Epilog

110 8 0
                                    

Beau

Żeby precyzyjnie wszystko wytłumaczyć, musiałbym cofnąć się do wydarzeń sprzed kilku lat, a konkretnie do lata, gdy dostałem w prezencie na urodziny bliznę... Ale nie ma na to czasu, więc sobie to odpuścimy. Może innym razem.

Pewnie sobie teraz myślicie O nie jak on tak mógł co za tragedia był tak dobry, co? Albo i nie – może już dawno mnie przejrzeliście. Co prawda, nie próbowałem tego ukrywać i tylko czekałem na moment, w którym Blake i Lindberg dodają dwa do dwóch. Tak gorąco pragnąłem, żeby zrozumieli, że zacząłem podrzucać im wskazówki. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile razy byłem o włos od nazwania ich ich prawdziwymi nazwiskami.

Hej, jestem dobrym gościem. Nie zarzucajcie mi tu jakimś "Zabiłeś dwie osoby", bo bądźmy szczerzy, czy sobie na to nie zasłużyli? Wyświadczałem światu przysługę. Byli zatruwającymi świat chujami. Jak to leciało – jak zabijesz jednego mordercę, liczba morderców pozostanie sama, ale gdy zabijesz ich więcej... Racja?

– To ty – wyszeptała Logan, wciąż nie dowierzając. Naprawdę myślałem, że to powinno być już dla niej oczywiste. – Nie ujdzie ci to na sucho.

To brzmiało jak słowa osoby, która się nie przygotowała.

Przeszedłem nad bezwładnym ciałem Hammonda, by się do niej zbliżyć. Hammond myślał, że jak ją tu przyprowadzi, to dam mu spokój. Jak wielkim idiotą musiał być, żeby mi uwierzyć? Miałem dla niego ważniejsze plany.

– Logan, zastanów się nad tym. Jestem białym, bogatym mężczyzną i wszyscy mnie uwielbiają. Nikt nie uwierzy, że mógłbym zrobić coś takiego. Ile takich jak ja chodzi wolno, bo mają dobrych prawników i mało wiarygodnych świadków?

Wiedziała, że mam rację. Czy to moja wina, że mam pieniądze i potrafię ich użyć na swoją korzyść? Zachowywała się, jakbym wywołał koniec świata, a nie najzwyczajniej w świecie pozbył się kilku nieistotnych przeszkód.

Gdy się do niej zbliżałem, wciąż ściskając w dłoni tę idiotyczną metalową figurkę konia, ona się cofała. Ja robiłem krok przed siebie, a ona do tyłu. Nie miała gdzie uciec. Kazałem Hammondowi zaprowadzić ją do tej sali głównie dlatego, że było z niej tylko jedno wyjście – właśnie teraz przeze mnie blokowane. Musiałaby przejść przeze mnie. Była jednak bezbronna, a ja silniejszy, niż mogłoby się wydawać.

– Co dalej? – zapytała, gdy jej plecy wreszcie zetknęły się ze ścianą. – Zabijesz mnie? Bailiego? – Wskazała na ciało leżące na podłodze. – Willa?

Rozłożyłem ręce. Myślała, że wszystko jej ot tak zdradzę? Za kogo mnie miała, żałosny czarny charakter, który zdradza cały swój plan i go przez to zawala? Niedoczekanie.

– Ach, Logan. Violet. Fiołku. – Chwyciłem się za kołnierz marynarki wolną ręką. – Nieźle dopasowaliśmy się do twojego drugiego imienia, co? Wystarczyło szepnąć słówko Pris, że pasowałby do ciebie ten kolor i załatwione.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

Jeśli czuła jakikolwiek strach przede mną, to nie dawała tego po sobie poznać. Nie przeszkadzało mi to, nie chciałem, żeby się mnie bała. Nie po to spędziłem tyle czasu na budowaniu naszej relacji, żeby teraz się bała. Co prawda, musiałem ją zabić, ale naprawdę ją lubiłem! Kto wie, w innych okolicznościach może bylibyśmy przyjaciółmi.

– Ani razu cię nie okłamałem... Oprócz tego o Simone, ale chciałem was na chwilę zbić z tropu. – Zatrzymałem się kilka kroków przed nią. Wciąż spoglądała na drzwi za mną, zapewne obmyślając plan ucieczki. – Tak, zabiję ciebie i Willa. Bailiego nie. Tak dla dramatyzmu. Masz jeszcze dwa pytania, nie odpowiadam na więcej. Wybierz mądrze.

(keep it) UndercoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz