#7

9.8K 587 1.6K
                                    

Louis's POV

Minął dokładnie tydzień i...byłem w trakcie dążenia do samodestrukcji. Zrozumiałem, że dane było mi żyć w szczęściu, na wolności tylko 18 lat. Może na więcej nie zasłużyłem? Może tak już jest zapisane w gwiazdach. Może i tak nie osiągnąłbym w życiu nic innego oprócz...ah no tak...niczego...Nic nie osiągnąłem. Co mi po dobrych ocenach? Nie skończyłem szkoły. Co mi po ładnej buźce i (tak jak twierdził tata) złotym sercu? Nigdy w nikim się nie zakochałem, ani vice versa. Byłem za młody, by wszystko to się spełniło. Przez kogo? Oczywiście przeze mnie. Przestałem już o wszystko obwiniać kędzierzawego. Znacząco przyczynił się do mojego obcenego stanu fizycznego jak i psychicznego, ale...to ja nie posłuchałem taty i otworzyłem drzwi nawet nie sprawdzając przez judasza czy znam osobę zza nich. Sam się urządziłem. Prawie nie jadłem i nie piłem. Nawet się nie ogoliłem tak jak miałem w planach, ale miałem to głęboko w swoim poważaniu. Unikałem swego odbicia prawie tak skutecznie jak Harry'ego. Już nie żyłem; egzystowałem. Tęsknota za ojcem i tak zabijała mnie brutalniej niż głodzenie się. Niall, Liam, a nawet Zayn cały czas podsuwali mi 'dyskretnie' jakieś ciasteczka, chipsy, czy choćby zwykłe kanapki. Widzieli co robię, ale nie miałem zamiaru dać im się podejść. Słyszałem też jak często o mnie rozmawiają. Nie rozumiałem tak naprawdę dokładnie, bo zawsze marotali tak, aby tylko oni mogli usłyszeć siebie nawzajem. Ostatnio Liam użył słowa 'anoreksja'. O mało się nie zaśmiałem. Przecież mi nie chodziło o unicestwienie tłuszczu, ale siebie. Naprawdę chciałem umrzeć. Dlaczego to do cholery było takie trudne?

- Czemu nie mogę po prostu zdechnąć?! – krzyknąłem w poduszkę nie mając siły na płacz. Cudem jest, że nie odwodniłem się od samej utraty takiej ilości łez.

- I tak bym Ci nie pzowolił. – mocniej wcisnąłem twarz w poszewkę gdy poznałem ten głos, którego tak długo już nie słyszałem.

- Proszę, zostaw mnie... - westchnąłem słabo, po chwili materac lekko się zapadł. – Harry, błagam...

- Siadaj i jedz. – powiedział stanowczo, ale nie władczo.

- Nie chcę... - do moich nozdrzy dotarł kuszący zapach warzyw gotowanych na parze.

- Louis, proszę... - zmarszczyłem brwi. – Chłopaki się o Ciebie martwią. Ja się o Ciebie martwię. Zaczynasz wyglądać jak żywy kościotrup... - nie mogłem nic poradzić na to, że słyszałem w tych słowach troskę.

- Czy jeśli zjem obiecujesz, że stąd wyjdziesz? – odchyliłem głowę w bok pokazując jedno oko.

- Jak sobie tylko zażyczysz. – uśmiechnął się pogodnie. Podparłem się na dygocących rękach z trudem siadając. Spojrzałem w końcu na bruneta, jego zielone oczy powiększyły się na mój widok. – Louis, słońce, coś Ty z sobą zrobił? – szepnął. Wzruszyłem ramionami. – Jak możesz tak lekceważąco podchodzić do swojego zdrowia?! – skuliłem się gdy podniósł głos. Mężczyzna pokręcił głową jakby do siebie. – Przepraszam, nie bój się... - podsunął mi pod nos talerz z parującymi warzywami. Przymknąłem powieki napawając się ich cudownym zapachem. – Liczę, że będą Ci smakować. – wziąłem do ręki widelec mając małe deja vu.

- Cholera... – mruknąłem gdy z drżących dłoni wypadły mi sztućce. Starszy mężczyzna podniósł je nim ja zdążyłem zareagować.

- W tym tępie ten talerz do jutra nie będzie pusty. – rzekł kładąc spodek na kolanach. – Nakarmię Cię.

- W sensie...jak dziecko? – zdziwiłem się.

- Przecież nie zmuszę Cię do tego, byś się nie bał. – nabił kawałek marchewki na widelec. – Smacznego. – uniósł rękę przysuwając warzywo do moich ust.

Can't Turn Back, I'm Haunted | l.s.; z.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz