4 20

114 18 3
                                    

Odgarnąłem z twarzy brązowe włosy, które zasłaniały mi widok na jezioro. Był to obraz z mojego dzieciństwa. Większość zabaw, wspomnień wiąże się z tym miejscem. Uśmiechnąłem się, tak po prostu. W tych czasach rzadko kto cieszy się z powodu małych kroków, ledwo wypowiedzianych słów.

Biegałem jak szalony, przeskakując kępy traw. Śmiałem się głośno, a inni śmiali się ze mnie. Byłem bardzo szczęśliwy, bo lubiłem to miejsce.

-David! Melanie! Jacob! Alex! Victoria! Kto ostatni na pomoście, ten stawia lody dla wszystkich!- krzyknęła Libby, biegnąc już ku celowi.

-To niesprawiedliwe! Ty wystartowałaś pierwsza, a jesteś z nas najszybsza!- odpowiedziała Victoria, już czerwona z wysiłku. Libby tylko odwróciła się, pokazała język i ruszyła dalej.

-Doganiam cię!- krzyczałem, na co dziewczyna jeszcze bardziej przyśpieszyła.

-Dzieciaki, wolniej! Wpadniecie do wody!- mówili nasi rodzice, lecz my ich nie słuchaliśmy. Bieglismy, ile mieliśmy sił w nogach. Żadno z nas nie zamierzało wydawać cennych dolarów na lody dla innych. Już miałem wskoczyć na pomost, gdy nagle poczułem, jak wpadam do wody, przygnieciony przez inne ciała. Biegnąca za mną Libby potknęła się i poleciała ze mną razem do rzeki. Melanie, Jacob i Alex nie zdążyli zatrzymać się na piasku i również jak my polecieli twarzą do wody. Tylko Victoria zdążyła i jako pierwsza, wskoczyła na kładkę, wygrywając wyścig. Zaczęła się z nas głośno śmiać.

-Nie śmiej się, tylko nam pomóż.- powiedział Alex, wyciągając rękę po dłoń dziewczyny, aby wyjść z jeziora. Lecz chłopak pociągnął mocniej Victorię i ku jej rozdzierającemu ciszę krzykowi wpadła też do wody. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać razem z dziewczyną.

-To może ja wam postawię te lody?- zapytała mama Melanie, podchodząc do brzegu. Wszyscy ruszyliśmy ku niej, chlapiąc trawę. Mama Melanie zaczęła machać gwałtownie rękami, gdy wszyscy ją przytuliliśmy.

Wiatr smagał moją twarz niczym bicz. Chwile dzieciństwa to jedne z najpiękniejszych momentów życia. Zawsze będę o nich pamiętał. Są dla mnie podporą, gdy mam gorsze dni. Takie jak te.

-Musi za to zapłacić! Ja nie dam sobą pomiatać! Nie jestem miotłą!- krzyczałem wzburzony.

-To co zrobimy? Jesteśmy jeszcze uczniami, a ona naszą nauczycielką. Nie wiem, czy możemy dużo jej zrobić.- odparł Jacob. Zastanowiłem się przez chwilę.

-Za to, że wstawiła mi złą ocenę, gdy nie odrobiłem pracy domowej, musi ponieść karę. Mam same dobre stopnie i pani Ross to wszystko zniszczyła! Ty nie wiesz, jak to jest, bo jeszcze nie oberwałeś od niej!- powiedziałem zdenerwowany.

-Co prawda, to żelki. Więc co zamierzasz zrobić?- zapytał przyjaciel. Uśmiechnąłem się, bo wpadł mi do głowy świetny pomysł.

-Coś.- odparłem tajemniczo, kierując się ku klasie.

Siedziałem cicho, wyprostowany, ledwo powstrzymując uśmiech. Widziałem, że twarz przyjaciela robi się powoli czerwona, bo próbował ukryć śmiech pod maską powagi. Gdy zobaczyłem, jak nauczycielka wchodzi do sali, kąciki moich ust uniosły się ku górze w żądnym krwi grymasie.

-Dzień dobry, dzieci.- powiedziała, a gdy odpowiedzieliśmy, usiadła na krześle przy biurku. Oczy Jacoba i za pewne też moje zabłysły nieostrożnie.

-Dziś jest wtorek, a ten dzień tygodnia, jak każdy, jest synonimem wyrażenia "sprawdzanie prac domowych". Szybko otwierajcie książki, przejdę się po klasie i sprawdzę.- odparła, powoli wstając z krzesła. Jeszcze tylko chwila...

DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz