Rozdział VI

2.6K 238 134
                                    

Hej, hej, hej robaczki <3 Pomyślałam sobie, że ładna dzisiaj pogoda, mam wspaniały humor to czemu by nie wstawić nowego rozdziału dla Was? :D

A u Was jaka pogoda? Jaki humor?

Miłego czytania <3

***

Na Baker Street, po kilkunastu dniach okropnej pogody, nareszcie nastał słoneczny dzień. Słońce leniwie przesuwało się wzdłuż murów budynków, okalając je ciepłym, wiosennym światłem. W mieszkaniu Sherlocka, detektyw od samego rana, czyli od godziny szóstej, chodził w tę i z powrotem, zastanawiając się czy przypadkiem Greg o nim nie zapomniał przy rozwiązywaniu spraw. Strasznie się nudził, od tygodnia nie dostał żadnej wiadomości od niego. Nie mógł sobie znaleźć miejsca. Leżał na kanapie, siedział w fotelu, strzelał do uśmiechniętej minki na ścianie, ale nic nie pomagało zabić nudę. Około godziny dwudziestej, Sherlock nie wytrzymał i chwycił komórkę. W tym samym momencie policjant wbiegł do 221B.

- Witaj Gavin. Powiedz, że coś masz. Umieram z tych nudów. - nie dał poznać po sobie, jak bardzo ucieszył się z jego wizyty.

- Czy ty nigdy nie nauczysz się, że mam na imię Greg? Takie proste, jednosylabowe imię - Greg.

- Dobra, mniejsza z tym. Jeżeli już przyszedłeś, to może oznaczać dwie rzeczy. Albo Mycroft wysłał ciebie, abyś sprawdził co u mnie słychać i trochę tu „powęszył", albo masz jakąś niezwykle trudną sprawę do rozwiązania i bez mojej pomocy sobie nie poradzisz. Obstawiam opcję numer dwa. Mycroft ma tutaj wszędzie zainstalowane kamery, nie potrzebowałby specjalnie ciebie wysyłać, jeżeli by chodziło tylko o moje zdrowie psychiczne i fizyczne. - powiedział wszystko na jednym wdechu i uśmiechnął się sztywno do policjanta.

- Masz rację, jest sprawa. Mężczyzna, 42 lata, kucharz. Z zeznań jego bratanka wynika, że przed śmiercią spotkał się ze znanym krytykiem kulinarnym. Pokłócili się. Bratanek nie mówi po angielsku, więc nie zrozumiał o czym się kłócili. Wszystkie dowody wskazują, że został otruty ale - zrobił krótką pauzę - kolację przygotował sam. Myślałem nad różnymi opcjami wyjaśnienia tego, ale żadna nie ma sensu. Poddaję się i liczę na pomoc z twojej strony. Moi ludzie są już na miejscu, zbierają ślady i...

- Na miejscu jest Anderson? - zapytał detektyw, wchodząc w słowo Gregowi.

- Oczywiście, że jest. On też pracuje w policji i ma prawo być na miejscu zbrodni.

- Ja bym z tym polemizował. Za każdym razem, kiedy Anderson pojawia się na miejscu zbrodni, zaniża IQ całej ulicy. Naprawdę, nie wiem co on jeszcze robi w policji.

- Sherlock, błagam, przestań już narzekać na niego i chodź, jedziemy na miejsce.

- Mogę jeszcze ponarzekać na Sally...

- SHERLOCK!!!

- No dobra, uspokój się. Jezu, jak mój brat to robi, że jeszcze się nie pokłóciliście i nie zerwaliście?

- Mamy swoje sposoby. - nastała niezręczna cisza. 

Greg nie chciał kontynuować tego tematu. Dobrze wiedział, że jego związek z Mycroftem już wystarczająco przypominał Sherlockowi czasy, kiedy był z Johnem. Nie chciał rozdrapywać starych ran. Razem ze starszym Holmesem próbowali nie okazywać sobie czułości, gdy w pobliżu był brunet. Wydawało im się, że Sherlock już zaakceptował swoją przyszłość bez blondyna, jednak nie chcieli dodawać mu więcej bólu, niż zaznał do tej pory.

- Halo, Greg. Jedziemy czy będziesz tutaj tak stał?

- Tak, tak jedziemy. - uśmiechnął się ciepło do detektywa, co ten zaraz odwzajemnił.

Tak bardzo żałuję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz