Dzień 11

392 38 3
                                    

Po wczorajszym treningu rudowłosa ledwo mogła zwlec się z łóżka. Bolały ją wszystkie mięśnie, znalazło się nawet kilka takich, o których istnieniu nigdy wcześniej nie miała pojęcia.

– Jak ci się spało? – Zapytał ją Sebastian gdy weszła do kuchni. Obrzuciła go morderczym spojrzeniem (a przynajmniej miała nadzieję, że takie ono było).

– Nawet sobie nie żartuj. – Warknęła. – Bolą mnie wszystkie mięśnie i czuję się jak kaleka.

Chłopak parsknął śmiechem i podszedł do niej. Nie miała nawet sił na to, by się odsunąć. Lekko chwycił jej rękę i wyciągnął swoją stelę. Wzdrygnęła się.

– Spokojnie, chcę tylko narysować ci iratze. No chyba, że wolisz zrobić to sama. – Przez chwilę się wahała, nie wiedziała, czy może mu zaufać, jednak w końcu kiwnęła głową i pozwoliła mu narysować runę. Gdy skończył, ból w mięśniach zelżał, a ona niemal natychmiastowo poczuła się lepiej.

– Dzięki. – Wymamrotała. – Co dzisiaj robimy?

– Poza treningiem?

– Nie ma mowy. – Przerwała mu, zanim zdążył dokończyć. – Mam już dość treningów na całe życie.

Uniósł kpiąco brew.

– Och naprawdę? Czyli mam rozumieć, że planujesz pozostać przyziemną i żyć sobie w swoim marnym świecie jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło?

– Nie powiedziałam tego...

– Ale dokładnie tak jest – tym razem to on jej przerwał. – Jeśli nie trenujesz, nie możesz zostać oficjalnie nocnym łowcą. Jeśli nim nie będziesz, niestety, ale musisz porzucić swoich przyjaciół z Nowego Jorku i przestać się zadawać ze złotym chłopcem, ponieważ Clave jest ślepo zapatrzone w swoje durne zasady. Nie patrz tak na mnie – dodał widząc jej zaskoczoną minę. – Twarde prawo, ale prawo i nie chce mi się wierzyć, by wszyscy z nowojorskiego instytutu zaryzykowali swoje znaki po to, by móc się z tobą zadawać.

– Nie wiedziałam o tym. – wymamrotała.

– Więc pozwól mi się trenować.

– Dlaczego tak na to nalegasz?

– Ponieważ... – nachylił się do niej tak, że ich oddechy się mieszały. Nie miała odwagi się cofnąć, ponieważ chciała usłyszeć odpowiedź. – Ponieważ droga Clarisso, czy tego chcesz, czy nie, jesteś nocnym łowcą. Córką Valentine'a - Clary skrzywiła się na wspomnienie ojca. Ten człowiek nigdy nie będzie dla niej ojcem. - Jesteś Morgensternem. A Morgensterni się nie poddają i nie są bezbronni, czy słabi. Ponieważ mogę nauczyć cię o wiele więcej niż jakikolwiek inny łowca na świecie. Tak więc powiedz mi: naprawdę zamierzasz nadal być tylko głupią przyziemną? Czy może jednak pozwolisz, bym wytrenował cię na doskonałą nocną łowczynię?

 Kiedyś zapewne parsknęłaby i powiedziała, że ma zbyt wybujałe ego, jednak po tym wszystkim... za każdym razem gdy widziała jak walczy, widziała jego ruchy... dostrzegała to wszystko, co zmieniła w nim jego krew. Jonathan Morgenstern był najpotężniejszym nocnym łowcą ich czasów. Nie znała dobrze historii swojej rasy, jednak pokusiłaby się o stwierdzenie, że jej brat był najsilniejszym nocnym łowcą w ogóle.

Brat. Czy właśnie nazwała go bratem? Na to wygląda. I o dziwo, w cale jej to nie przeszkadzało. Co więcej, było powodem, dla którego powiedziała

– Zgoda.


Dary anioła - 30 dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz