Barwa twoich słów.

1.1K 66 40
                                    

Autobus przyjechał kilka minut później, punktualnie. Nieco mnie to zdziwiło, bo byłam przyzwyczajona do opóźnień niekiedy kolosalnych rozmiarów. A tu proszę. Komunikacja miejska w Warszawie działała jak ta lala. Wsiadłyśmy do środka i zajęłyśmy miejsca tuż przy końcu pojazdu. Niemal natychmiast ruszyłyśmy.

- Już humor lepszy? - spytała Zosia, klikając na telefonie jak szalona. Wzruszyłam ramionami, odwracając wzrok od okna, za którym mijałyśmy szare budynki mieszkalne.

- Bywało lepiej. - odparłam obojętnie, obserwując otaczających mnie ludzi. Dwójka hip hopowców kiwała głowami w rytm muzyki, patrząc bezmyślnie przed siebie. Emerytka siedząca naprzeciwko nas, żuła piętkę chleba. Fioletowy moherowy beret przekrzywił się na jej siwych włosach. Niedaleko nas dwie grube kobiety ze stertą siatek, głośno komentowały rzeczywistość, narzekając na współczesną młodzież. Jedna przekrzykiwała drugą. Starałam się je ignorować, wyłączając myślenie i słuch, lecz niezbyt mi to wychodziło. Ich piskliwe głosy wbijały mi się w mózg jak miliony igiełek uderzające w najczulsze punkty. Irytujące. Powstrzymałam się od odwrócenia się i nawrzeszczenia na nie, że nie życzę sobie, aby w ogóle się odzywały. I tak bym zrobiła z siebie idiotkę. Zacisnęłam zęby i wbiłam się głębiej w siedzenie, co moja towarzyszka nie zauważyła. Jej wzrok wbity był w ekran telefonu. Zapewne coś znowu oglądała, nie przejmując się otoczeniem. A dla mnie istnienie otoczenia stanowiło istotny problem. Nienawidziłam tłoku, ani natłoku obcych ludzi. Po prostu mnie to przerażało. A nie chciałam się bać ani okazywać strachu. Zacisnęłam dłonie w pięści, oddychając przez usta. Zapachy, gwar, rozmowy. Czasami doprowadzało mnie to do szału, aż chciało mi się krzyczeć. Tak było i w tej chwili. Najchętniej to bym uciekła z tego miejsca pełnego hałasu, zarazków i innych obrzydliwości. Ale cóż zrobić. Trzeba się męczyć.

- Ty wiesz jak dalej dojdziemy? - znienacka Zosia podniosła wzrok znad telefonu, patrząc się prosto na mnie. Wydęłam wargę w zamyśleniu, by po chwili wpaść na genialny pomysł. Wyciągnęłam swoją komórkę i włączyłam mapę Google.

- Coś czuję, że będziemy musiały przesiąść się do metra. - mruknęłam, mrużąc oczy, przesuwając palcem po ekraniku.

- Świetnie. Nigdy nie jechałam metrem. - przyklasnęła, kiwając głową. Ja już wcześniej byłam w Warszawie i mniej więcej wiedziałam jak funkcjonuje podziemny "pociąg" w stolicy. Szału nie było, ale był to jeden z szybszych środków publicznego transportu w tak dużym mieście jakim była Warszawa.

- No to się przejedziesz. - schowałam telefon do kieszeni, starając wytrzymać się podróż autobusem do Warszawy Centralnej, by tam przesiąść się do metra kierującego się w stronę Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Czyli tam gdzie się udawałyśmy.

- A wiesz, wpadłam na pomysł, że po rozpoczęciu roku akademickiego możemy iść do Złotych Tarasów, lub przejść się do jakiegoś pobliskiego parku. - zaproponowała, uderzając dłonią o moje kolano. Uniosłam brew, patrząc na dłoń na mojej nodze.

- Jestem już umówiona. - powiedziałam z pewnością w głosie, patrząc z rozbawieniem jak jej mina zmienia się jak w kalejdoskopie. Z zaskoczonej, poprzez sfrustrowaną, na gniewnej kończąc. Przygryzłam wargę, by nie roześmiać się jej w twarz. Zosia zmarszczyła brwi, teraz całkowcie koncentrując swoją uwagę na mojej osobie.

- Z kim? Tylko nie mów, że z tymi chłopakami, których poznałaś na Centralnym. - kiwnęłam głową, mrugając okiem. Nie chciałam jej zdradzić zbyt wiele szczegółów, by nadmiernie się nie podnieciła.

- To pójdę z Tobą. - moje oczy rozszerzyły się z przerażenia, a głowa natychmiast wykonała gwałtownie sprzeczne ruchy. - No czemu nie? W końcu poznam Twoich lovelasów.

- Zosia, wiesz, to nie jest chyba najlepszy pomysł. - zaczęłam ostrożnie, by jej nie urazić. Chciałam spotkać się z Kubą sam na sam. Czy to źle, że chciałam z nim porozmawiać bez świadków? Moje myśli zostały przerwane przez głośny śmiech blondynki, który zwrócił uwagę kilku pasażerów, w tym i wcześniej wspomnianych kobiet. Pierwsze łzy rozbawienia pojawiły się w jej oczach, które momentalnie ścierała, gdy te spłynęły po policzkach.

- Zachowujesz się jak pies ogrodnika. Sama nie możesz i komuś też nie dasz. Przecież chcę tylko ich poznać, nic wielkiego. Możesz sobie ich brać jak lubisz wielokąty. - westchnęłam, słysząc co ona wygadywała. Wielokąty? Ktoś coś o nich mówił?

- Tak dla sprostowania: spotykam się tylko z jednym chłopakiem, bo Kacper już pojechał do siebie. A ten, z którym się spotykam nazywa się Kuba i tutaj mieszka. - wyjaśniłam zrezygnowana, czując, że zgodzę się teraz na wszystko.

- O, to ciekawe. Ale jeśli nie chcesz to nie musisz mnie przyprowadzać. Kiedyś na pewno go poznam. - uśmiechnęła się, ponownie opierając się o wytarte siedzenie. Nie dane było jej siedzieć długo, gdyż głos dobiegający z głośników oznajmił nam, że znajdujemy się przy Dworcu Centralnym. Zosia, jak to ona, zaczęła zrzędzić, że posiedzieć jej nie można i boli ją kręgosłup.

- No chodź, babulinko. Kilka metrów i wsiądziemy do metra. - dokuczyłam jej, śmiejąc się z jej gderania. Czasami potrafiła być śmieszna.

- Nie śmiej się z czyjegoś nieszczęścia. Zobaczysz, Tobie też się to przytrafi i to wtedy ja będę się śmiać. - blondynka odgroziła się niezbyt pewnym głosem, na co ja prychnęłam, kręcąc głową. Jej groźby nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenia.

- Rusz się lepiej, bo w końcu nie zdążymy na rozpoczęcie i będzie draka. - chwyciłam ją za nadgarstek i pociągnęłam za sobą, idąc szybko przez przejście dla pieszych. Ta pokrzykiwała coś za mną, lecz nie zwracałam na to specjalnej uwagi. Za pięć minut odjeżdżało nam metro, a ta łaskawie raczyła się guzdrać.

- Dziewczyno, uspokój się. Zwolnij. Metro jeździ co kilka minut, a z tego co wiem rozpoczęcie jest za 40 minut. - Zosia wyszarpnęła dłoń z mojego uścisku, masując sobie nadgarstek. Chyba za mocno ją chwyciłam.

- A rób co chcesz. Ja nie zamierzam się spóźnić. - warknęłam, odchodząc szybkim krokiem, wbijając dłonie w kieszenie kurtki. Nagle mój humor spadł do całkowitego zera i biada temu, kto by stanął na mej drodze. Nagle wpadłam na pomysł. Wyciągnęłam komórkę i natychmiast napisałam:

Do: Nieznany numer.

Zmieniłam zdanie. Nie idę na rozpoczęcie. Spotkajmy się teraz.

Wzięłam głęboki wdech, przymykając powieki, by się nieco uspokoić. Wdech, wydech. W głowie kłębiło się mnóstwo myśli, żadna nie połączona z drugą. Totalny chaos. Odgarnęłam dłonią włosy na bok, by mi nie przeszkadzały. Zewsząd otaczał mnie hałas i głośno toczone dysputy. Zośka zniknęła mi z horyzontu, idąc nie wiadomo gdzie. Wzdychając, usiadłam na murku przy Pałacu Kultury, krzyżując nogi w kostkach. Pozostało mi jedynie czekać na Kubę, który lada moment miał się tu pojawić. Po paru minutach telefon zawibrował w kieszeni. Nie musiałam nawet patrzeć na to kto napisał:

Od: Nieznany numer.

to do zobaczenia za 20 min.

Na te słowa uśmiechnęłam się sama do siebie, ignorując otaczających mnie ludzi.

Closer || GargamelVlogOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz