Sen o raju.

1.1K 73 56
                                    

Tytuł z dupy wzięty ;D

Wińcie za to Coldplay! Pozdro. ;3

------------------------------------------------------------

Przez resztę czasu, który nam pozostał do odjazdu autobusu z pobliskiego przystanku razem z Zosią spędziłyśmy na lepszym poznawaniu siebie oraz na obgadywaniu wszystkich i wszystkiego. Gdy wyszłyśmy ze Złotych Tarasów, wieczór nastał już nad Warszawą migoczącą milionami świateł, przedziwnie kontrastujące z fioletowo-różowym niebem, na którym ciepła pomarańczowa poświata opadała na dachy budynków tworząc niesamowity widok. Nawet ciągły ruch na ulicach nie przeszkodził mi w podziwianiu tych przepięknych kolorów.

- I jak tam? Pod wrażeniem? - spytała się Zosia, idąc ramię w ramię ze mną, wdychając niezbyt świeże, przepełnione spalinami powietrze. Ja jedynie się uśmiechnęłam. Ten dzień się jeszcze dla mnie nie skończył. Schowałam dłonie w kieszenie kurtki, powoli powłócząc nogami. Zamilkłyśmy, otoczone przez wszechobecny hałas i odgłosy przechodzących obok nas ludzi zajętych własnymi sprawami. Biznesmen śpieszący się zapewne na ostatnie spotkanie z przyciśniętym do ucha telefonem. Uczniowie liceów siedzących na placu przed Pałacem Kultury rechocząc się z czegoś, popijając piwo i paląc fajki. Grupka kobiet trajkoczących o najnowszych trendach w modzie, niosących własne pieski rasy chihuahua pod pachą. Biedne zwierzątka. Starsze panie wracające z pracy do swoich domów. Dzień jak co dzień. Kończył się, by mógł się zacząć następny.

- Jestem pod wrażeniem i nie mogę doczekać się, aż poznam je bliżej. W końcu spędzę tu trochę czasu. - rzekłam, przechodząc przez pasy. Powoli zaczynałam odcinać się od życia w mojej mieścinie, gdzie spędziłam moje nastoletnie lata życia. Teraz zaczynałam jako nowa osoba, bardziej świadoma tego co robi. Jezu, co ja plotę.

- To poznamy je razem. Fajnie jest spędzać czas z kimś, z kim znalazłeś wspólny język. I to już pierwszego dnia. Powoli traciłam nadzieję, że kogokolwiek poznam poza swoją zajebistą 'ja'. - westchnęła, zaczerpując trochę powietrza do płuc. Zbliżałyśmy się do przystanku, skąd miał nas zabrać autobus linii nr 634. Kopnęłam kamyk, który potoczył się prosto na ulicę.

- Fajno, fajno. - potwierdziłam, nie dodając nic więcej. Do spotkania z Kacprem oraz zapewne też i Kubą pozostało mi nieco ponad dwie godziny. Czy powinnam wracać z powrotem do akademika? Chyba niezbyt mi się to opłacało. Zatrzymałam się gwałtownie. Zosia spojrzała na mnie pytająco.

- Wiesz co, ja mam jeszcze coś do załatwienia. Zobaczymy się później. Lub jutro. - pomachałam do niej i odwróciłam się na pięcie, by odejść. Gdy już szłam szybko prosto przed siebie, mogłam usłyszeć:

- Tylko się zabezpiecz! -

Zaśmiałam się, a powietrze uderzyło mi do głowy. Z dala od rodziców, znajomych, nauczycieli zasmakowałam w wolności. Nareszcie mogłam robić to, co ja chcę i na własnych warunkach. Gdy jeszcze mieszkałam z mamą i tatą czułam się emocjonalnie i materialnie uzależniona od nich, co w pewien sposób odbijało się na mojej psychice i na stanach depresyjnych, w które popadałam od czasu do czasu. Nikt tego nie widział, bo umiałam ukryć co czuję. Byłam dobrą życiową aktorką. Tylko na ile to by wystarczało? W końcu przyjdzie ktoś, kto zburzy ten mur, który wybudowałam wokół siebie. I panicznie się bałam, że może zobaczyć jaka jestem naprawdę i porzuci jak starą szmatę. Wydęłam wargi w zamyśleniu.

Co to znaczyło być wolnym? Lub wolność?

Według słownikowej definicji słowo 'wolność' jest to brak przymusu, sytuacja, w której można dokonać swojego własnego wyboru, niczym nie wymuszonym. Tylko czy moja decyzja o przeprowadzce do innego miasta nie była wymuszona? Nie była podyktowana pewnymi warunkami? Chcąc się uwolnić od kajdanów zależności od rodziców wpadłam w kolejne uzależnienie. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Za dużo dzisiaj myślałam. Pokręciłam głową. Z rękami w kieszeniach kurtki, maszerowałam przez miasto, nawet nie wiedząc dokąd idę. Szłam tam gdzie mnie nogi niosły. Wieczorny wiatr rozwiał me zielone włosy, gdy przechodziłam tuż pod Pałacem. Przystanęłam, by przez chwilę podziwiać oświetloną sylwetkę budynku. Światełka migotały w moich zafascynowanych widokiem oczach, sprawiając, że wyglądały jakby został zrobione z tysięcy gwiazd.

Po chwili jednak znudziłam się i usiadłam na murku po turecku, z rękoma w kieszeniach. Pozostało mi jedynie czekanie na Kacpra i Kubę, jeśli ten drugi w ogóle się zjawi. Zamyśliłam się, wbijając wzrok w płyty chodnikowe, lekko spękane, a w niektórych miejsca zupełnie popękane zupełnie jak moje życie. Nigdy nie czułam się tak zagubiona, jak przez te kilka lat od czasów rozpoczęcia liceum. Wtedy zupełnie się zmieniłam. Odsunęłam się od znajomych, których gadanina i błahe sprawy przestały mnie obchodzić. Dla nich jedynie liczyło się to, czy zdobędą chłopaka/dziewczynę, żalili się, że znów ktoś ich rzucił. Nienawidziłam takiego próżnego gadania. Spuściłam bardziej głowę i pozwoliłam, aby otoczyły mnie murem włosy. Odcięłam się od rzeczywistości, myśląc o rzeczach przyziemnych, jak i tych nadziemnych. Czy dam sobie radę na studiach? Czy to mnie nie przerośnie? Skuliłam się w sobie, jakby broniąc się przed spadającymi jak komety obawami. Serce drgnęło nerwowo. Ten stan, gdy strach obezwładnia Twoje ciało i umysł jest nie do zniesienia. Często tak miałam. Może nie dojrzałam do studiowania? Przecież jestem jeszcze młoda, mam czas. Ale czułam presję, widząc jak moi rówieśnicy idą na studia i jeszcze świetnie im idzie. Również rodzice mieli zasadniczy wpływ na mój tok myślenia. Miałam dość, że wszyscy chcieli mną sterować jak bezwładną marionetką. Siedziałam tak przez dłuższą chwilę, drżąc lekko z zimna. Wieczory stawały się coraz chłodniejsze. Wyciągnęłam komórkę, by sprawdzić, czy nie dostałam wiadomości. Nic. Rozczarowana, schowałam go, by obojętnym spojrzeniem ogarnąć otaczające mnie budynki. Przechodzący obok ludzie nie zwracali na mnie uwagi, a siedzący niedaleko nastolatki wciąż rechotali się z czegoś szpetnie. W końcu spojrzałam na nich i co tak ich bawi. Okazało się, że widok bezdomnego tak ich bawił. Wywróciłam oczami, czując wyłącznie niesmak. No jak tak można. Brak dojrzałości. Taka była dzisiejsza młodzież. Przeczesałam palcami włosy, plotąc coś na wzór warkocza. Nigdy nie potrafiłam zrobić sama sobie fryzury, jedynie jakieś luźne koki, kucyki, czy puszczone luzem wyprostowane. Zazdrościłam dziewczynom, które posiadały zdolności do wyczarowywania cudeniek z włosów.

Gdy tak rozmyślałam, nie dostrzegłam, że w moim kierunku idzie dwóch chłopaków. Jeden w różowej pudrowej bluzie, na którą narzucona została czarna kurtka przeciwdeszczowa, czarne podziurawione spodnie i znoszone tenisówki, zaś drugi odcinał się od otoczenia wszędobylską czernią. W dłoni trzymał papieros. Pewnym krokiem zbliżali się coraz bliżej.

- No patrz, Kuba, nasza królewna już na nas czeka. - zamknęłam powieki, by westchnąć. Miałam przeczucie, że Kacper coś powie. Mimowolnie jednak uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

- No widzę, że królewicz się pojawił. - odparowałam, wstając z murku, otrzepując tyłek.

- No wiadomo. - blondyn rozłożył ręce, śmiejąc się. Mnie bawił sam jego wygląd. No,ale ma się gusta i guściki.

- To gdzie mnie zabieracie? - spytałam, stając między nimi. Mimowolnie mój wzrok zwracał się ku Kubie, który powoli popalał papierosa, co jakiś czas się na mnie patrząc. Robiło mi się dziwnie gorąco, gdy przyłapywałam go na gapieniu się na moją osobę, lecz to zignorowałam, koncentrując się na tym co mówi Kacper.

- Pewnie. - zgodziłam się, nawet nie wiedząc na co się godzę. Kuba spojrzał na mnie z rozbawieniem.

- Ty nie wiesz na co się zgodziłaś. - rzekł do mnie, delikatnie się uśmiechając. Ja zrobiłam wielkie oczy, przełykając ślinę.

No to się wpakowałam.


Closer || GargamelVlogOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz