Klub Entuzjastów Ziemniaków. Czytając tę nazwę, miałam szczerą ochotę zabić osobę odpowiedzialną za powstanie tego kółka. Zabić, spalić, poćwiartować i potem jeszcze wyrzucić resztki do kosza. I jeszcze raz spalić.
Plułam sobie w brodę za to, że nie zapytałam recepcjonistki, co to był za klub. Pływanie z prądem chyba nie jest dla mnie.
Było już za późno, by się wycofać. Przewodniczący klubu i nauczyciel opiekujący się grupą już dostali informacje o nowym członku. O mnie. Teraz pewnie siedzieli za tymi drzwiami i zacierali ręce, czekając na swoją nową ofiarę. Z pewnością ziemniaki już były naszykowane.
Nie może być tak źle, prawda? Może trafią się mili ludzie, podzielą się swoją kartoflaną pasją i nie będą ani trochę czubkami.
Pociągnęłam za klamkę, wciąż pełna obaw.
Nie była to tak do końca kuchnia. Owszem, znajdowało się tam kilka urządzeń, jakich używa się w kuchni, ale sala miała bardziej charakter edukacyjny. Zamiast ławek były kuchenne blaty, na środku których były mini kuchenki z dwoma palnikami. Całe pomieszczenie udekorowano ziemniakami, żywymi lub wyciętymi z papieru.
Przy jednej z ławek (która tak naprawdę nie była ławką) siedział ciemnowłosy, już mi znajomy, chłopak. Ten naszyjnik z zawieszką w kształcie ziemniaka był nie do zapomnienia. Tym bardziej, że widziałam go jeszcze przed chwilą.
Siedział sam. Zaraz za nim dostrzegłam kolejną znajomą twarz. Bliznowaty Beau. No co? To podobne słowa, a Beau ma bliznę. Łatwy, nieco okrutny, sposób na zapamiętanie imienia. Kojarząc osobę z jakąś cechą jej wyglądu lub osobowości, nasz mózg łatwiej przyswaja jej imię. Minusem jest to, że prawdopodobnie do końca życia będzie się ona kojarzyć z tą charakterystyczną rzeczą, jaką do niej przyporządkowaliśmy. Beau zawsze pozostanie bliznowatym. Harry Potter tak samo.
– Praveen, prawda? – zapytałam, siadając na wolnym miejscu obok niego. Czas rozpocząć zabawę.
Kiwnął głową. Wydawał się zamyślony, bujający w obłokach. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że jego myśli krążą wokół trzymanego przez niego w rękach ziemniaka. Miał namalowane oczy i uśmiech. Praveen trzymał go „twarzą" do siebie.
– Ładny ziemniak – podjęłam, wskazując warzywo.
– Ma na imię Spudnik – odpowiedział po dłuższej chwili, wciąż wpatrując się w ziemniaka. – W późnych latach pięćdziesiątych, Rosjanie wysłali w kosmos kilka ziemniaków. Stały się pierwszymi warzywami, ba, pierwszą rzeczą wyhodowaną przez człowieka wysłaną poza Ziemię...poza ludźmi oczywiście.*
Poczułam szturchnięcie w plecy. Nie było agresywne ani jakoś bardzo bolesne, ot, ktoś chciał zwrócić moją uwagę na siebie.
Obróciłam się i zobaczyłam Beau. Obok niego siedziała naburmuszona dziewczyna, kilka lat młodsza. Sądząc po innym wzorze na krawacie, musiała być kilka klas niżej. Od drugiej do przedostatniej klasy uczniowie mieli takie same krawaty, nic się nie zmieniało. Tylko w pierwszej i ostatniej zostawały one zastąpione nieco bardziej wyróżniającymi się. Zupełnie, jakby pierwszakom i seniorom trzeba było zwracać większą uwagę.
– Weź ziemniaka – powiedział, wyrywając mnie tym z zamyślenia. Jego kciuk wskazywał na górę ziemniaków, leżącą na jednym z wolnych stolików.
Dopiero wtedy zauważyłam, że każda z osób obecnych w klubie ma swojego ziemniaka. Niektóre miały malutkie peruki czy kapelusze. Traktowali je bardziej jak lalki niż warzywa.

CZYTASZ
(keep it) Undercover
Teen FictionLogan i Bailey są partnerami i wspólnie rozwiązują sprawy związane z przestępstwami. Zostają zesłani na misję, aby złapać grupę dilerów narkotykowych, podczas której muszą udawać uczniów jednej z najbardziej prestiżowych szkół w Anglii. Czy misja za...