Korytarz ten był niesamowicie długi i ciągnął się jakby w nieskończoność, chociaż wydawałoby się z początku, że źródło energii wcale nie jest tak odległe. Lament zaczynał się lekko niecierpliwić, a Mati wyglądał na zmartwionego czy też nawet lekko wystraszonego.
- Spróbuję ich zlokalizować, coś jest nie tak, za długo już idziemy. - Stanęłam w miejscu i przymknęłam oczy, wypuściłam kilka dusz, które poleciały gdzieś przechodząc przez ściany, po dosłownie chwili wróciły, a ja starałam się odczytać to co próbują mi przekazać.
- I jak? Coś... - Adve był też już zrezygnowany, męczyła go ta droga, a istniała jeszcze szansa, że całe zło dopiero pojawi się przed nami.
- Wiecie, powinno tutaj być jakieś przejście. - Zerknęłam na ścianę po lewej i zaczęłam powolnie iść wzdłuż niej tak, aby znaleźć jakiś przycisk czy coś, koniec końców udało mi się, bo przypadkowo wręcz docisnęłam jedną z cegiełek, a to spowodowało, że nagle skała, która wyglądała niepozornie rozstrzeliła się na dwie części otwierając nam przejście. Pomieszczenie wyglądało jak kolejna absurdalna cela, jednak tym razem w środku znajdywali się nasi. Nie było strażników, bo po co? Skoro wyjście nie było tak oczywiste. Już wcześniej zdołali się uwolnić, co było widać, po braku linek na ich łapkach.
Weszłam do pomieszczenia sama, w razie wypadku, gdyby nie dało się wydostać od środka. Czułam ten delikatny uścisk w sercu, ten drobny, a za razem przepełniony szczęściem uścisk. Gdy zgromadzimy się już razem to będziemy w stanie pokonać Heaven, a co istotniejsze wydostać się stąd.
- Faso, wszystko w porządku? - Podbiegłam do nich i przykucnęłam.
- Nuta! Całe szczęście, jest z tobą Wicia i Adve? Nie mam pojęcia jak do tego doszło, ale jednak nas złapano. - Westchnęła i zmrużyła delikatnie oczy.
- Tak, tak są ze mną, co więcej jest również Vipeya i Lament! Szukaliśmy was, to nie było tak łatwe. - Westchnęłam. - Ale co najważniejsze jesteśmy już razem.
Widziałam już te drobne, szkliste łzy w jej oczach, a nawet na jej polikach. Rozumiałam doskonale co czuła, przez te wszystkie dni, kiedy nie wiedziała co się dzieje z Vipeyą. Przez całą tą bezsilność, niemoc do zrobienia czegokolwiek.
- Los nie jest po naszej stronie, na pewno nie w tej krainie. - Westchnęła Fasola. - Ale chyba powinniśmy teraz obmyślić jakiś plan... co dalej?
- Wiem, że to może brzmieć okropnie, ale proszę, zaufajcie mi, pomogę wam, chociaż nie zrobiłam tego na Transformice, to teraz przysięgam, tym razem się uda. - Uśmiechnęłam się krzywo. - Ale pierw, chodźmy z tej groty, nie wygląda przyjaźnie. - Wstałam, a oni za mną i razem wyszliśmy przed wejście. Ciężko opisać co działo się później. Fala szczęścia, łez, tęsknoty, koniec końców Fasola spotkała Vipeye, za którym zapewne tęskniła niesamowicie.
- Tęskniłam, tak bardzo. - Przytuliła się w puszyste futerko Vipeyi.
Ja w sumie poczułam się trochę jak na początku tej niedorzecznej wyprawy, znowu odnajdywaliśmy się, znowu sobie przypominaliśmy, to było niczym błędne koło, które się zataczało, ale miejmy nadzieję, że tym razem będzie to ostatnie. W zaledwie ułamku sekundy wyczułam narastającą negatywną energię i jak poparzona wykrzyczałam. - Padnij! - A następnie sama rzuciłam się na ziemie. Nad naszymi głowami przeleciała ogromna fala, kula ognia, była niesamowicie gorąca, chociaż zachowaliśmy lekką odległość. Nasz przeciwnik musiał znać się nieco na magii ognia, nie było innej opcji.
- Przegraliście już, a nadal się stawiacie? Jesteście ja te nędzne mrówki, które ciągle próbują chociażby oddzieliło się je od stada, oderwało kolejno każdą z nóg. Tak jak one, ciągle próbujecie, nie wiem czy być pod wrażeniem waszego zawzięcia czy raczej głupoty. - Głos, tak odległy i bliski, tak mroczny, a jednocześnie znajomy. Nagle dostrzegłam tą mysz, miała na sobie ten sam kaptur, identyczny kolor futra i te błyszczące w mroku oczy, momentalnie zabrało mi dech. Poczułam ścisk w sercu, ale też w żołądku, strach... Niedowierzanie, rozpacz.
- Coś nie tak Nuteczko? - Wyszczerzył śnieżnobiałe kły. - Pomogłem ci znaleźć rodzinkę, czy nie powinnaś się cieszyć - Z jego dłoni nadal unosiła się łuna ognia. - Czemu wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha? A może ja byłem duchem? - Zaśmiał się, tak boleśnie, tak dotkliwie.
- Jesteś... Myszą z moich wizji. Nie rozumiem... przecież to nie możliwe, po prostu... nie da się tak. - Czułam zimny pot, który mnie zalewał, nagły ścisk w żołądku.
- Nadal nie rozumiesz wszystkiego, a to ciekawe, wydawało mi się przez ten czas, iż dawałem wam wyraźne znaki. - Zaśmiał się pod nosem, nie było to wcale głośne, ale jak bolesne. Serce zabiło mi mocniej.
- Dlaczego to robisz..? Czego od nas chcesz?! - Krzyknęłam niemal, bałam się, a jednocześnie pierwszy raz widziałam go na żywo, nie w głowie, nie w śnie.
- Raz już was zabiłem. Tylko wiecie w czym był problem? Po pewnym czasie na Transfomice zrobiło się zwyczajnie nudno bez was. Chciałem was zobaczyć znowu. - Uśmiechnął się szyderczo, a ja poczułam ponownie mocniejsze uderzenia w klatce piersiowej. Poczułam gęsią skórkę, ale również że może ciało zaczyna się ponownie trząść. Zrozumiałam co nie co. Żadne zasady nie istniały, tak jak nam się wydawało do tej pory, wcale nie było tak, że "kto pozna prawdę ten musi zostać usunięty z tego świata", nic podobnego. To był ten szczur, przez cały czas, a jednocześnie próbował się nas pozbyć nie wiadomo jak długo, to jest nieco przerażające. Na swój sposób. Udało mu się, a jednocześnie poczuł niedosyt, to że musi nam wyjaśnić prawdę, aby zabolało nas jeszcze mocniej, gdy zrobi to ponownie. Wiedziałam w jakiej pozycji się teraz znajdujemy, że wcale nie będzie dobrze jeśli znowu nad nami zwycięży, mam wrażenie, że po Heaven wcale nie będzie nowej krainy, która zwałaby się "Honey" lub "Violet", tak nie mogło być, zwyczajnie.
- Brawo, poukładałaś sobie to w główce. Pamiętaj, nadal widzę nieco twoich myśli. - Zaśmiał się.
CZYTASZ
Transformice - Heaven for Mice
Fanfic'Transformice - Heaven for mice" jest kontynuacją przygód znanej już wam paczki mysich przyjaciół z książki "Transformice Inna historia". Tym razem myszki natrafiają na nowe problemy, niespodziewane kłopoty. Czy złota siódemka przetrwa? A może to ic...