Dzień 14 [cz.2.]

378 40 8
                                    

– Co się stało? - zapytała Sebastiana, który stał odwrócony do niej tyłem. Zamarł, by po chwili kontynuować coś. Podeszła do niego niepewnie i wciągnęła powietrze z sykiem. Cholera jasna.

– To tylko draśnięcie - mruknął wyrywając kolec ze swojego ramienia, a krew trysnęła nowym strumieniem. Powstrzymała wzdrygnięcie się.

 Jego ręka... na anioła, wyglądała, jakby wylądowała w paszczy demona. Zostały mu jeszcze dwa kolce. Lub też zęby. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Napiął mięśnie i szarpnął za kolejne ciało obce, krzywiąc się. Powstał przy tym dźwięk podobny do mlaśnięcia. Zrobiło jej się niedobrze. Kiedy wyciągnął ostatni kolec, sięgnął do pasa po swoją stelę i wyciągnął ją. Miał jednak ręce całe śliskie od krwi, a ta wyśliznęła mu się z dłoni i spadła na podłogę. Podniosła ją.

– Pomogę ci - powiedziała, a on bez słowa wyciągnął w jej stronę zranioną rękę. Dotknęła delikatnie miejsca powyżej rany i odgarnęła jakieś włosy. – Jesteś pewien, że nie trzeba tego najpierw odkazić? - zapytała niepewna. Parsknął.

– Nie. I jeśli jesteś zbyt delikatna, to po prostu mi daj tą stelę, poradzę sobie. - Z jakiegoś powodu poczuła się urażona.

Bez słowa uniosła dłoń i narysowała mu iratze, a potem jeszcze jedno. Patrzyła jak rana stopniowo zaczyna się zmniejszać, a potem zasklepiać, by wreszcie pozostało po niej tylko zaczerwienienie i kilka małych, białych, lekko wypukłych plamek.

– Zostaną ci blizny - oznajmiła, na co wzruszył ramionami.

– Nie pierwsze i nie ostatnie. Życie nocnego łowcy to pasmo blizn i ran. - Od razu pomyślała na bliznach na jego plecach. Coś ścisnęło ją za gardło.

Nie wiedziała jak na to odpowiedzieć, więc nie powiedziała nic. Patrzyła jak obmywa ręce, a potem twarz i wyrzuca do kosza resztki demona. W końcu odwrócił się w jej stronę i zamarł w pół kroku. Popatrzyła po sobie i oblała się rumieńcem. No tak. Miała na sobie połyskującą halkę i koronkową bieliznę. Czuła, że robi się czerwona jak burak.

– Ugh. Idę spać. Zrób sobie coś na śniadanie - wymamrotał Sebastian i wyszedł z pomieszczenia.

Kiedy tylko wyszedł po schodach i zniknął jej z oczu, wypuściła drżący oddech. Odczekała jeszcze chwilę, a potem szybko pobiegła do siebie, żeby się przebrać. Przez długi czas rumieniec nie schodził z jej twarzy.

**************************************************
Niespodzianka ;) Rozdział dużo wcześniej, niż zaplanowałyśmy, ale to tak za wynagrodzenie długiej przerwy. Mamy nadzieję, że się podoba ;)

Dary anioła - 30 dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz