Stałem właśnie przed wielkim budynkiem szpitala. Mimo że była to prywatna placówka, miała dużą wielkość, bo zjeżdżali się do niej chorzy z całego świata. Odznaczała się najlepszym wskaźnikiem leczenia chorób psychicznych i braku nawrotów. Po prostu prawie wszyscy wychodzili z niej jako w pełni szczęśliwi i zrównoważeni ludzie. Nie zamierzałem robić wyjątków.
Budynek był duży i w niektórych miejscach oszklony. Miał też ogród, ale wchodziło się do niego tylko od wewnątrz, aby uniemożliwić kontakt chorych z zdrowymi. Nie był to oddział zamknięty, ale trafiali tu głównie krewni znanych i bogatych osób, a przez to chciano zachować maksymalną dyskrecję. Od zewnątrz budynek wyglądał niepozornie, jakby nie było w nim ukrytych setki tajemnic i zagadek. Jakby w tych ścianach nie była rozgrywana codzienna walka o ludzki umysł oraz świadomość życia. Bitwę, którą muszę po raz kolejny stoczyć dzisiaj.
Wszedłem, starając się nie wydawać żadnych dźwięków, do pomieszczenia. Było to niemal niemożliwe, bo po szpitalu rozchodziła się głucha cisza i tylko od czasu do czasu przechodziły tędy pielęgniarki. Mimo tego personel szpitalny był bardzo pokaźny, jednak zawsze przy pacjencie gotowy pomóc chorym. Rozejrzałem się po korytarzu, wychylając się, aby dojrzeć w razie czego idące osoby. Nagle poczułem lekką dłoń na ramieniu. Napiąłem się jak strona. Obejrzałem się przestraszony.
-Doktor David? Co tu robisz? Twoja terapia z panną Isabellą jest dopiero jutro.- powiedziała zdziwiona starsza pielęgniarka pani Nicole. Znałem ją już od dawna, była moją dobrą znajomą z czasu studiów. Zawsze pomagała mi przy trudniejszych zagadnieniach z psychologii, już wtedy była doświadczoną pielęgniarką w szpitalach psychiatrycznych.
-Yyyy... Zapomniałem wczoraj...- starałem się wymyślić w miarę wiarygodne kłamstwo, aby nie wyjawić mojego prawdziwego celu.- Zapomniałem dokumentów, a bez nich mam związane ręce w leczeniu Belli.
Kobieta wpatrywała się we mnie nieprzekonana. Próbowała wykryć w moich słowach kłamstwo, ale byłem za dobry w tę grę. Po chwili pokiwała głową i zapytała:
-To gdzie zostawiłeś te dokumenty?
-Nie jestem pewny, ale chyba w gabinecie dyrektora Tyler'a Swret'a. Zajrzałem tam ostatnio w celu uzgodnienia szczegółów i chyba tam je zostawiłem.- kłamałem jak z nut. Miałem tylko nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.
-Dobrze, pójdę po nie. Niestety nie ma jeszcze pana dyrektora, więc może mi to trochę zająć. Poczekasz? Jak wyglądały te dokumenty?- zapytała pielęgniarka. Uśmiechnąłem się szeroko do siebie w myślach, bo nieobecność doktora ułatwiała jeszcze bardziej sprawę.
-Są opatrzone imieniem i nazwiskiem mojej pacjentki.- odparłem obojętnym, zawodowym tonem.
-Dobrze. Już idę.
Patrzyłem, jak odchodzi w stronę gabinetu dyrektora, który był najbardziej oddalonym miejscem od nas. Zanim ona tam dojdzie, przeszuka pokój i wróci, nikt nic nie zauważy. Spojrzałem uważnie za zegarek. Jeszcze minuta do południa, czyli przerwy pielęgniarek, w którym wychodzą na chwilę z pomieszczeń pracy, w tym z recepcji. Wszystko układa się wręcz idealnie. Obserwowałem, jak starsza pani wychodzi stamtąd, machając pustym kubkiem po kawie. Po tym jak zniknęła za zakrętem, podszedłem cicho do drzwi. Zapukałem do nich, tworząc pozory. Wiedziałem, że nieustannie obserwują mnie kamery, ale również byłem świadom, w jakich miejscach nie będzie mnie dobrze widać. Przeszedłem pokój niczym pole minowe. Chwyciłem za kluczki do sejfu i już miałem wystukać hasło, gdy drzwi zaczęły się otwierać. Szybko schowałem się za szafką, aby nie zostać nakrytym.
-Dziękuję za kawę, Louise. Tak to bym musiała iść tak daleko.- powiedziała i zamknęła szybko drzwi.
Zmarszczyłem brwi, gdy kobieta rozsiadła się wygodnie na krześle, zapowiadając, że przez kolejne kilka godzin nie zamierza z niego wyjść. Wpadłem. Mogłem albo wyjść i się przyznać, a przy tym pewnie i wylecieć albo siedzieć tu i czekać, aż nadarzy się okazja, aby uciec lub obmyślić chytry plan jak najszybszego wydostania się z tej pułapki. Chyba istniała tylko jedna opcja. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było w nim bardzo dużo rzeczy, lecz każda z nich potrzebna i na swoim miejscu. Zacząłem się wpatrywać w kubek z parującym napojem... Może...
-A.. A...- mówiła kobieta z zamiarem szybkiego kichnięcia. Moja głowa działała na bardzo wysokich obrotach, gdy chwyciłem za pierwszą pod ręką rzecz i rzuciłem nim w kubek. Trafił w niego, jednocześnie wtedy gdy kobieta wzdrgnęła się gwałtownie podczas kichnięcia. Gorąca kawa rozlała się jej po szpitalnym fartuchu.
-Mój Boże! Jak boli! Przeklęta kawa!- krzyczała, wybiegając szybko z pokoju. W tym samym momencie zerwałem się, wystukując hasło. Znałem je od dawna, bo doktor zawsze otwierał przy mnie szafkę. Wierzył mi, a właśnie ja te zaufanie zawiodę. Trudno. Chwyciłem szybko za kluczyki i spokojnie wyszedłem z recepcji. Skierowałem się od razu w stronę pokoju Belli. Obejrzałem się na zegarek. Jeszcze dwie minuty do końca przerwy. Mało czasu, ale zadanie nadal wykonalne. Starałem się nie przyśpieszać kroku, aby nie wyglądać podejrzanie, ale nogi same rwały mi się szybko do tego miejsca. Oddech mi przyśpieszał, czułem pot na rękach. Jeszcze trochę, parę metrów. Teraz się uda. Obejrzałem się jeszcze raz po korytarzu. Nikogo. Przekręciłem cicho klucz w zamku, a później z drżeniem dłoni wystukałem hasło. Otworzyłem szybko drzwi i je od razu zamknąłem, mając nadzieję, że nie zostałem zauważony. Rozejrzałem się obłąkanym wzrokiem po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło, ale do czasu. Bella siedziała przy ścianie pod obrazem "Impresja" Claude'a Monet'a. Miała podkulone nogi i patrzyła martwym wzrokiem w górę. Przy tym odsłaniała swoją smukłą szyję, bladą i wręcz kościstą. Oczy miała półprzymknięte, jakby dzieło nad nią wprawiało ją w stan refleksji bądź nostalgii. Wyglądała strasznie i jednocześnie tajemniczo. Była wielką zagadką, którą czuję, że niedługo rozwiąże.
-Witaj, Bello. Nie spodziewałaś się mnie chyba dzisiaj. Wiem, miałem przyjść dopiero jutro, ale nie mogłem się doczekać, aż się z tobą zobaczę. Jutrzejszy dzień będzie wspaniały, mam świetny plan. Na pewno ci się spodoba. Zaś dzisiejszy dzień był... szary. Tak, to najlepsze określenie.- zacząłem opowiadać Belli moje dzisiejsze "przygody". Po kolejnej sprzeczce z żoną, jesteśmy już pogodzeni. Jej ciągle nie pasuje, że poświęcam tyle czasu dla mojej podopiecznej, a nie dla niej czy przyjaciół. Zależy mi na niej, ale czuję wewnętrznie, że to... Jest teraz najważniejsze. Coś, co stawiamy sobie ponad miarę. Coś, dla którego jesteśmy w stanie poświecić wszystko. Od dóbr materialnych po swoją duszę. W tym momencie jest to przywrócenie do życia Belii. Tylko ja tak ją nazywam, pieszczotliwie i z uczuciem. Reszta mówi do niej po całym imieniu lub nazwisku. Tylko ja doceniam jej potencjał i wyjątkowość. Tylko ja jeden mam jeszcze nadzieję. Tylko ja! Nikt mnie nie wspiera i nie rozumie! Wszyscy są przeciwko mnie i mojej życiowej misji!
-Zostaw mnie, diable!- krzyknąłem, gdy poczułem, jak wielkie ręce łapią mnie pod pachami.
-Panie doktorze Thompson! Tu ochrona! Włamał pan się do szpitala i pokoju pani Isabelli Powell.- powiedział trzymający mnie mężczyzna.
-Nieprawda! Kłamiesz, psie! Też jesteś przeciwko mnie! Dlaczego!?- krzyczałem. Ogarnęła mną furia, zacząłem gryźć ręce ochroniarza. Nagle odzyskałem siły do walki.
-Pomoc!- krzyczał, a ja nasiliłem atak. Chciałem, aby czuł ból za zdradę. Chciałem, aby wił się po podłodze, aż przegryzę mu rękę do krwi. Niech poczuję się bezsilny, jak ja teraz gdy nie mogę wyleczyć Belli. Nagle poczułem strzykawkę zanurzającą się w mojej skórze i dodatkowe ręce mnie trzymające. Zacząłem się bardziej wyrywać, krzycząc wniebogłosy.
-Dodatkowa porcja!- krzyczał ochroniarz nade mną.
Zacząłem machać bezwładnie nogami i pluć na nich śliną. Nie zamierzałem się poddać, więc szczypałem ich. Poczułem po raz kolejny ukłucie. Nagle siły mi trochę osłabły, ale wiłem się dalej.
-Uciszcie ten krzyk! Wszyscy pacjenci dostają ataków z tego hałasu!- krzyczał jakiś doktor.
-To dajcie następną po...- miał dokończyć, ale nagle dopadłem rękami do jego twarzy i zacząłem wbijać paznokcie w jego skórę. Krzyczał z bólu, a ja się uśmiechnąłem. Nagle poczułem kolejne ukłucie, ale wstawałem już na nogi. Miałem rzucić się ze złością na kolejnego mężczyznę, ale nagle poczułem przepływający po moim ciele prąd. Bezwładnie opadłem na ziemię, zamykając oczy.
CZYTASZ
Dusza
Mystery / Thriller-Nazywa się Isabella Powell. Jest w naszym szpitalu już od czterech lat, choć sama ma ledwo szesnaście. Trafiła tu po śmierci swojej matki. Jej ojciec, szanowany prokurator, nie mógł sobie z nią poradzić. Z dnia na dzień stała się agresywna, pyskata...