Rozdział 9

427 55 5
                                    

Perspektywa Kastiela:

Minęła godzina od kont karetka zabrała Nataniela i Kentina do szpitala. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, liceum już nie jest bezpieczne. W każdej chwili ktoś może zostać zaatakowany, z rozmowy pana Frazowskiego i Dyrektorki zrozumiałem, że połowa naszej klasy wypisała się. Gdyby moi rodzice tu byli, też bym się wypisał, bo nie mam zamiaru zostać zabity w szkolnym kiblu!

-Kastiel wszystko w porządku? - Usłyszałem łagodny głos Lysandra, który usiadł koło mnie. Spojrzałem na niego i podrapałem się po karku.

- Tak chyba... Nie wiem.  Wszystko się za szybko dzieje... Śmierć Su, atak na Kentina i... Nataniela. - Przyjaciel przytulił mnie po przyjacielsku, nie lubię jak ktoś mnie tuli, lecz teraz to było mi potrzebne... Świadomość, że ktoś przy mnie jest, mimo całego piekła dziejącego się wokół nas.

-Nie martw się, policja znajdzie sprawce odpowiedzialnego za to wszystko.- Po kilku minutach odsunąłem się  i opuściłem wzrok.

- Słyszałeś o tym, że połowa naszej klasy się wypisała?

-Tak, właściwie chciałbym z tobą o tym porozmawiać... Ja też się wypisałem. Moi rodzice powiedzieli, że tak będzie najlepiej...

-Ty teraz nie mówisz na poważnie, prawda?

- To prawda, od dzisiaj nie jestem licealistom ze Słodkiego Amorisu. Wybacz Kas, muszę teraz odejść... - Wstał i zostawił mnie samego, przez chwilę wpatrywałem się w ścianę, która była naprzeciwko mnie. Z moich oczu popłynęły łzy, czyli od dzisiaj jestem sam? Po krótkim zastanowieniu przypomniałem sobie o osobie, z którą ostatnio się pogodziłem... Przecież Nataniel jest w szpitalu! Cholera!

Perspektywa Nataniela:

Ciemność otacza mnie, jak wąż swoją ofiarę, którą za chwilę zaatakuje i pożre. Na szczęście w moim przypadku nikt mnie nie zje... Chyba.

Po chwili poczułem czyjąś ciepłą dłoń na ręce, wzdrygnąłem się. Gdy przyzwyczaiłem oczy do światła, ujrzałem Kastiela... Widząc jego lekko uśmiechniętą twarz, zarumieniłem się, co on tu robi? Gdzie jesteśmy?

- Wreszcie się obudziłeś.

-Yhm... Gdzie jesteśmy?

- W szpitalu, leżysz tu od dwóch dni. Przeciwieństwie do Kentina masz o wiele więcej szczęścia.

-Nie rozumiem...- Czerwonowłosy westchnął i powiedział niechętnie.

-Ken nie żyje... Albo ktoś go powiesił, albo popełnił samobójstwo.Pamiętasz, kto cię zaatakował? - Po chwili przypomniałem sobie, co się stało. To ja zabiłem bruneta, nikt nie może się dowiedzieć.

-Nie, wszystko działo się szybko... - Z moich oczu popłynęły wymuszone łzy. Szarooki przytulił mnie i wyszeptał:

- Spokojnie, nie płacz. Teraz jesteś bezpieczny.

Ehem, ehem... Powiem wam coś w sekrecie... zrąbałam trochę ten rozdział ;-;

Well... Nathaniel  Kill my! pleas! xD

You will be mine...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz