Rozdział VII

2.2K 236 88
                                    


Majówka coraz bliżej :D (właściwie to już się zaczęła :P ).

Bardzo ale to bardzo chciałabym podziękować mojej stałej czytelniczce LovettQueen. Dziękuję <3 <3

Z całego serducha chciałabym przeprosić Was za tak krótki rozdział ale to był ten czas kiedy moja wena postanowiła zrobić sobie wolne :( Od razu ostrzegam, że następny też będzie krótki :(

Mam nadzieję, że mi wybaczycie, robaczki <3

Miłej lekturki <3

***

- Sherlock, zaczekaj. - Greg pobiegł za detektywem, bojąc się, że coś głupiego może mu przyjść do głowy.

Mycroft mnie zabije... - pomyślał.

Gdy dobiegł na miejsce, zobaczył Holmesa, stojącego z czołem przytkniętym do ściany i zamkniętymi oczami. Oddychał ciężko i nierównomiernie. Od razu zauważył, że brunet jest załamany. A było już tak dobrze z nim...

- Sherlock? Nie myśl o nim, nie warto...

- Nie myślę o nim. Nic, a nic. Po prostu nie mogę uwierzyć, że tak szybko o mnie zapomniał. - odwrócił się twarzą do Lestrade'a, w jego oczach policjant mógł dostrzec jedynie pustkę - Już uspokoiłem się, możemy iść do Brackmana. - znowu przybrał swoją maskę obojętności.

- Chyba ciebie do reszty pogięło! Nigdzie nie idziemy, kończymy na dziś. Jutro sam pojadę do niego i załatwię sprawę.

- Czemu nie chcesz dzisiaj tego załatwić? Od jego zeznań zależy to, jak szybko znajdziemy haka na Berettiego. Nic mi nie jest, naprawdę.

- Powiedziałem, kończymy na dziś! Nie będę tam wracał z tobą, bo nie chcę, abyś cierpiał bardziej, niż w tym momencie! Jedziesz do nas i nie chcę słyszeć żadnych "ale", jasne? Mycroft nie pozwoli, żebyś został sam na Baker Street.

- Jest jeszcze pani Hudson...

- Pani Hudson nie będzie z tobą siedzieć przez cały czas!

- A wy może tak?! Nie jestem dzieckiem, umiem o siebie zadbać! Mogę ciebie i Mycrofta zapewnić, że nic sobie nie zrobię! ON nie jest tego wart! - krzyknął, podkreślając ostatnie zdanie - Poza tym, po dzisiejszej sytuacji nie mógłbym na was patrzeć.

Greg słuchał go, bijąc się z własnymi myślami. Z jednej strony doskonale rozumiał detektywa; gdyby sam był w takiej sytuacji, też nie chciałby widzieć szczęścia innych, ale z drugiej strony wiedział, że gdy starszy Holmes dowie się, co wydarzyło się w restauracji, będzie miał do niego pretensje, że nie zabrał Sherlocka ze sobą.

- Doskonale cię rozumiem, ale zrozum też mnie. Mycroft będzie wściekły, gdy dowie się o Johnie i o tym, że puściłem ciebie samego do domu. - Sherlock przewrócił oczami ze zniecierpliwienia.

- Dobra, pojadę z tobą, wyjaśnię wszystko mojemu braciszkowi i wrócę do siebie, dobrze? Nie chcę ryzykować, że przez moje zachowanie rozwalę i wasz związek.

- Sherlock, przestań tak mówić. To jest zarówno twoja, jak i jego wina. Tak, JEGO wina. On też jest temu winien. Powinien być teraz przy tobie i wspierać, jak na narzeczonego przystało, a co on robi? Siedzi teraz z tą blondyną cały szczęśliwy. Powiedz, zauważył ciebie? - detektyw pokiwał głową twierdząco - No i gdzie on teraz jest? Nawet się nie zainteresował, dupek. Wielki pan doktor oświadczył się; chciał za ciebie wyjść; pieprzył, jak bardzo kocha bla, bla, bla. Wiesz co? Prawdę mówiąc, nigdy na ciebie nie zasługiwał.

Sherlock stał oparty o ścianę i przysłuchiwał monologowi Lestrade'a. Wiedział, że mężczyzna ma rację. Wiedział też, że dla własnego dobra musi zapomnieć o Johnie Watsonie. 

Tylko istniał mały problem. 

Jak tu zapomnieć tych pięknych, niebieskich oczu, które wpatrywały się w niego jak w obrazek; piaskowych włosów, miękkich jak jedwab; ust miękkich i słodkich, od dotyku których nogi się same uginały. No jak?

- Chodź, jedźmy do domu. Nie chcę się z nimi minąć. Byłoby trochę... niezręcznie. - uśmiechnął się lekko pod nosem.

- Dzięki, stary. Ratujesz mi życie w tym momencie. - poklepał go po ramieniu.

Wsiedli do taksówki i pojechali do rezydencji Mycrofta. Gdy ten dowiedział się o zaistniałej sytuacji, chciał za wszelką cenę zatrzymać brata, lecz ten nie chciał się zgodzić, powtarzając to samo, co powiedział Gregowi. Po kilkunastu minutach proszenia na zmianę z grożeniem, Sherlock zgodził się spędzić jedną noc u brata i jego narzeczonego. Mycroft odetchnął z ulgą, wiedząc, że od teraz będzie musiał skupić całą swoją uwagę na brunecie. W głębi serca starszy Holmes bardzo bał się o zdrowie i życie młodszego brata. Czuł się odpowiedzialny za rozpad związku Sherlocka, w końcu nie dotrzymał obietnicy danej Johnowi.

***

Jeżeli podobał się Wam rozdział (nawet taki krótki) to zapraszam do komentowania oraz oceniania :D

W ramach rekompensaty jutro wstawię ten drugi krótki rozdział :*

Tak bardzo żałuję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz