpiewał, znałam ten głos. Dźwięk nasilał się z każdym kolejnym krokiem. Nie było wątpliwości, że był to głos Gosi, nikt inny tak nie fałszuje na prostych melodiach, za to wszelkie trudne wychodziły jej nienagannie. Zaśmiałam się pod nosem.
- To musi być Gosia. - Była pewna swego.
- Lament, użyj mocy przenikania, aby zajrzeć do pokoju, dasz radę. Pokaż nam obraz, proszę. - Adve wyjaśnił mu. Lame skinął głową i wykonał polecenie, następnie pokazał się nam obraz w głowach. Jak to typowe w tych lochach, był to kolejny ogromny pokój, z wielką klatką po środku, a w niej siedziała nasza przyjaciółka.
- Widzicie to? Te myszy po kątach, co ich zabiło? Co tu się do cholery stało!? - Teo był w szoku.
- Musieli należeć do ochrony pomieszczenia. - Stwierdził Adve.
- Co ich zabiło? - Dopytywała Fasola. - Pełno krwi jest wszędzie...
- To Gosia. - Wykrztusiłam w końcu. - Jej moc to kontrola muzyki, czyż nie Adve? Potrafi muzyką rządzić niczym ja duszkami.
- Prawda. - Westchnął. - To moc dla odpowiedzialnych ludzi, ale no cóż. - Westchnął.
- Czyli tymczasowo nic nam nie grozi? - Angela była szczęśliwa, a ja przymknęłam oczy, aby zajrzeć do klatki, bliżej, lepiej. Przyjrzeć się zakładniczce. To właśnie mnie niepokoiło i powodowało gęsią skórkę. Jej oczy nie były... jej? O ile można to tak nazwać to jej wzrok nie był tym samym. Ich kolor stał się czarny, niczym najbrudniejszy spośród węgielków. Przypomniało mi się, że widziałam już coś takiego, na transformice podczas, gdy byłam małą myszką. To oznaczało jedno...
- Nie, nie jesteśmy bezpieczni Angi. - Wykrztusiłam w końcu, a mój głos drżał. - Tym razem to gra na czas. - I tu zaczęłam im wyjaśniać...
__________________________________
Korekta z dnia 03.07.2020
Słowa przed - 1046
Słowa po - 1709
CZYTASZ
Transformice - Heaven for Mice
Fanfiction'Transformice - Heaven for mice" jest kontynuacją przygód znanej już wam paczki mysich przyjaciół z książki "Transformice Inna historia". Tym razem myszki natrafiają na nowe problemy, niespodziewane kłopoty. Czy złota siódemka przetrwa? A może to ic...