4 12 1 16 20

213 44 70
                                    

Odkąd za wysokich budynków wyszło słońce pada wielka ulewa. Dziwię się, że jeszcze nie zalało miasta. Woda zabrałaby wszystko, co człowiek zbudował swoimi rękami i umysłem. Nic nie jest stałe, każda rzecz kiedyś zniknie. Lecz czy to źle? Nie, bo co to byłby za świat? Pełny starych, niepotrzebnych rzeczy. Wszystko ustępuje nowym, młodszym. Rośliny, góry, człowiek. Taki jest bieg świata, nic go nie zmieni. Zawsze gdy idę samotnie miejskimi ulicami, dotyka mnie głęboka refleksja. Z zewnątrz jestem wesołym i zabawnym człowiekiem, z którym można konie kraść, lecz w środku... Jestem właśnie taki. Zamyślony, przenikliwy, neurotyczny. Pamiętam ten dzień, gdy powiedziałem rodzinie i przyjaciołom o moim wyborze zawodu, czyli lekarz psychiatra. Popatrzyli się na mnie jak na obłąkanego i zaczęli się śmiać z mojego słabego "żartu", lecz jak nietrudno się domyślić, to nie był kawał. Każdy codziennie nosi maski, ale tylko na powierzchni. Natury nie da się ukryć.

Stałem przed zamkniętymi drzwiami pokoju Isabelli Powell. Nic nie czułem, niczego nie oczekiwałem. Nie bałem się. Podczas studiów przeczytałem wszystkie prace naukowe związane z psychologią, znam wszystkie choroby psychiczne, ich przyczyny i objawy na pamięć. Jestem prawdziwym specjalistą, ale to nie znaczy, że podchodzę czysto zawodowo do mojej pracy. Wkładam w to ogrom serca, a uczucia są bardzo ważne dla człowieka, zagubionego człowieka.

-Powiedziałem pani Powell o pańskiej wizycie i nowej terapii. Nie ruszyła nawet palcem, zresztą tak jak na każdą wiadomość. Mam nadzieję, że już po pierwszej części leczenia zobaczymy choć najmniejsze, pozytywne efekty.- powiedział dyrektor, wkładając klucz w zamek. Były to ogromne metalowe wrota na klucz i hasło z dodatkowymi kratami. Doktor szybko je otworzył i zaprosił gestem do środka, więc śmiało przekroczyłem próg.

-Za półtorej godziny koniec wizyty, przyjdę po pana.- powiedział i zatrzasnął drzwi, żebym później mógł usłyszeć dźwięk przekręcanego klucza i stuki wprowadzanego hasła.

Pokój był cały biały z nielicznymi meblami. W rogu stało łóżko, a obok niego na podłodze niewielka lampka. Nie było tu żadnych okien, lecz mimo tego światło raziło mnie w oczy. Na białych ścianach wisiały piękne obrazy, wierne kopie światowych dzieł: "Wędrowiec nad morzem mgły" Friedricha, "Dziewczyna z perłą" Vermeera czy "Impresja" Moneta. Na samym środku pomieszczenia stało krzesło, na którym siedziała dziewczyna.

Nie widziałem jej twarzy, bo miała spuszczoną głowę. Buzię zasłoniła długimi, czarnymi włosami, które sięgały w tej pozycji do ziemi. Miała kościste, blade ręce splecione na kolanach. Ruszyłem lekkim lecz pewnym krokiem w jej kierunku. Nie zareagowała nawet drgnięciem. Nad nią stała pielęgniarka, obracając delikatnie w palcach jej włosy, czesząc je. Widać, że bardzo lubiła to robić, jej smukłe palce głęboko tonęły w czerni. Kobieta uśmiechała się lekko, ale dziewczyna nie wyrażała żadnych emocji, jakby spała.

-Przepraszam najmocniej, ale chciałbym zostać tu z nią sam na sam.- powiedziałem zdecydowanie do pielęgniarki. Ona obróciła się w moją stronę i pokiwała lekko głową na znak zgody. Wyszła bocznym wyjściem i już po chwili znalazłem się sam z szesnastolatką w pokoju.

-Witaj Isabello Powell.- zwróciłem się do dziewczyny.- Nie. To zbyt oficjalne. Czy mogę się to ciebie zwracać Bella? To po włosku znaczy piękna. Choć nie wiem, czy mogę cię tak nazwać, bo chowasz się za kurtyną włosów. Może spojrzysz na mnie i pokażesz swoją twarz?- zapytałem naturalnym tonem.

Nie ruszyła się.

-Aaaa, jaki ze mnie dżentelmen. Nazywam się David Thompson i od dziś stanę się twoją pomocą, oparciem, przyjacielem. Sama się z czasem przekonasz, jak sprawdzam się w tej roli. Nie jestem chyba taki zły.- odparłem i zaśmiałem się na to stwierdzenie.

Nadal patrzyła się w dół, zachowując się, jakby mnie tu nie było, lecz tego się spodziewałem. Zamierzam z czasem złamać ten opór. Małymi krokami do celu.

Złapałem za stojące nieopodal krzesło, stawiając je około trzy metry przed dziewczyną. Usiadłem na nim, podciągając lekko spodnie i pochylając się do przodu.

-Bello.- zacząłem delikatnie.- Wiem, że jesteś skrytą w sobie dziewczyną, która ciągle milczy, nie rusza się. Jesteś jak zegar, który się nagle zepsuł i zatrzymał. Według niego czas dalej nie płynie, ale nie ma co ukrywać. Minuty, godziny, dni idą dalej, lecz on nieprzerwanie stoi w miejscu i nie zdaje sobie sprawy, że chwile toczą się nieprzerwanie. Bello, to jest właśnie moje zadanie. Obudzę cię. Przywrócę cię do życia, prawdziwego życia.

Spojrzałem śmiało na dziewczynę, aby podkreślić wagę moich słów. Nie zamierzałem złamać danego jej słowa.

Żadnego ruchu, żadnego dźwięku, tylko głucha cisza po obietnicy.

DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz