Rozdział IX - "Heaven for mice..."

39 3 2
                                    

Po niedługim czasie, w zasadzie to jednej nocy, spędzonej na śnie, bo nikt nie miał nawet chęci na rozmowy. Po tym feralnym mieście wampirów, po tym co Xclu i Gosia przeszli, to nie był dobry moment na rozmowę. Z resztą, gdy tylko odnajdziemy Vipeye, Adve i Lamenta będziemy mogli się wynieść na dobre, jeśli tylko uda nam się znaleźć drogę, która pozwoli nam... Pozwoli nam wrócić do domu. W zasadzie to nie wiem ile już czasu minęło od rozpoczęcia tej naszej wariackiej podróży, tygodnie? Miesiące? Tutaj czas płynie inaczej nieco, przez co ciężko stwierdzić. Trafiliśmy do tego piekła wszyscy razem, z myślą, że będzie to niebo, a jest to tylko kolejna niepokojąca podróż w nieznane, w celu odnalezienia siebie nawzajem.

- Angelika? Jaka wioska jest najbliżej? - Spytałam od razu, gdy wyruszyliśmy. Zdążyliśmy się wymeldować z hostelu i przejść już spory kawałek.

- Szczerze... Nie mam pewności teraz, ale mam wrażenie, że jeśli dobrze pamiętam to powinna być niedaleko nie zbyt wielka osada. Możemy się tam zatrzymać, żeby odpocząć chwilę. - Odparła i spojrzała przed siebie. Szczerze, ciężko cokolwiek tu stwierdzić, bo przed nami krajobraz zdecydowanie wyglądał tak samo z każdej strony. Te same kolorowe drzewa, które widzieliśmy już u początku naszej podróży, ten sam wonny zapach kwiatów, ale również to samo niepokojące przeczucie o niebezpieczeństwie.

- Prowadź Angi. Nie mamy wyboru większego i tak. - Westchnęłam i zamilkłam, nie było odwrotu, a my musieliśmy iść naprzód, po prostu... to nasza powinność, odnaleźć naszą rodzinę.
Każdy z dni marszu był coraz gorszy, każdy kolejny. Po prostu ciągły ruch, zmęczenie, brak warunków godnych zwykłego szczura. Moje łapki stawały się słabsze, chociaż zapewne nie tylko moje, przecież wszyscy jedziemy na jednym wózku. Cały ten czas zastanawiałam się co zrobimy, gdy się już odnajdziemy, czy uda nam się wrócić? A jeśli tak to co właściwie mamy powiedzieć? Że gdzie byliśmy przez ten cały czas? Przez ten czas... gdy wszyscy wokoło ubolewali nad tym jak znikamy. Jednego jestem wręcz pewna, miejsce, w którym się znajdujemy to nie jest niebo, choć tak je nazwano, "Heaven", więc czym jest to miejsce skoro nie niebem? A jeśli... rzeczywiście nim jest? Wówczas nawet nie mam ochoty się dowiadywać jak wygląda piekło, bo musi to być istny koszmar. Skoro byliśmy tak blisko siebie to dlaczego... zostaliśmy rozrzuceni po całym tym świecie, zmuszeni, aby działać w pojedynkę? Nie robiliśmy tego wcześniej, więc nie było łatwo, ale jednak wszystkie drogi... dążą do tego, abyśmy koniec końców się odnaleźli. Czy to jest... test? W sumie to nigdy nie przepadałam za sprawdzianami, czy to w mysiej szkole, czy to w różnych etapach życia, ale nie da się tego zmienić, bo to nie jest od nas zależne.

- Kochani! Nie myliłam się! Otóż nie tym razem. - Angela powiedziała od razu na widok osady, co prawda owa była na oko sto metrów przed nami to była mocno widoczna. Nie była wcale tak maleńka jak malowała ją Angela w swoich słowach. Gdy się zbliżyliśmy dostrzegłam, że otaczał ją niewysoki płot, coś około pięć? Cztery...metry? Ciężko stwierdzić, ale wyglądał na mniej stabilny w porównaniu do tych z poprzednich miasteczek. W około było mnóstwo drzew, które rzeczywiście nieco maskowały ową osadę. Być może to nietypowe, ale dużo mysz przemienionych w wampiry z czasem traci coś we wzroku, traci poczucie barw i zaczyna widzieć wszystko w czarno-bieli. Co chyba jest dość oczywistym potwierdzeniem na to, że osada to idealna kryjówka przed wrogami. Każdy kolejny krok był niczym zbawienie, jakby dodatkowa energia, bo w końcu widzieliśmy nasz cel przed oczami. Wreszcie, miejsce godne dobrego, dłuższego wypoczynku, postoju. Tutaj będzie bezpiecznie, musi być... Przez moją głowę przechodził głos tej staruszki, "Nie wszystko wygląda na takie jakim się wydaje", tak, rzeczywiście tak jest, miała zdecydowanie rację. Mniejsza z tym... stanęliśmy obok bramy, jak typowo, oczywiście byli tam strażnicy.

- Oj jaka duża grupa! Czego chcecie? - Strażnik warknął dość surowo, chyba nie przepadali za turystami, a nawet jeśli to skutecznie ich odpędzali.

- Chcielibyśmy wejść do środka, odpocząć, przeszliśmy wiele nie mamy sił na dłuższe chodzenie, by znaleźć schronienie. - Wyjaśniła Fasola.

- Panie strażniku, być może nie dostanę odpowiedzi, ale jednak chciałbym spytać. Czy w ciągu ostatniego miesiąca... dołączył ktokolwiek do osady? - Dziu miał nadzieję w głosie, a jednocześnie powiedział to wszystko tym swoim głosem, który sprawiał, że nie dało się mu nie zaufać.

- Ach.. zaledwie kilka osób. A co? Czyżbyście kogoś szukali? - Był wścibski, zdecydowanie chciał wiedzieć zbyt wiele.

- Tak, w zasadzie to tak, być może pamięta pan imiona tych myszek? - Wicia przejęła tą grę Dziueka i również zaczęła zadawać pytania.

- Nie.. ale wiecie co? Możecie się dowiedzieć tego od Mary, nadzoruje ludność tej osady. Powinna teraz być w głównym budynku, to ten najwyższy... - Przepuścił nas w bramie. - Byle szybko, bo nie chce mieć problemów przez was, udawajcie po prostu, że jesteście mieszkańcami, może tak będzie lepiej. - Westchnął.

Osada z zewnątrz wydawała się wielka, ale nie aż tak. W środku jednak wyglądała jak ogromne miasto, szliśmy i mijaliśmy kolejne budynki rozglądając się przy tym. Nagle ujrzałam pewną mysz, kojarzyłam jej wygląd, nie! Ja znałam ten wygląd. Przetarłam oczy, aby się upewnić, że nie płatają mi figla.

- Ja... - Zaczęłam. - Znalazłam go. - Spojrzałam już teraz konkretnie w kierunku owej myszy i zatrzymałam się na moment, aby następnie się zbliżyć.

- Kogo? - Faso była w szoku, jednak spojrzała jakby za moimi oczyma i również go dostrzegła, ta bariera w umyśle zaczęła się nam łamać, rozpoznaliśmy jego wygląd.

- Chodźcie! - Wyjaśniłam szybko i tym razem złamałam dostatecznie dystans. Stanęliśmy całą grupą naprzeciw owej myszy, był wystraszony, a może i w szoku, nie wiedział co się dzieje, nie mógł wiedzieć.

- Adve.. - Fasola była w szoku, jednak rzeczywiście nie było opcji aby był to ktoś inny.Zaczęłam nucić melodię piosenki, którą musiał mieć gdzieś w umyśle, "Sing me to sleep", piosenka pożegnalna. Widziałam, że rozpoczął walkę sam ze sobą, że bariera w jego umyśle własnie się łamie, że zaczyna przypominać sobie wszystko, wszystkie wspomnienia, których nie miał przez ostatni miesiąc? A może i dłużej. Jego oczy... wróciły do normalnej barwy, którą zapamiętałam.

- Nuta.. Dziu? Kochani! Ja nie wiem co się stało, ale cieszę się, że was widzę. Przepraszam, nie poznałem was, nie rozumiem dlaczego. - Jego głos był jakby przygnębiony, ciężko się dziwić.Fasoli poleciały łzy po poliku, chociaż chyba każde z nas czuło podobny smutek, dla niej Adve był jak brat, bo znali się od samego początku. Wtuliła się od razu w jego myszkowe futro. To było szczęście, a może i jakaś domieszka smutku.

- Gdzie jest Mati i Lament? - Adve dopytywał i nadal szukał ich szaleńczo wzrokiem, jak brakującego elementu puzzli, który gdzieś się zawieruszył.

- Nie wiemy. - Wicia spuściła wzrok na ziemię.

- Jak to nie wiecie?! - Adve wydawał się być przerażony.

- Są gdzieś w tej krainie, my wszyscy byliśmy, oni sami nas nie znajdą, bo jakaś siła blokuje nasze wspomnienia, dopóki się nie spotkamy, tak więc to my musimy ich odnaleźć. - Powiedziałam z lekkim smutkiem na mordce.

- A kim są te myszy? - Był zaciekawiony.

- To Angelika, Teox oraz... Xclusiv. - Wyjaśniłam.

- O matko! Xclu, ty naprawdę... tutaj trafiłeś. Przepraszam, to wszystko nasza wina Xclu, nie powinieneś tu trafić. - Powiedział z wyraźnym współczuciem w głosie.

- Co było to minęło, wiesz? - Uśmiechnął się krzywo. - Może uda nam się uciec stąd, ale pierw musimy znaleźć resztę tej waszej wesołej kompanii. - Wyjaśnił.

- Złotej siódemki. - Fasola go poprawiła.

- Jasne, jasne. - Westchnął po czym się zaśmiał. Pierwszy raz widziałam Xclu tak szczęśliwego, to było niesamowite.

***

- Jeśli dobrze udało mi się zrozumieć to Vipeya wraz z Lamentem gdzieś są w tym świecie, jednakże my nie wiemy gdzie dokładnie? - Adve był ciekaw, a jednocześnie sam myślał na głos.

- Tak, tak można by stwierdzić. Wiesz, w naszym świecie to ty miałeś zawsze dobre pomysły, więc może... wiesz.. co możemy jeszcze zrobić? Jak ich odnaleźć. - Wicia próbowała go jakoś dopytać.

Co z tego, że odzyskał pełną świadomość może zaledwie godzinę temu, nie było czasu, nie było nic co by sprzyjało.

- Wolniej, wolniej. Potrzebuję trochę czasu. Wiecie, mam tu swoje mieszkanie, to pamiętam. Więc zapraszam. - Zaśmiał się. - Powinienem tam mieć jakieś księgi, które zostawił mi właściciel od którego wynająłem ten dobytek. - Zaproponował Adve.

- Pewnie. - Odparła Angelika.

Pełną zgodą ruszyliśmy za nim. Jeśli jest nadzieja na świecie to właśnie do nas przybyła. Teraz to on może nam pomóc, nam wszystkim.. odnaleźć pozostałych... wrócić do domu. Razem.- Proszę weźcie księgi, jest ich całkiem sporo, a może szybciej coś znajdziemy. - Otworzył nam drzwi do mieszkania, a moim oczom od razu ukazały się liczne półki z książkami. Od razu pochwyciłam jedną w moje łapki i przetarłam okładkę, miała ona tytuł "Heaven for mice", była dość gruba, bo miała na oko z tysiąc stron, otworzyłam na przypadkowej stronie, bo ciężko by mówić o przeczytaniu całej, kiedy szukamy tylko czegoś istotnego. Zapewne musiała to być ciekawa lektura, ale nie na teraz.

"Dawno temu zło w świecie Transformice nie istniało, jednak pewnego dnia mała myszka popełniła grzech, tamtego dnia myszka poczuła kuszący zapach świeżo upieczonych ciastek z piekarni. Pokusa była niesamowita, koniec końców mała myszka ukradła ciasta, oto jak powstał grzech, pierwszy. Wówczas powstało zło, a Bóg, który zarządzał wszechświatem, znany również jako Nevaeh stwierdził, że tak być nie może. Stworzył, więc równoległy świat i nazwał go "Heaven for mice", miało to być miejsce, gdzie wszystkie niegrzeczne myszy, grzesznicy zostaną wysłani, aby móc przemyśleć swoje zachowanie, skazani na wieczną samotność. Początkowo miało to być miejsce dość przyjazne, jednak po czasie, wraz z wzrostem grzeszników przerodziło się w swego rodzaju piekło, takie które wyglądało pięknie, a było złem w czystej postaci. Otóż tak wyglądał początek tej krainy. Myszki, które trafią do Heaven żyją w przekonaniu, że umarły, pamiętają swoją śmierć doskonale, jednak ta nie nastąpiła. W rzeczywistości to tylko niewinny przeskok między światami, jest to dość błogie uczucie, takie właściwie bez czucia, o ile można to tak nazwać..."

- Wiecie, chyba coś znalazłam. - Otworzyłam szerzej księgę i pokazałam pozostałym, a właściwie to przeczytałam na głos.

- To brzmi tak absurdalnie. - Stwierdziła od razu Wicia.

- Czy największe absurdy nie mają najwięcej sensu? Przynajmniej teraz... - Westchnęłam.

- A ja uważam natomiast, że ma to sens. Spójrzcie tutaj. - Fasola wskazała kolejny, dalszy fragment księgi oraz przeczytała go na głos. - "Któregoś dnia, garstka myszek zaatakowała królestwo wampirów, to miała być zemsta, ale również podbój zamku, od tego dnia dwa te gatunki walczą ze sobą, ale co istotniejsze, nienawidzą siebie".

- Czy skoro walczą to nie jest oczywiste, że się nienawidzą? - Spytał Dziu lekko zdezorientowany.

- Uważam, że nie. Kiedyś słyszałam o przypadku, gdzie zmuszano myszy do walk na śmierć i życie w celu rozrywki dla wampirzego króla. - Wyjaśniła Angelika.

- W porządku, cofam moje słowa, to rzeczywiście nie jest oczywiste. - Dziu jedynie wzruszył ramionami.

- Czy to nie tak, że teraz wampiry na nas polują przez coś co zrobili nasi przodkowie? - Fasola była ciekawa naszego zdania.

- Nie ważne co zrobili, ważne co jest teraz. Jakby nie patrzeć po to są nowe pokolenia, aby naprawiać błędy przodków. - Wyjaśniła Wicia.

- Ewentualnie omijać je. - Dopowiedział Teox. - Nie jesteśmy silni by się równać z wampirami, to akurat wiadome.

- Wiemy już coś nie coś o tym świecie, więc chyba to dobrze i tak. - Podsumowała Angela. - Jednak wiecie, zastanawia mnie coś nadal...

- Co takiego? - Gosia była wyraźnie zaciekawiona tą tajemniczą otoczką, która wisiała nad Angeliką.

- Przebywam w tym świecie z Teo praktycznie od małego, więc... czy to znaczy, że żyjemy naprawdę? Tylko zwyczajnie zostaliśmy wyrzuceni z równoległej krainy? - Angelika była tym razem wyraźnie smutna, rozumiała coraz więcej z tego co właściwie się tutaj działo. - Czy to nie jest dziwne? Nie pamiętam nic z tamtych czasów, nie pamiętam bym żyła gdzie indziej... - Dopowiedziała.

- Angi, wszystko chyba może być teraz możliwe, w końcu byłaś wtedy myszątkiem, co mogłabyś pamiętać? Takich czasów zwyczajnie się nie pamięta... - Teo poklepał ją po ramieniu, aby zrobiło sie jej raźniej.

- Trochę masz racji Angeliko. Jest w tym wszystkim i tak coś dziwnego, my tutaj trafiliśmy, co teraz mogę to odważnie powiedzieć, bo poznaliśmy prawdę o naszym świecie, to była chyba jakaś klątwa czy inne tabu, że akurat nas tu przerzuciło. - Westchnęłam.

- A co jak był to przypadek? Wiecie, w końcu, gdy nas żegnano, wszyscy ustawili się w kole, co jeśli to spowodowało aktywacje jakiegoś zaklęcia? Czy w księdze nie było o tym mowy, co jeśli to tylko przypadek, że nas tu wrzuciło? - Adve potarł brodę w geście zastanowienia.

- To brzmi absurdalnie. - Podsumowała Wicia.

- W każdym fałszu kryje się ziarno prawdy. - Dodał Adve. - W każdym razie. Musimy odnaleźć Lamenta i Vipeye, to jest na ten moment nasz cel główny. Później możemy się po zastanawiać nad życiem, ale teraz zwyczajnie nie ma to czasu. - Wyjaśnił.

- Spójrzcie tutaj. - Dziu wskazał na kolejną stronę wielkiej księgi, którą przeglądaliśmy i zaczął czytać na głos.

"Czy jest to gra czy też życie? Nikt nigdy tego nie udowodnił, tak więc nie możemy mieć pewności. Bóg myszek pewnego dnia zszedł do Heaven, gdzie niegdyś myszy zostały wtrącone, aby zobaczyć jak żyją. To co zastał... to była apokalipsa, biedne myszy nie miały jak bronić się przed wampirami, były już na skraju wyginięcia. Wówczas wszechmogący Bóg postanowił dać im błogosławieństwo, a były nim magiczne moce, każda mysz posiadła jakąś unikalną sobie moc. Było to pewne już wtedy, że myszy stały się silniejsze, na tyle by móc przeżyć. Jednak kto wie... czy za kilka kolejnych tysięcy lat nadal moce będą drzemać w ciałach mysz? W końcu nie każda potrafi czarować, nie każda dała radę obudzić w sobie dar [...]".

- To brzmi jak absurd, to totalnie brzmi jak absurd! - Wrzasnęła Fasola i na moment zasłoniła uszy i zacisnęła oczy.

Położyłam jej dłoń na ramię i delikatnie się uśmiechnęłam.

- "Uwierz w siebie, w swoje pragnienia, tutaj spełnią się twe marzenia". - Doczytałam fragment księgi do końca. - To nie jest kłamstwo, nie może być. Od początku, gdy się obudziłam to moim pragnieniem było was odnaleźć, być może to dzięki błogosławieństwu udało mi się znaleźć odpowiedni szlak. Więc czemu by w to nie uwierzyć? - Spytałam.

- Co przez to wszystko rozumiecie? - Gosia nadal była w wyraźnym szoku.

- Kiedy tutaj trafiłem to natknąłem się na starszego mężczyznę, oczywiście był on myszą. Był uprzejmy i to on doprowadził mnie do tego miasteczka. Opowiadał mi cały czas legendy i historie, nie brzmiały prawdziwie, ale też jego ton głosu i sposób mowy, nie wyglądało to jak fałsz. Opowiedział mi wtedy o pewnym rytuale, przynajmniej, napomniał o nim, rozgadał się niesamowicie, a później jakby oprzytomniał i nakazał zapomnieć o tym wszystkim, był wówczas nerwowy i zakłopotany. - Wyjaśnił Adve.

- Na tyle zakłopotany jakby to co mówił było prawdą... - Westchnęłam.

- Prawdą, do tego niebezpieczną. - Adve miał już chytry uśmieszek na pyszczku. - Ustalone, posiądziemy te moce, jutro. - Zaśmiał się. - Macie czas do namysłu, ponoć marzenia się spełniają, więc zapewne będziecie w stanie wpłynąć nieco na to jaką moc posiądziecie.

- Czyli jak? Pora na spanie? - Zaśmiał się Teo. Cały dzień spędzili na czytaniu tych ksiąg, więc nawet nie wiedzieli kiedy nastała ciemna noc.

- Rytuał odprawimy jutro, jeśli się uda to zdobędziemy przewagę. - Mruknęła Fasola. - Później poszukamy naszych zgub.

Skinęłam delikatnie łebkiem. Adve przyniósł jakieś koce, kołdry, chyba wszystko co miał w posiadaniu tutaj. Rozłożyliśmy się na podłodze, w końcu było nas całkiem dużo.W końcu poczułam przyjemny zapach, przypominał on róże, a w każdym razie ciepło, otulające i bezpieczne. Nie czułam już tego okropnego odoru krwi. W reszcie poczułam nieco wolności i zwyczajnego życia. Delikatnie położyłam łapkę na łapce Dziu i się w niego wtuliłam. Miałam w oczach wyraźną tęsknotę, za tym beztroskim siedzeniem po nocach razem i opowiadaniem sobie historii, oglądaniem filmów, po prostu, byciem... On natomiast objął mnie i wtulił się w moje futerko, nakrył nas kocem. Kiedyś, jako dzieci bawiliśmy się zgadywanki. "Pisał" mi po plecach litery, aż te układały się w słowa, to był nasz szyfr, nasz sposób mówienia, dzięki któremu mogliśmy się porozumieć bez słów. Poczułam jego łapkę na plecach właśnie w tym momencie.

- "W-i-e-s-z j-u-ż j-a-k-ą m-o-c c-h-c-e-s-z"? - Takie właśnie zadał mi pytanie, nie było ono łatwe, bo zwyczajnie nie wiedziałam.

- "N-i-e . . . T-o z-b-y-t t-r-u-d-n-e" - "Odpisałam".

- "N-i-e m-a-r-t-w- s-i-ę" - Po tym uśmiechnął się do mnie delikatnie, ale szczerze i objął w pasie przyciskając do siebie. Koniec końców zasnęliśmy tak, ciesząc się chociaż chwilą spokoju, gdzie mogliśmy wypocząć, bez zastanawiania się nad kolejnym dniem, tym jaki będzie i jak mamy go przeżyć.

***Tymczasem w prawdziwym świecie, naszej Ziemi*** [aut. zdecydowanie osoby, które czytała pierwszą część zrozumieją, o który chodzi.]


I tak właśnie wpisałam login, hasło i po raz tysięczny kliknęłam zaloguj się, nadal widniałam to samo na ekranie. Nadal ten sam dręczący napis.

"Pozostały czas do końca bana: 298384728742839471348723 h.Odwołaj się od bana."

Wiedziałam, że to nic nie da, że nie ma sensu nawet tego klikać, czy ja wiem za co właściwie dostałam bana? Ciężko stwierdzić, to stało się nagle, co więcej nie byłam w tym sama, bo moja paczka również skończyła z wykluczeniem z gry. Być może taki właśnie los złotej siódemki... Westchnęłam. Wyłączyłam komputer i wyszłam z mieszkania, bo w końcu... nie miało to sensu, wypisywanie licznych email'ów i próśb o odwołanie...


_____________________

Korekta dnia - 20.06.2020

Słowa przed - 1206
Słowa po - 2839

Transformice - Heaven for MiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz