Rozdział VIII

84 11 0
                                    

Mam nadzieję, że żaden z ochroniarzy nie patrzył nocą na dach, bo zobaczyłby chłopaka skradającego się do mojego pokoju, kiedy a) trwała cisza nocna i b) chłopacy nie mogli odwiedzać dziewczyn i vice versa. Domyślam się, że nie przekonałyby ich argumenty, że jesteśmy "rodzeństwem", a Bailey ma mi do przekazania coś niezwykle ważnego. On sam to tak określił, nie wiem, ile jest w tym prawdy.

Ostrożnie zeskoczył z dachu na parapet, jakimś cudem go przy tym nie łamiąc, i wśliznął się do środka. Miał na sobie czarne spodnie dresowe i dopasowany podkoszulek, odsłaniający jego umięśnione (bardziej niż się spodziewałam) ramiona. Wydawał się zadowolony z siebie, co ani trochę mi się nie podobało. Okej, rozumiem, mieliśmy współpracować przy tej sprawie, ale jak na razie jego dobra passa była tylko irytująca.

– Nie uwierzysz, czego się dowiedziałem – zaczął cały rozentuzjazmowany, siadając na moim łóżku. – To ogromna sprawa. Rozpieprzy ci mózg. – Ostatnie zdanie nieco mnie odrzuciło.

– Po prostu mi powiedz.

– Próbuję wywołać odpowiedni nastrój. Wszystko psujesz.

Tak, to zawsze moja wina. Niczego innego się po nim nie spodziewałam.

– Więc?

Wydał z siebie naburmuszony pomruk, ale posłusznie zaczął wyjaśniać, o co mu chodzi.

– Słuchaj. – Zrobił kilkusekundową przerwę w celu podtrzymania napięcia, ale jedynie podtrzymał moją chęć uderzenia go. – Kompletnie się tego nie spodziewałem. To było takie ŁAAAAŁ. Dowiedziałem się, że... Beau umie śpiewać. Jest świetny, ale nie chcieli go w chórze. To dziwne, nie? Żałuj, że nie miałaś okazji go posłuchać, bo koleś wymiata.

Muszę przyznać, że trochę żałowałam, że mnie to ominęło. Z drugiej strony, przypomniałam sobie, że Beau, kiedy powiedziałam mu o planach dołączenia do chóru, gorąco tego odradzał. A sam próbował się do niego dostać.

– Chcesz, żebym go o to zapytała? Wspominał mi raz o koledze z chóru, z którym stało się coś niedobrego. Wydaje mi się, że chodziło mu o Lance'a. Co do Lance'a, wiadomo już coś o nim? – zapytałam, wiedząc, że Bailey ma znacznie lepsze kontakty z szefem i naszymi współpracownikami niż ja. Jeśli ktoś dostałby nowe informacje, to właśnie on.

Pokręcił głową, krzywiąc się. Lance był trzecią ofiarą przedawkowania Króliczka. Trafił do szpitala dosłownie w ostatniej chwili. Gdyby został znaleziony dziesięć minut później, uczniów Akademii czekałby kolejny pogrzeb. Teraz leżał w śpiączce, a my mieliśmy nadzieję na jego szybki powrót do zdrowia. Byle tylko się z tego wygrzebał.

– Mają nas poinformować, jak tylko się obudzi. Powinnaś zapytać Beau o niego, skoro się tak kolegowali.

– A może to ty powinieneś go zapytać, przecież świetnie się dogadujecie.

– Spędzasz z nim więcej czasu niż ja.

Niechętnie się zgodziłam. Nie byłam pewna, czy spędzanie większej ilości czasu i więcej rozmów z Beau okaże się dobrym rozwiązaniem. Ale ktoś musiał to robić.

– Ej, Bailey, kompletnie zapomniałam się wcześniej zapytać. Co z Wilson?

Kobietą, z którą spotkał się przynajmniej raz Daniel Michaelson okazała się być nasza nauczycielka nauk politycznych, czyli jak się później dowiedzieliśmy, Theresa Wilson. Bailey miał zadzwonić do szefa w jej sprawie. Tak pochłonęło mnie szkolne życie, że całkowicie wyleciało mi to z głowy.

– Ach, tak – mruknął, pochylając się do tyłu i upadając całym ciałem na łóżko. – Zadzwoniłem do niego. Brzmiał na zaskoczonego, to było coś jak "ALE JESTEŚ PEWIEN, LINDBERG??? NIE MA CZASU NA POMYŁKI. SPRAWDZIMY TO." – powiedział, imitując głos naszego szefa. Wyszło mu to niemal perfekcyjnie. – Mieli wziąć ją na dodatkowe przesłuchanie, ale jak na razie nie dostałem jeszcze żadnych informacji na ten temat... To jak z naszym zakładem?

(keep it) UndercoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz