Rozdział X

77 7 0
                                    

Wtorek, 21:40

To miała być prosta, szybka akcja. Mieliśmy wymknąć się z Akademii, spotkać z szefem i wrócić. Nic trudnego, prawda? Tak myśleliśmy. Dopóki nie spieprzyliśmy. I to mocno.

Bailey nerwowo chodził w kółko, mamrocząc coś pod nosem w języku, którego nie znałam. Jedną dłonią gniótł kołnierz swojej czarnej koszuli. Robił to już od kilku minut, co jeszcze bardziej napawało mnie niepokojem. Wreszcie zatrzymał się kilka kroków ode mnie, spojrzał na mnie i powiedział ściszonym głosem:

– Nie możemy tego tak zostawić. Co, jeśli ktoś go znajdzie?

Mimowolnie zerknęłam na leżącego na środku sali nieprzytomnego chłopaka. Z rany na skroni skapywały mu na policzek i koszulkę kropelki krwi, które szybko tam zasychały. Jego blond włosy posklejały się od krwi.

To nie miało się zdarzyć. Nasz plan nie zawierał punktu: "W brutalny sposób pozbądź się osób, na które trafisz w trakcie ucieczki ze szkoły." Nie mieliśmy na to czasu. Nie dzisiaj.

Bailey wgapiał się we mnie wyczekująco. Kilka razy zerknęłam jeszcze to niego, to na leżącego na ziemi chłopaka, zanim udało mi się ułożyć spójne zdanie:

– Musimy pozbyć się ciała.

14 godzin wcześniej, 8:45

Wtorkowy poranek rozpoczęłam od pójścia na siłownię z Bailim. Jeszcze nie próbowaliśmy ćwiczyć tutaj razem. To mogło mieć jedynie dwa rezultaty – zły i gorszy. Zostało jedynie mieć nadzieję, że nikomu nie stanie się przy tym krzywda.

Dotarliśmy do siłowni jakieś pięć minut po rozpoczęciu się godziny zajęć dodatkowych. W środku było znacznie mniej osób, niż się spodziewałam. Dwie z wielu bieżni były zajęte przez dziewczyny, których wcześniej nie widziałam. Kawałek dalej drobny chłopak podnosił hantle grubsze od jego ramion. Na końcu pomieszczenia zauważyłam siedzącą na rowerku stacjonarnym Pris. W czarno-złotym dopasowanym stroju sportowym wyglądała lepiej, niż chciałabym przyznać. Wątpię, żeby istniało cokolwiek, w czym ona, tak jak i Beau, wyglądaliby źle.

Idący ze mną ramię w ramię Bailey pomachał do niej, jak tylko ją spostrzegł. To mogło być całkiem urocze, ale nawet nie patrzyła w naszą stronę i nie dostał żadnej odpowiedzi.

– Myślisz, że jest tu gdzieś Beau? – zagadnął Bailey, rozglądając się za chłopakiem i poprawiając jednocześnie swoje okropne czerwone spodenki do koszykówki. – Wydaje mi się, że w swoim planie miał, że rano przychodzi tu albo do Ziemniaków.

Przyznaję, miło byłoby spotkać się z Beau. Miał w sobie coś, przez co nie potrafiłam go nie lubić. Bailey najwyraźniej też. Jednak, rozglądając się po obszernym pomieszczeniu, nie zauważyłam nigdzie chłopaka.

– Może jeszcze śpi. Mamy tu przynajmniej Pris. Przydałoby się z nią pogadać, nie sądzisz?

– O nocnych eskapadach?

– Taa, trzeba się dowiedzieć, o co chodzi.

Ruszyliśmy powoli w kierunku ćwiczącej dziewczyny. Ruszała nogami tak szybko, że pewnie udałoby się jej rozpalić kilka żarówek, gdyby się ją do nich podłączyło.

– Ej, Looooogan – mruknął irytująco Bailey. – Nadal nie uzgodniliśmy, jaka będzie dla ciebie kara za przegrany zakład.

Kompletnie zapomniałam o naszym zakładzie. Ten jeden raz udało mu się wygrać, jakimś cudem. Dowiedział się, że Ella rozpowszechnia towar. To całkiem przyzwoite osiągnięcie.

(keep it) UndercoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz