Rozdział I

5.1K 328 36
                                    

- John... 

Sherlock wszedł do salonu. Zobaczył stojącego do niego tyłem Johna, wyglądającego przez okno. Wiedział, że jego ukochany jest na niego wściekły, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że aż tak.

- Nie, Sherlock, nie chcę słuchać kolejnych twoich kłamstw.

- John... Ja musiałem... Ja...

Blondyn odwrócił się od okna i w trzech krokach był już przy Sherlocku. W jego oczach detektyw mógł zobaczyć jedynie wściekłość połączoną ze smutkiem.

- Co musiałeś?! Co ty do jasnej cholery musiałeś?! Jedyne co musiałeś to zaspokoić swój głód narkotykowy!

- John, kochanie...

- Zamknij się w końcu! Mam już tego serdecznie dość! Myślałem, że odkąd jesteśmy razem, zrezygnowałeś z tego świństwa! Myślałem, że pomogłem ci z tego wyjść. – w jego oczach pojawiły się łzy, a głos się lekko załamał – Ale widzę, że jednak narkotyki są dla ciebie ważniejsze ode mnie.

Minął go, chcąc wyjść jak najszybciej z mieszkania. Często tak robił, gdy kłócił się z Sherlockiem. Kłócili się głównie wtedy, kiedy prowadzili jakąś sprawę i ich poglądy bardzo różniły się od siebie. Teraz najważniejszą sprawą dla Johna była sytuacja Sherlocka. Za wszelką cenę chciał pomóc swojemu ukochanemu w walce z uzależnieniem, ale jak widać, nie udało mu się. Już chwytał za klamkę, kiedy długie ramiona detektywa złapały go i odwróciły w taki sposób, by mógł spojrzeć mu w oczy.

- John, ja musiałem to zrobić, żeby rozjaśnić umysł. Ta ostatnia sprawa tego wymagała. Naprawdę, uwierz mi... proszę. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał. – wlepił w blondyna swój błagalny wzrok, ale Watson tylko spojrzał na niego wzrokiem pełnym pogardy. Wyrwał się z objęć ukochanego i wybiegł z 221B.

Szedł szybkim krokiem w stronę parku. Kiedy już się w nim znalazł, usiadł na jednej z ławek, schował twarz w dłoniach i zwyczajnie rozpłakał się. Nie mógł już tłumić swoich emocji. Tak bardzo chciał się dowiedzieć, w jaki sposób może pomóc brunetowi. Odwyk nie wchodził w grę. Wiadomo było, że Sherlock nie lubił szpitali i nie wytrzymałby w takim miejscu chociażby jednego dnia bez żadnej sprawy do rozwiązania. 

Może Mycroft...- pomyślał, ale to też nie był dobry pomysł. 

Sherlock nie był z nim w zażyłych stosunkach, a John nie chciał, aby starszy Holmes miał pociechę z sytuacji młodszego brata. Siedział tak na tej ławce i myślał. W końcu wpadł na jedyny pomysł, który powinien, a raczej musi zadziałać na Sherlocka. 

Ultimatum.     

Tak bardzo żałuję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz