Prolog

326 18 0
                                    

Mój świetny partner prawie zawalił całą akcję z powodu pączków.

Możliwe, że wina leżała częściowo po mojej stronie. Oboje straciliśmy z oczu nasz cel, ale ja przynajmniej nie zrobiłam tego z powodu pączka.

Nie zrozumcie mnie źle, Bailey jest świetnym detektywem, ale czasem zachowywał się jak stereotypowy policjant, stawiający pączki i kawę ponad wszystko inne.

– Chcesz jednego? – zapytał, wracając do naszego stolika z pudełkiem pełnym słodkości. Usta miał całe ubrudzone cukrem pudrem. – Pycha. Szczególnie te z niebieską polewą i posypką.

– Lindberg, skup się – upomniałam go, wyciągając do niego rękę, w której trzymałam serwetkę. Wziął ją ode mnie, unikając dotykania mojej ręki. – Nie jesteśmy tu dla pączków, tylko dla złotej rybki.

Złotą rybką nazywaliśmy Daniela Michaelsona, podejrzanego o handel narkotykami. Próbowaliśmy znaleźć coś na niego od kilku miesięcy, jak dotąd bez postępów. Został nam wskazany przez kilka różnych osób, które miały z nim styczność, ale żeby go aresztować, musieliśmy złapać go na gorącym uczynku. A złotą rybką został nazwany przez to, że woleliśmy używać kryptonimu niż jego nazwiska, dla bezpieczeństwa operacji. Sama nazwę wymyślił Bailey, który akurat dokarmiał rybki w akwarium w biurze i jak sam powiedział, 'to było pierwsze co przyszło mu do głowy', i tak zostało.

– Działo się coś, kiedy mnie nie było?

Pokręciłam głową.

Trzydziestoparoletni mężczyzna – nasz cel – siedział kilka stolików dalej. Towarzyszyła mu elegancko ubrana kobieta, która wyglądała, jakby pomyliła lokal i zamiast do drogiej restauracji weszła do obskurnej kafejki.

Prowadzili żywą dyskusję, on mocno gestykulował, a ona siedziała ze skrzyżowanymi ramionami. Wyraźnie nie podobało się jej to, co do niej mówił.

– Umiesz czytać z ust – Przypomniałam sobie, spoglądając na Baileya. – Przydaj się na coś.

Zaczął marudzić pod nosem, że nie lubi tego robić, ale się zgodził. Bo przecież takiej umiejętności nie można nie wykorzystać w chwili jak ta.

Zmrużył oczy, wychylając się lekko, żeby lepiej widzieć.

Jeśli nie zauważą, że się na nich gapimy, uznam akcję za udaną, a Bailey patrzył się na nich jak dziecko na nową zabawkę. Zainteresowany, nie odrywał wzroku.

– Jeśli się nie mylę – Ściszył głos – to właśnie powiedział, że ma mu oddać kartę... albo kasę. Prawdopodobnie kasę... Do piątku.

– A ona?

Przyglądał się im jeszcze natarczywiej, niczym zawodowy stalker.

– Trochę dyskretniej. Nie chcemy jeszcze zostać zidentyfikowani – przypomniałam mu.

Na szczęście mnie posłuchał. Wyprostował się na krześle, które jeśli było takie samo jak moje, było niesamowicie niewygodne. Skierował swój wzrok na mnie, a na jego twarz zawitał ciepły uśmiech. Uniósł kubek z kawą i upił łyk.

– Powiedziała, żeby rozmawiał z jej mężem. 'To on zajmuje się interesami.'

Nerwowo stukałam palcami w blat stołu. Denerwujący, nie do opanowania nawyk. Byłam coraz bardziej zainteresowana, o czym rozmawiają, ale w przeciwieństwie do mojego partnera, nie umiałam czytać z ust. Podejście bliżej byłoby ryzykowne, mógłby nas zauważyć, a teraz znajdowaliśmy się w bezpiecznej odległości, ukryci za wielkim krzakiem. Niestety, nasza kryjówka miała też swoje wady, jak na przykład to, że mieliśmy nieco ograniczone pole widzenia.

(keep it) UndercoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz