Czułam, jak sztywnieją mi ręce, jak dreszcze biegną od stóp do głów w moim ciele. Nie mogłam się ruszyć, jakby jakiś niewidzialny ciężar trzymał mnie przy ziemi. Mimo że nie krępowały mnie pasy ani liny, ograniczał mnie mój umysł. Nie potrafiłam stwierdzić, czy czuję się dobrze czy źle, czy jest dzień czy noc, czy wolę leżeć czy siedzieć. Nie potrafiłam żyć w swoim ciele i umyśle.
-Dzień dobry. Jak samopoczucie?- usłyszałam męski głos. Rozbrzmiał w przestrzeni i odbił się od ścian, niemal wybrzmiewając podwójnie. Dźwięk unosił się przez większych przeszkód, znaczyło to prawdopodobnie, że jestem jedyną osobą poza tym mężczyzną w pomieszczeniu. Jestem sama.
-Uprzedzono mnie, że nie jesteś skora do rozmów, więc przedstawię ci tylko twoją sytuację. Jeśli mam mówić szczerze to prawie umarłaś. Nie tylko z powodu braku tlenu, ale też wyziębienia organizmu. Spedziłaś dość dużo czasu w wodzie, aby już nigdy nie obudzić się żywa albo mieć uszkodzony mózg do końca życia. Jednak dzięki losowi, który pewnego mężczyznę poprowadził w ten sam rejon lasu i o tej samej porze, co ciebie, mogłaś wyjść z tej pułapki właściwie bez większych uszkodzeń. Nic co by zagrażało twojemu zdrowiu fizycznemu. Niestety pracownicy szpitala nie spisali się w swojej pracy i zgubili twój ślad od razu na początku. W ogóle nie powinno dojść do takiej sytuacji, że pacjentkę zostawiono bez opieki, zakładając, że będzie spokojnie leżeć na łóżku po paru latach w zamknięciu. Każdy pragnie wolności i nikt nie jest tu wyjątkiem.- powiedział doktor. Ciężko było tego słuchać, momentu gdy było się krok od przejścia na drugą stronę, od śmierci. Wszystko traci sens, gdy zdajesz sobie sprawę, że mógłbyś się teraz znajdować parę metrów pod ziemią. Zakopany, martwy, aż robaki zjedzą cię do kości. Jesteśmy tylko prochem, a proch należy do ziemi.
Zatrzęsła mi się powieka. Złapał mnie skurcz w prawym ramieniu. Zęby się zacisnęły aż do bólu. Z przebitego języka zaczęła lecieć krew. Głowę rozdarł mi chaos. Wtedy ujrzałam na tle białego sufitu twarz starszego mężczyzny. Jego uśmiech był zaznaczony zmarszczkami, niebieskie oczy były schowane za krzaczastymi czarnymi brwiami. Jego długie siwe włosy spadały mu na policzki, gdy przyglądał mi się z góry. Oceniał mnie, moje zachowanie, moją duszę. Jego wzrok ślizgał się po całym moim ciele, szukając najmniejszej reakji, ale ja byłam za dobra w ukrywaniu siebie. Nawet przyglądając mi się z zaciekawieniem, nie był w stanie mnie dostrzec, ja byłam ukryta, funkcjonowałam poza moją fizyczną formą.
Wyprostował się, tak że nie mogłam go już zobaczyć, ale nadal mogłam go usłyszeć. Jego kroki dudniły, kierując się w lewą stronę. Odkręcił kran, tak że gwałtowny strumień wody popłynął wzdłuż zlewu. Umył ręce, a później wycierając o swój fartuch, usiadł na krzesło wraz z okropnym skrzypnięciem starego drewna.
-Są dwie opcje.- powiedział wraz z otwierającym się długopisem. - Z powrotem lądujesz w najbardziej strzeżonym szpitalu psychiatrycznym, z którego nie wyjdziesz przez następne kilka lat. Twoją jedyną rozrywką znowu będzie bezmyślne wpatrywanie się w przestrzeń i liczenie własnych oddechów. Znowu dostaniesz setki terapeutów, którzy będą z tobą tylko po to, aby polepszyć swój wizerunek na kartach kariery. Praca z najbardziej znaną chorą psychicznie dziewczyną, córką prokuratora generalnego robi wrażenie. Albo chwycisz się tej liny, którą zdążyłaś zrobić wraz z panem Thompsonem i starasz się wyjść z tego bagna, w którym teraz się topisz. Przez pięć lat nie wykazywałaś żadnych oznak istnienia, a w przeciągu ostatnich tygodniu napad agresji, ucieczka ze szpitala, otarcie się o śmierć w zimnej wodzie. To są postępy. Podziwiam tego mężczyznę, że po tylu latach udało mu się z ciebie wydobyć tyle działania. Gdybym mógł to bym mu pogratulował. Ale cóż, niestety, jest to niemożliwe. Ty mu podziękuj, kiedy go spotkasz.
David żyje? Czy David naprawdę żyje? Czy on żyje? Myśli kołatały mi się w głowie. Głowa była za mała, aby pomieścić mój rozgrzany do czerwoności umysł. Nagle poczułam, że się ruszam. Moje plecy wyprostowywały się, mimo braku mojej woli. To mężczyzna wciskał przycisk podnoszący moje oparcie. Po chwili moja głowa była na równi z jego. Patrzył się na mnie wnikliwie, oczekując mojej reakcji. Ja natomiast patrzyłam się w pojedynczy promień słońca, który przecinał pomieszczenie. Był ranek, nowy początek.
-Odpowiedz mi. Nie, odpowiedz sobie, czego tak naprawdę chcesz.
Słowa zawisły w powietrzu. Doktor wyszedł po chwili, cicho zatrzaskując drzwi. Dzień był taki piękny, światłość oświetlała cały pokój. Śpiewały ptaki, gałęzie drzew dudniły monotonnie w okno.
-Zabierzcie ją.- usłyszałam głos doktora za drzwiami.- Jest w zupełności zdrowa, nie ma już żadnych niepokojących, fizycznych objawów, nie ma potrzeby trzymania jej w tej placówce. Powinno się dla niej gdzieś indziej znaleźć miejsce. Jeszcze porozmawiam na ten temat z jej ojcem, ale myślę, że możecie powoli ją zbierać do wyjścia. Do widzenia.
Drzwi się otworzyły. Usłyszałam podwójne kroki, które zbliżały się do mojego łóżka. Zobaczyłam dwóch młodych chłopaków, którzy przygotowywali łóżko na noszach. Podpinali pasy, sprawdzali zabezpieczenia. Znajomy dźwięk metalu rozbrzmiał w moich uszach. Wszystkie włosy stanęły mi dęba.
-Hej, Scoot, pójdę tylko po skierowanie do doktora i możemy ją zabierać. Wrócę za chwilę.- powiedział wysoki chłopak, a ten drugi niższy tylko skinął głową. Natychmiast wyszedł, a ja zostałam z nim sama. Chłopak podszedł ostrożnie do mojego łóżka. Patrzył się na mnie ciągle, widziałam jego podniecenie.
-Isabella Powell. Największa wariatka, o jakiej w życiu słyszałem.
Dzień był taki piękny.
Natychmiast spojrzałam na niego. Spokój w jego oczach ustąpił przerażeniu. Chwyciłam jego głowę w obie ręce, powoli wbijając kciuki w jego oczy. Nawet nie zdążył krzyknąć, gdy kolanem uderzyłam go w szczękę. Chwilowo go zamroczyło, co pozwoliło mi wstać z łóżka i pobiec w stronę okien. Pociągnęłam za klamkę, zamknięte. Niewiele myśląc uderzyłam ręką w szybę. Szkło rozbrysło się na wszystkie strony, raniąc mi ciało, jednak ból dawał mi siłę i trzeźwość myślenia. Już miałam skoczyć z okna, nawet nie patrząc, które to piętro, wszystko było lepsze od życia w zamknięciu, gdy poczułam rękę na mojej kostce.
-Nie, nie uciekniesz!- krzyczał, powoli wspinając się po mojej nodze. Patrzyłam w jego szeroko otworzone, przekrwione oczy. Plunęłam krwią prosto w nie.
Wyrwałam się i skoczyłam. Poczułam, jak moje włosy odrywają się od moich pleców, jak moja koszula podrywa się w górę. Leciałam, byłam ptakiem, który wyrwał się z uwięzi. Słowikiem, który znowu może znowu śpiewać.
Wylądowałam twardo na ziemi. Ból przeszył moje nogi, ale nie nie umożliwił mi biegu.
Byle przed siebie, byle jak najdalej. Byle przed siebie, byle jak najdalej. Byle przed siebie, byle jak najdalej.
Dotarłam pod bramę. Była wysoka na kilka metrów i zamknięta. Nie było możliwym się po niej wspiąć, ani jej przeskoczyć. Musiałam pomyśleć. Wtedy zobaczyłam z oddali jadący samochód. To moja jedyna szansa. Schowałam się za drzewami, czekając na pojazd. Krem szumiała mi w uszach, byłam pochłonięta wizją wolności. Nie byłam w stanie usiedzieć w miejscu, przez tyle lat tłumione emocje wydostawały się wreszcie na zewnątrz. Brama się otwierała, a gdy tylko zobaczyłam kilku centymetrową szczelinę natychmiast wyszłam z ukrycia.
-Co to ma być!?- krzyczał mężczyzna z samochodu. To był doktor. Wytrzeszczył na mnie oczy, chyba nie wierząc w to, co widzi. Wątpił we mnie, zresztą jak cały świat. Gdy on wysiadał z pojazdu, ja już biegłam wzdłuż ogrodzenia. Nie byłam w mieście, ale widziałam w oddali kilka domów, nie było to kompletne pustkowie. Nadzieja wypełniała mnie całą, skręciłam za róg i tak straciłam mężczyznę z oczu i on stracił mnie. Teraz nikt mnie nie znał, nawet ja. Wdychając jakby nowe powietrze, wiedziałam, że to moja nowa szansa. To jestem właśnie ja. Bez kajdan, bez kontroli. Nigdy słaba, nigdy do złamania, lecz niepokorna.
CZYTASZ
Dusza
Mystery / Thriller-Nazywa się Isabella Powell. Jest w naszym szpitalu już od czterech lat, choć sama ma ledwo szesnaście. Trafiła tu po śmierci swojej matki. Jej ojciec, szanowany prokurator, nie mógł sobie z nią poradzić. Z dnia na dzień stała się agresywna, pyskata...