6 27 24 30 1

131 27 9
                                    

Próbowałem, jak najciszej zamknąć drzwi, lecz niezwykle czułe na najmniejsze dźwięki uszy Sophie wyłapały stuk moich kroków, jak wchodziłem do pokoju. Po chwili stała przede mną ubrana w niebieską, długą koszulę nocną, z poczochranymi włosami i zaspanymi oczami. Patrzyła się na mnie troskliwie, rozdarta pomiędzy cieszeniem się, że wreszcie wróciłem czy nakrzyczeniem, że tak późno się zjawiłem.

-Czy wiesz, która jest godzina, Davidzie Thompsonie?- zapytała nadzwyczaj spokojnie.

-Yyyy... Dziesiąta?- odpowiedziałem niezbyt przekonująco, bo wiedziałem, że jest jeszcze później.

-Dziesiąta? Pomyliłeś się o pięć godzin! Dochodzi trzecia nad ranem! Czy raczysz mi wytłumaczyć, co ty robiłeś przez tyle godzin? Terapia przecież skończyła się wpół do szóstej, od tego czasu minęło dziewięć i pół godziny. Ja nie wiedziałam, co się z tobą dzieje, tak się martwiłam. Myślałam, że już ci coś zrobili, miałam w głowie najgorsze scenariusze. Jak przez ten czas bawiłeś się w jakimś klubie, to...- nie dokończyła swojej groźby, bo zaniosła się niepohamowanym płaczem, jak wziąłem ją w ramiona i zacząłem składać uspakajające pocałunki na jej włosach.

-Spokojnie, kochanie. Nic się nie stało, wróciłem. Nie ma co nad tym rozmyślać. Idę spać jestem bardzo zmęczony.- odparłem i skierowałem się w stronę sypialni, zostawiając żonę samą w korytarzu.

* * * * * * * *

Otworzyłem oczy. Powieki były takie ciężkie, że miałem ochotę znów je zamknąć i jeszcze trochę pospać. Nadal zmęczony mimo kilkugodzinnego snu rozejrzałem się po pomieszczeniu. Promienie porannego słońca wlewały się do pomieszczenia przez białą zasłonę. Oświetlały swym blaskiem moje biurko, na którym leżała sterta papierów i książek. Niedaleko na ścianie wisiał duży telewizor, a pod nim stała komoda z wszystkimi wysuniętymi szufladami. Z nich wystawały różne ubrania, widocznie Sophie szukała dzisiaj rano stroju i postanowiła urządzić bitwę o jak najlepszy "komplecik". Oczywiście, kto to później musiał sprzątać... Moja żona była okropną bałaganiarą, zaś ja dokładnym perfekcjonistą, wszystko musiało być idealnie posprzątane i na swoim miejscu. Czasem śmiejemy się, że w naszym małżeństwie to ja jestem żoną, a ona mężem. Dalej stała ogromna szafa z dużym lustrem, a obok niej biała toaletka Sophie. Przy łóżku stały dwie małe szafki, na których stały kremowe lampy i jeden mały staromodny budzik. Nad naszym łóżkiem wisiało zdjęcie oprawione w ramę z naszego ślubu. Byłem na nim ja z żoną na rękach z tłem w postaci naszego wesela. Goście z tyłu bawili się, popijając wino i bawiąc się w najlepsze w otoczeniu zieleni pięknego ogrodu. Najbardziej jednak uwagę przykuwaliśmy my - zakochani, świeży małżonkowie, wpatrzeni w siebie z miłością. Nawet nie pamiętam, jak fotograf robił nam to zdjęcie. Pewnie byliśmy zbyt zajęci naszym szczęściem, aby to zauważyć. Odkryliśmy je dopiero, jak chcieliśmy wywołać zdjęcia. Od razu postanowiliśmy, że to będzie nasz główna fotografia ze ślubu.

Wstałem z trudem z łóżka. Miałem na sobie to co wczoraj, czyli czarne dżinsy, szarą koszulkę i ciemną marynarkę. Nawet butów nie zdjąłem, od razu położyłem się spać. Wczoraj postanowiłem się przejść po mieście przy słabym świetle gasnących lamp. Chciałem uporządkować sobie sprawy z moim życiem, a szczególnie tym zawodowym. Prawdę mówiąc, miałem dużo pomysłów na leczenie Belli, ale jak na razie żaden nie był dobry. Żadnej poprawy, czułem się już powoli pokonany. Byłbym w stanie obciąć sobie rękę, byleby odkryć ten złoty środek. Przegrana jednak nie leżała w mojej naturze.

Wszedłem cicho do kuchni. Sophie siedziała przy stole, jedząc kanapki z awokado i czytając wczorajszą gazetę. Jak usłyszała moje kroki, na sekundę podniosła wzrok, aby później znowu wrócić do lektury.

-Dzień dobry, Davidzie.- powiedziała neutralnie, jednak czułem, że jeszcze jest na mnie trochę zła. Jak ona postanowiła zignorować swój gniew, to ja też.

-Dzień dobry, Sophie.- odparłem i usiadłem przy stole, robiąc sobie kanapki z szynką.

-Wiesz, że nasza partia w sondażach uzyskuje całkiem duże poparcie?- zapytała ze spokojem. Sophie zawsze zaczyna mówić o polityce, gdy nie wie, od czego zacząć rozmowę.

-Teraz wiem.- odpowiedziałem.

Przez chwilę zapadła cisza, ale nie na długo. Po chwili Sophie się odezwała.

-Może to uczcimy i wybierzemy się z przyjaciółmi na kolację do restauracji? Ostatnio wybudowali nową na rogu, niedaleko od nas. Moglibyśmy się tam wybrać. Co ty na to?

Chyba nie będzie zadowolona z odpowiedzi.

-Kochanie, mam niestety dużo pracy. Mam pacjentkę, muszę się ją zająć.- odparłem.

-Ale masz przecież wydzielone na nią godziny, więc...

-Nie. Dla mojej pracy poświęcam każdą sekundę mojego życia.- stwierdziłem z pewnością.

Sophie spuściła głowę. Widać, że bardzo tego chciała i była pewna, że tam pójdziemy. Chciałem ją pocieszyć. Złapałem ją za rękę, po czym podniosła na mnie wzrok.

-Jeszcze kiedyś pójdziemy, obiecuję.- powiedziałem. Chciałem szczęścia mojej żony, lecz niekiedy jest coś jeszcze, równie ważnego. Coś często trzeba poświęcić, aby mieć coś innego.

DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz