Epilog cz.I - „Gdy jesteśmy sami..."

11.1K 536 500
                                    

Świat się dziś nie skończył. I choć czas płynie dalej, to coś we mnie bezpowrotnie umarło. Pogoda jakby kpiła sobie z mojego pogruchotanego serca. Słońce świeciło mocno, dodatkowo rażąc oczy. Kilka osób szlochało cicho, innym bezgłośnie leciały łzy, a ja nie potrafiłam uronić ani jednej. Wszystko to było we mnie. Ta część duszy, której nigdy już nie odzyskam...

Pokochałam Śmierciożercę. Oddałam mu swe serce. Dziś przyszło mi go żegnać... Ironia losu.

Kiedy to się stało? Sama nie potrafię tego powiedzieć. Przecież na początku tak bardzo się go bałam. Mój cały świat w jednej chwili znalazł się w jego rękach. Rozpacz i strach.

Krok po kroku, dzień po dniu – dziękowałam za każdy kolejny, w którym przyszło mi przeżyć i iść dalej w przyszłość – dla mojej rodziny, dla moich przyjaciół. Chciałam żyć. Chciałam choć tyle, albo aż tyle.

Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy dokładnie odkryłam, że on nie jest taki jak inni. Pod maską zła i okrucieństwa skrywał się naprawdę dobry i trochę zagubiony człowiek.Skazani na swoje towarzystwo. Tylko we dwoje. Dzień po dniu tuż obok. Byliśmy sami...

I pewnego dnia, zupełnie bez zapowiedzi niczym tęcza na niebie tuż po intensywnym deszczu, to się pojawiło.

Uczucie.

Początkowo je ignorowałam, starając się myśleć tylko o tym, by przetrwać. Szybko jednak zrozumiałam, że tego nie sposób pomylić. To było to, o czym tak wiele razy opowiadał mi mój tata. Uczucie silniejsze niż wszystkie inne.

Miłość.

Pokochałam Śmierciożercę. Mojego wroga. Mordercę.

Był panem i władcą mego życia. A ja na dodatek oddałam mu swoje serce.

I szybko przekonałam się, że i on przygotował mi swoje. Zagubione i porozbijane, ale szczere i kochające. Tylko moje. Tylko dla mnie.

Był moim obrońcą. Stróżem, gotowym oddać za mnie życie. Był największą przygodą i największą niespodzianką. Był moim życiem...

A teraz już go nie ma.

Mahoniowa trumna lśniła w ostrym słońcu. Czarne, ozdobne szaty. Zastygła w spokoju twarz. Czerwona róża w mojej dłoni.

Dziś przyjdzie mi pożegnać sens mojego życia. Przejść przez coś,, czego nie sposób opisać.

I, mimo rozdzierającego smutku i bólu, dominowało we mnie jeszcze jedno uczucie. Duma. Pokochałam dobrego człowieka. Mężczyznę, który ponad wszystko w swym życiu cenił sobie honor i przyjaźń. Dotrzymał danego słowa. Przysięgał walczyć i chronić. I słowa dotrzymał...

Pokochałam Śmierciożercę, któremu oddałam mój barwy świat. Na zawsze.

Rozejrzałam się dookoła, niezdolna dłużej przyglądać się tej spokojnej, jakby pogrążonej we śnie twarzy. Bo mój ukochany nie spał, choć bardzo bym chciała, by to wszystko okazało się tylko koszmarnym snem.

Neville Longbottom dzielnie trwał u mego boku, jak na dobrego przyjaciela przystało. On też obiecał mnie chronić i wiedziałam, że przysięgi tej dotrzyma. W pierwszym rzędzie zebranych, stał dyrektor Dumbledore. Mimo smutku w jego wzroku wiedziałam, że i on czuje dumę. Tak. Obydwoje żegnaliśmy dziś najdzielniejszego człowieka, jakiego przyszło nam znać. Dalej stała Molly Weasley i jej rodzina. Wszyscy przyszli tu mimo tego, że wciąż przeżywali własną tragedię. Wczorajszy pogrzeb Ginny Weasley był strasznym przeżyciem, a ból Harry'ego mógł chyba tylko równać się z tym, co ja teraz czułam. Utracić miłość życia, to jak bezpowrotnie utracić części własnej duszy.

Gdy jesteśmy sami |Dramione|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz