Rozdział 11

357 50 7
                                    

Perspektywa Kastiela:

Po otrzymaniu dokumentów i wypisu blondyna ruszyliśmy do butki z lodami, która była naprzeciwko szpitala. Stanęliśmy przed ''menu'', niby mała butka, a jedna ma dużo propozycji. Spojrzałem na żółtookiego i zapytałem: 

- Jaki smak lodów wybierasz?

-Hmm... Niech będą śmietankowe. - Uśmiechnął się prześlicznie, wyciągnął swój portfel ze spodni, a ja od razy go schowałem. 

- Zapłacę za to.

-N-nie musisz.

-Ale chce. - Chłopak pokręcił głową. Zamówiłem lody, po czym usiedliśmy na ławce. Nie mogłem przestać na niego patrzeć, wygląda interesująco jak je lody... Dziwnie to brzmi. Nataniel spojrzał na mnie, natychmiast obróciłem głowę  w innym kierunku.

-Mam coś na twarzy?

-Emm nie, nie masz.- Cholera! Czuje, jak na mojej twarzy pojawia się rumieniec. Muszę na niego nie patrzeć, inaczej na pewno się domyśli, że ja go...

- Kas mam do ciebie prośbę, mógłbyś przekazać Lysandrowi, że w środę muszę się z nim spotkać?

- Lysandra już nie ma. Wyjechał na wieś. - Na twarzy blondyna zawitało zdziwienie. Teraz pewnie białowłosy siedzi w samolocie, już go nie zobaczę. Nie mogę już o nim myśleć, zostawił mnie, nie pozwalając mi cokolwiek powiedzieć. Westchnąłem, poczułem, jak do moich oczu napływają łzy. Szybko wytarłem powieki, by żółtooki nie zauważył.

-Coś się stało?

-Nie, po prostu... Kuźwa jeżdżą tymi samochodami i piasek wpadł mi do oczu! Czy oni nie mogę jeździć wolniej? - Nataniel zachichotał, stanął przed de mną i uniósł mój podbródek.

- W takim razie pomogę pozbyć się nieproszonych gości z twoich oczu. - Wyciągnął chusteczki ze spodni i delikatnie gładził moją powiekę. Jedna z jego dłoni oplatała mój policzek, jest bardzo ciepła i taka delikatna...

-Gotowe. - Odsunął się i podrapał swój kark.

-Emm dzięki. Wiesz... Robi się późno, może odprowadzę cię do domu?

-N-nie musisz.

-A jeśli znowu ktoś cię zaatakuje? Nie marudź.- Wstałem i ruszyliśmy w stronę jego domu. Przed jego mieszkaniem Nat stanął przed de mną i opuścił głowę.

-Dzięki za dzisiejszy dzień, było fajnie. - Wyszeptał. Zbliżyłem się, unosząc jego podbródek.

-Nie musisz dziękować. - Zamknąłem oczy i go pocałowałem. Gdy blondyn uchylił ust, wsunąłem do jego warg język padając jego podniebienie. Chłopak cicho westchnął, pewnie mu się podoba. Odsunąłem się od niego, odzierając nasze usta.

- Muszę już iść, przyjdź do mnie. Będę czekać. -Nie czekając na jego odpowiedzieć, ruszyłem do swojego domu.

You will be mine...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz